Artykuły

Dzień z mistrzem

Kto zagra w musicalu "Taniec wampirów"? Żeby wybrać najlepszych z najlepszych, na casting do Teatru Roma przyjechał Roman Polański. W Warszawie został tylko jeden dzień. Od rana do nocy przesłuchiwał solistów. Dla młodych artystów był to najważniejszy dzień w życiu. Móc powiedzieć: zagrałem u Polańskiego. Taka szansa może się zdarzyć tylko raz. Gorączkę za kulisami i na scenie obserwowała Agnieszka Litorowicz-Siegert.

Już jest, przesłuchuje?! - dziennikarze próbują dostać się tylnymi drzwiami do teatru Roma. Nic z tego. Od kilku dni Katarzyna Gaweł odpowiedzialna za kontakty z prasą zapowiada: "Niestety. Zapomnijcie. Nie będzie wywiadów". W dniu krytycznym powtarza: "Bardzo proszę: nawet jak Roman Polański [na zdjęciu] będzie przechodził obok, niech go pani nie zaczepia. Może ostro zareagować". Dziennikarze kapitulują, czujny portier własnym ciałem strzeże wejścia do korytarza w strefie zero. Korytarz prowadzi do bufetu i na scenę.

To nie jest wielki casting, w bufecie nie ma tłumu, ale i tak adrenalina prawie dźwięczy w powietrzu. Cornelius du Crocq Baltus, reżyser Tańca wampirów, już przeprowadził pierwszą selekcję. Mistrz przyjeżdża, żeby wskazać najlepszych z najlepszych. Zaczynają się przesłuchania, co pół godziny trzy osoby. Tylko jedna wygra milion dolarów, angaż u Polańskiego. Dziewięć ról, dwudziestu trzech artystów. Najgorzej mają Sary, pretendentki do głównej roli żeńskiej. Przesłuchiwane są duety, Sara plus ktoś, więc trzy dziewczyny na zmianę są cały czas na scenie. Najgorzej albo najlepiej, to gwarantuje najdłuższy kontakt z mistrzem. Malwina Kusior, szczupła osiemnastolatka, przyjechała z niewielkiej miejscowości pod Krakowem. Wygląda świetnie, wąskie spodnie, obcisła bluzeczka w panterkę, loki opadające na twarz. Oczy jej błyszczą, chociaż nie śpi od wczoraj. - Sama świadomość, że mam wystąpić przed Romanem Polańskim, sprawiła, że nie mogłam całą noc zmrużyć oka - szepce podniecona. Ale po pierwszym przesłuchaniu odkrywa: - To uśmiechnięty, wyluzowany człowiek. Widać, że dużo pracuje z młodymi ludźmi. Jest fajny! - wyrzuca jednym tchem. W maju będzie zdawała maturę, debiutowała w małych rolach w Miss Saigon i Kotach. Jeśli Polański ją wybierze, ekspresową windą wjedzie z parteru na szczyt. Ola Bieńkowska i Agata Załuska, kandydatki do tej samej roli, czekają na swoją kolej. Ćwiczą, rozśpiewują się, ukrywają nerwy, ale oczy mają nieprzytomne.

Konkurencja? Maksymalna. Wszyscy to wiedzą, bo grają o to samo: móc powiedzieć, że występowało się u Polańskiego. Robert Rozmus (walczy o role: karczmarza Chagala i badacza wampirów, profesora Ambrosiusa) przed wyjściem na scenę: - Nerwy są straszne, straszne. Zwykle nie biorę udziału w castingach. Ale tu będzie możliwość pracy z wielkim reżyserem. To jest konkurs, więc jest presja. Ktoś pójdzie dalej, ktoś odpadnie - mówi z pozornym luzem, ale widać, że ma tremę jak debiutanci.

Ci, którzy jeszcze nie śpiewali, po cichu zakradają się za kulisy i zaczajeni w ciężkich kotarach gryzą palce, podglądają kolegów i mistrza. Niestety, Polańskiego prawie nie widać. Siedzi na zaciemnionej widowni, obok Cornelius. Widać tylko scenę. Ale czasami Polański wskakuje na nią i ciepłym głosem daje drobną radę, przestawia aktorów, coś sugeruje. Oszczędnie, ale i tak, kiedy się odzywa, wszystko zamiera: oddechy aktorów, szmer w kulisach, gwar w bufecie, gdzie w telewizorze można obserwować akcję na scenie. Padają dwa, trzy słowa, mistrz siada z powrotem i znowu słychać śpiew. Wszyscy mają świadomość, że uczestniczą w czymś niezwykłym. Na deski wchodzi Paweł Podgórski, poważny kandydat do roli Krolocka, perwersyjnego księcia bałamucącego Sarę. Ktoś mu poradził, żeby włożył garnitur, ale Polański natychmiast prosi: - Czy mógłby pan zdjąć marynarkę? Paweł posłusznie wykonuje polecenie, zostaje w czarnej koszulce. - OK, dziękuję - mówi mistrz i jadą dalej. Paweł po występie: - Poczułem się nagle jak mały człowieczek, a jeszcze kiedy kazał mi zdjąć tę marynarkę, jak nagi... - bierze głęboki oddech. Jest zadowolony z przesłuchania, chyba poszło dobrze, chociaż mistrz nie kwituje występów ani jednym słowem. - Stałem na scenie, nie zwracałem uwagi na publiczność. Starałem się zapomnieć, przed kim śpiewam.

Szczególnie, że numer jest trudny, trwa ponad siedem minut. To wymaga skupienia, trzeba sprawnie operować głosem, przeskakiwać po skali i jeszcze włożyć w to dużo emocji. Kiedy schodziłem ze sceny, kręciło mi się w głowie. Czułem się jak po dobrym seksie.

Wódki, dajcie mi wódki! - Łukasz Dziedzic, drugi potencjalny Krolock, żartując, słania się na nogach po wyjściu ze swojego przesłuchania. Jest wyższy od Pawła, ma niższy głos, ale szansę chyba takie same.

Koło południa w bufecie szemrze się, że opcja numer dwa to obsada zastępcza, a numer trzy - zespół. To znaczy, że mistrz zdecyduje, kto z przegranych kandydatów do głównych ról wejdzie jako ekipa dublerska, a kto dostanie obsadę drugoplanową. Niektórzy już czują, że wypadli nie najlepiej i zespół jest dla nich kotwicą.

- U Romana Polańskiego mógłbym zagrać każdą rolę - niemal bije się w piersi Rozi, Robert Rozmus, który akurat nie ma powodów do zmartwienia. "Przejechał na czysto". Łukaszowi też poszło super, aż się boi mówić, że dokładnie to słowo padło od kogoś z widowni. Może od samego mistrza? - Czułem się dobrze na scenie - mówi uśmiechnięty.

- Najfajniejsze jest to, że Roman Polański to taki normalny człowiek - Paweł podobnie jak inni jest trochę zaskoczony, że wielki reżyser ma cechy czysto ludzkie. Spokojny, konkretny, zero zadęcia, ani śladu gwiazdorstwa, żaden ufoludek. A przecież Polański mówi mało, ingeruje oszczędnie.

Charyzma? Na pewno. Małgorzata Duda (stara się o rolę Rebeki) zeszła ze sceny oszołomiona. - Założyłam niewygodne buty na obcasach, powiedziałam, że chciałam ładniej wyglądać przed panem Polańskim. A on na to, żebym je zdjęła, bo Rebeka powinna być brzydka, gruba i stara. Kie dy zdejmowałam te szpilki, on podtrzymał mnie ramieniem, żebym nie upadła! O mało nie umarłam! On jest cudowny! Małgorzata nie może ochłonąć.

Bardziej wrażliwi zaraz po zejściu ze sceny wypadali z teatru. Kuba Szydłowski, pretendent do roli Kukola, zaszył się w kinie. Zaczął się film, zadzwonił telefon: Wracaj natychmiast, musisz coś jeszcze zaśpiewać! Pobił rekord świata na trasie kino-teatr. Ci, którzy zostali w bufecie, jedzą kluski ze skwarkami, wypijają hektolitry kawy i mineralnej. Mistrz na obiad wyrwał się do miasta, wrócił, znowu słucha. Napięcie rośnie, bo zbliża się piąta, zaraz casting obejrzą dziennikarze. Kto zaśpiewa? Podobno tylko dwie pary, więc kto? Wybrani do kamer to prawdopodobnie ostateczne typy Polańskiego. Czy trzecia Sara, Agata Załuska, zaśpiewa? - Podobno nie. - Jest smutna, zła.- Tyle miesięcy się przygoto-wywałam i tuż przed castingiem dopadła mnie grypa. Dlaczego teraz?! - stara się panować nad drżeniem głosu. Wie, że w kilku miejscach nie dociągnęła nuty, nie zabrzmiało. Zastanawiała się, czy powiedzieć Polańskiemu o chorobie, ale ktoś jej odradził. On nie lubi takich tłumaczeń.

