Artykuły

Śmierć komiwojażera

PRZECIĘTNOŚĆ połączona z marzycielstwem jest nie do zniesienia. W sztuce Arthura Millera jest zresztą bardzo dużo nieznośnych momentów. Autor zupełnie świadomie zestawia w dialogu tak fakty i doznania, że wywołują one poirytowanie odbiorcy. I w tym pewnie jest autorski sukces. Trafia w sedno zawikłanych problemów wewnętrznych większości ludzi. Śmierć komiwojażera jest sztuką o wielopłaszczyznowym odniesieniu. Niesie w sobie pewne uniwersalistyczne prawdy, które dziś - po przeszło 30 latach od chwili napisania - silnie oddziałują nadal.

Śmierć komiwojażera to sztuka o życiowej przegranej Willy Lomana. Niczego nie osiągnął, nie wzbogacił się, nie zdobył uznania ani pozycji społecznej, marzenia o karierze dla synów stały się nieosiągalne, wszystko przegrał. Najukochańszy syn w sposób oschły stwierdził: Tato jestem niczym! Jestem niczym tato. A pewnie tyle marzeń było na początku drogi życiowej starego Lomana. Teraz dziecko mu powie: Pozbieraj te swoje oszukane marzenia i spal je, zanim stanie się coś złego...

Skąd tyle zawodów i przykrości? Dlaczego tak bezwzględnie negatywnie mija życie Lomana? Autor daje na te pytania odpowiedź w swojej świetnie skonstruowanej sztuce. Nie można opierać życia na zakłamaniu, na marzeniach, na mitach. A Loman jest mitomanem. Pewnie to zawodowe spaczenie, bo jako komiwojażer starał się sprzedawać rzeczy mało wartościowe, nie zawsze oferował najlepszy towar. Wierzy w swoje marzenia, stają się one częścią jego realnego życia. I zawodzi się. Jego sąsiad Charley, powie na zakończenie sztuki - Niech nikt nie potępia tego człowieka, komiwojażer musi umieć marzyć. Jego marzenia zrodzone są z wielkich przestrzeni. Autor nie dopowiada jednak, że umiejętność marzenia nie jest jednoznaczna z wiarą w marzenia. A Loman wierzył i przegrał. On jest też przyczyną kompletnego fiaska całej swojej rodziny, czego do końca nie może zrozumieć.

Próba lokalizowania akcji sztuki w konkretnych warunkach społecznych nie wniesie ciekawszych rozwiązań i propozycji dla rozumienia sztuki Millera. Autor mówi o przykładach typowych.

Tę typowość ludzkiej przeciętności wnoszą wykonawcy lubelskiego spektaklu opracowanego przez reżysera Jerzego Hoffmana.

Główny bohater, którego gra przejmująco Krystyn Wójcik, w wyszarganym i wybrudzonym płaszczu - prochowcu jest wyjątkowo słabym charakterem. Jego bunt wobec szarej rzeczywistości nie wykracza poza przeciętną zdradę małżeńską, drobne kłamstewka na użytek domowy, niby ambicjonalne zrywy wobec najbliższego sąsiada. Opanowana i umiejąca niemal do końca z humorem nieść swą maskę Landa jest postacią udaną w propozycji Marii Szczechówny. Linda zna prawdę, zna jej najciemniejsze pokłady, ale postanawia do końca odważnie kroczyć obraną ścieżką. Synowie Lomana są zaprzeczeniem jego wyobrażeń o dzieciach. Happy - to kłamczuch, dziwkarz, drań. Gra go Krzysztof Sławomir Kaczmarek i konsekwentnie stara się nie dopuścić do głosu jakiegokolwiek ludzkiego odruchu wobec swoich najbliższych. On będzie szedł zakłamaną drogą ojca - marzyciela. Buntujący się zaś Biff - gra go Jan Wojciech Krzyszczak - oczko w głowie ojca, sprawi mu najwięcej przykrości. On jeden chce się wyrwać z kręgu mitów i kłamstwa i chyba on ma największe szanse, bo umie siebie właściwie ocenić, na co się ojciec nigdy nie zdobył. Serdecznie i bardzo po ludzku gra Charley'a Włodzimierz Wiszniewski. Wuj Ben w propozycji Romana Kruczkowskiego jest postacią nie z tego świata, już umarł. Ale przecież zawsze był trochę nie z tego świata i dla Lomana uosabiał realność marzeń, podsycał jego wyobraźnię, wyraźnie mu imponował i gdyby nie brak odwagi na pewno poszedłby jego śladami. Jest wyniosły, wewnętrznie zdyscyplinowany, obliczony w czasie, zimny. Jego nieziemskość jest zapowiedzią rzeczy strasznych, które wydarzą się w życiu Lomana. Interesująco zagrał w roli Howarda Ludwik Paczyński. Kobietki natomiast wypadły dużo poniżej przeciętności.

Sztuka Arthura Millera jest ciekawa pod względem problematyki. Stanowi coś w rodzaju wiwisekcji postaw życiowych człowieka. Odznacza się nagromadzeniem kontrowersyjnych sytuacji, zawiera frapujący dialog. A mimo to spektakl lubelski przynosi pewnego rodzaju znużenie grą aktorską. Scenografia Łucji Kossakowskiej podkreśla umownymi szkicami i zarysami ścian sytuację zagubienia człowieka w wielkim świecie problemów. Przeraża tu pustka wydobyta bezkresnym horyzontem, wyniesionymi schodami i ciemnymi rusztowaniami. Skoro człowiek wejdzie w tę pustkę, nie wyjdzie z niej. Zupełnie inaczej niż kiedy wejdzie do buszu - z niego często wychodzi - jak wuj Ben - bogaty. Ta pustka współczesnej cywilizacji po prostu pochłania człowieka, wtapia, niszczy. Pozostaje tylko droga marzeń, ale pod warunkiem, że się nie uwierzy w ich realność. Pesymistyczny to wniosek, ale trudno w sztukach Arthura Millera doszukiwać się akcentów optymistycznych. Jest on przecież rewelacyjny w tworzeniu sytuacji, nastrojów i perspektyw w barwach pesymistycznych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji