Artykuły

Hormon powodzenia

Nie znam pierwszej prezentacji sztuki Arthura Millera pt. ,,Śmierć komiwojażera" w tele­wizji. Zresztą któż ją pa­mięta? Było to przed trzyna­stu laty! Sądzę więc, że po­niedziałkowy spektakl wolno traktować jako telewizyjną pre­mierę. Tym więcej, że jego twórcą jest człowiek filmu, nie teatru - Kazimierz Karabasz, wybitny dokumentalista.

Wydaje mi się, że jego kon­cepcja zmierzała do stworzenia nowej jakości - widowiska, które stanowiłoby coś pośred­niego między teatrem a fil­mem. Dało to efekt osobliwy, przede wszystkim technicznie. Telewizyjna "Śmierć komiwo­jażera" została zrealizowana dla telewizji kolorowej. W filmie barwnym z powodzeniem sto­suje się dosyć proste zabiegi, aby uzyskać efekt marzeń sen­nych, wspomnień, retrospekcji. Kazimierz Karabasz zastosował tę metodę, a w sztuce Millera jest wiele epizodów odwołują­cych się do retrospekcji. Ale odbiorników kolorowych jest u nas jeszcze niewiele. To, co na ekranie kinowym dałoby pożądany efekt, na ekranie od­biornika telewizji czarno-bia­łej sprawia wrażenie usterki technicznej. Obawiam się, że większość telewidzów tak wła­śnie odbierała ten zabieg, za­nim uchwyciła jego sens, zwła­szcza, że autentyczna usterka techniczna w czasie emisji to właśnie sugerowała. Było to spore ryzyko koncepcji realizatorskiej.

Sztuka Millera, znana u nas i przedstawień teatra­lnych, jest bardzo amerykańska w tym sensie, że dramat człowieka słabego, pozbawionego tego, co można by nazwać hormonem powodzenia, sukcesu, szczęścia silniej przemawia na tle rzeczywistości amerykańskiej. W naszych warunkach społecznych mówiono by może o braku przebojowości, a może i o decydu­jącym znaczeniu dla powodzeniu powiązań i układów środowiskowych. Sztuka Millera jest dla nas ciekawa jako jedna z krytycznych informacji o stosunkach społecznych, o losie człowieka w warunkach świata dalekiego, zupełnie od­miennego, lecz istniejącego rea­lnie. Ale przemawia do nas właśnie dramatyzm losu jedno­stki, która w owym świecie prawdziwej walki o byt, może tak łatwo zostać zepchnięta na krawędź społeczeństwa. Bowiem miarą wartości jednostki w owym świecie jest jej sukces, jej materialne powodzenie, wię­cej - jest to legitymacja uprawniająca do istnienia. Nic innego się nie liczy, także dra­mat człowieka wyalienowane­go, starego, więc niepotrzeb­nego.

Ten dramat przemówił do nas chyba przede wszystkim dzięki aktorstwu. Aktorstwu tak przejmującego widza, jak to, które zaprezentował Tadeusz Łomnicki w głównej roli owe­go komiwojażera. Sekundowali mu zaś znakomicie: Barbara Krafftówna oraz Jerzy Jane­czek, Krzysztof Kierszkowski i Gustaw Lutkiewicz.

Mamy nadzieję, że Kazimierz Karabasz nie poprzestanie na tej próbie współpracy z tele­wizją.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji