"Śmierć komiwojażera"
Znakomity spektakl. Tak umiejętnie i sensownie wyważone w nim zostały racje stron, tak nie schematycznie ukazane postacie, tak ciekawie zarysowane dzieje tej amerykańskiej rodziny na tle daleko wykraczającym poza obręb jednego, konkretnego domu.
"Śmierć komiwojażera" to jedna z najznakomitszych sztuk (może najlepsza!) Arthura Millera. - Obnażenie mitu o tym, co może być gwarantem powodzenia, co zapewnia utrzymanie na powierzchni życia w kraju, gdzie nie można liczyć na sentymenty, na współczucie, na ludzką pomoc - jest tu założeniem nie tylko formalnym. Odkrywając prawa rządzące społeczeństwem, unaoczniając ich okrucieństwo - Miller napisał w roku 1949 sztukę demaskatorską. Jeżeli do dziś nie jest ona tylko dokumentem epoki, warto ją pokazywać i o niej pamiętać.
"Śmierć komiwojażera" ma akcję przykuwającą uwagę i kilka znakomitych ról. Spektakl poniedziałkowego Teatru TV poprowadzony z wielką inwencją przez reżysera JANUSZA WARMIŃSKIEGO był wyśmienitym koncertem gry. WŁADYSŁAW KRASNOWIECKI jako komiwojażer Lomen, człowiek doprowadzony do ruiny nie tylko finansowej , ale i psychicznej, człowiek, który przegrał stawkę najwyższą - był tu niezwykle przekonywający. Stworzył postać bogatą, barwną, umiał wydobyć z roli tak wiele, że wierzyło się każdemu odruchowi, każdemu słowu. A jest to rola niezwykle trudna. Trzeba w niej pokazać wszystkie odcienie ludzkich przeżyć, wzruszeń, załamań - być silnym i wiedzieć, że w tej sile tkwi ogromna słabość. Jeżeli rzadko używa się określenia kreacja - to w tym wypadku można śmiało zastosować to określenie wobec Krasnowieckiego. Doskonałe role stworzyli także: HANNA SKARŻANKA jako Linda, IGNACY GOGOLEWSKI jako Biff Lomen, a także JÓZEF ŁOTYSZ jako Happy Lomen.
Janusz Warmiński tak rzadko reżyserując w TV - doskonale dał sobie radę również ze znakomitym montażem obrazu, w którym celowo zastosowano fragmenty filmów.
Data publikacji artykułu nieznana.