Albo się jest przygotowanym na full, albo zostaje w domu. Jak jednak zostać, skoro szansa spotkania kogoś takiego może się już nie zdarzyć? Agata jest przygaszona, ale może wejdzie do zespołu. Tłumaczy sobie, że samo spotkanie z mistrzem dało jej satysfakcję. - To naprawdę sympatyczny człowiek. Żadnego demonstrowania władzy. Tylko naprawdę wielcy ludzie potrafią mieć do siebie taki dystans.

- Agata uśmiecha się blado, piąta prawie wybiła, a jej nikt nie woła. Kuba Molęda walczy o rolę Alfreda, zadurzonego w Sarze romantycznego asystenta profesora! On też nie jest z siebie zadowolony, chociaż właściwie teraz nie umie nic powiedzieć. - Zaschło mi w gardle z wrażenia, tyle pamiętam.

Wielki szum. Dziennikarzy, kamery i fotografów wpuszczono na balkony. Polański w jasnych spodniach, czarnych butach, ciemnym luźnym swetrze. Ręce w kieszeniach, lekko rozczochrany, spokojny. W życiu nic dałabym mu siedemdziesięciu lat, wygląda najwyżej na pięćdziesiąt pięć. Wychodzi na schodki pod sceną, uśmiecha się, zadziera głowę. Wita media. - Nie znałem środowiska polskich tych, no..., jak wy nazywacie ludzi śpiewających w musicalach? - patrzy w górę.

- Wokaliści - pada z tłumu. - A dla mnie to śpiewacy, ale niech będzie wokaliści. Nie znałem ich, jestem przyjemnie zaskoczony taką masą talentów. Zaczynajmy - wraca na miejsce. Zapada cisza.

Na scenę wchodzi pierwsza para szczęśliwców: Ola Bieńkowska i Łukasz Dziedzic. Krótka próba mikrofonów i już. Total Eclipse of the Heart (Na orbicie serc), piękna piosenka śpiewana kiedyś przez Bonnie Tyler, jest motywem przewodnim musicalu. Ola i Łukasz śpiewają, krzyczą w śpiewie, starają się popisać aktorstwem. W finale Cornelius podbiega pod scenę, tupie energicznie, wbijając ich w prawidłowy rytm. Ola w błękitnej bluzce i z rozpuszczonymi jasnymi włosami, jest subtelna i przejmująca. Łukasz niskim głosem otula ją aż do chwili, kiedy pochyla się nad szyją Sary i szykuje do krwawego pocałunku. Zastyga z ustami na centymetr od skóry Oli. Koniec, nie ma braw, wszyscy czekają na reakcję najważniejszego jurora. - OK, super, thank you - Polański odsyła ich przyjaznym gestem.

Chyba mu się podobało. Teraz na scenę wbiega inna Sara, a za nią książę bez marynarki. Polański podchodzi, staje przed nimi, tyłem do widowni. Od obydwojga jest niższy o ponad głowę. Dwie młode postacie górują nad nim, ale wrażenie jest odwrotne. Tłumaczy coś aktorom, słychać strzępki słów: - Opowiadasz o stanie wewnętrznym... Ona chce, ale nie może... Start, ten sam utwór. Malwina przeobraża się w wulkan energii. Jej Sara biega, rozrywa serce na oczach widzów: jest jeszcze dziewczyną czy już kobietą, wolno jej kochać, pożądać? Przystojny Krolock nie ma wątpliwości. Śpiewa jej o miłości, rozbudza zmysły. W finale książę idzie na całość. Wbija zęby w szyję Sary, widownia wstrzymuje oddech. Roman Polański wstaje, podchodzi do obojga. Ściska im ręce. Czy to już gratulacje? Nie, to może nic nie znaczyć. Za chwilę za kulisami Malwina powie, że nie zapomni tego do końca życia. Teraz chwila dla fotografów, Polański pozuje przez moment. Nie wygląda na zmęczonego, choć siedzi w teatrze od rana.

- Brniemy do końca castingów, za tydzień powinna być cała obsada. Szukamy aktorów, którzy potrafią przekazać to, co najważniejsze. Humor, bo to jest przedstawienie komediowe. W wyobraźni już to widzę, ale trzeba jeszcze mnóstwo pracy - zdania padają w różne strony, kamerzyści złoszczą się, że kiedy mistrz mówi, jest odwrócony.

- W Polsce jest dużo młodych, zdolnych ludzi. Dziękuję, do widzenia - kłania się. Natychmiast obstępuje go dwóch rosłych asystentów, dziennikarze są kierowani do innych wyjść. - To już? - reporterzy są rozczarowani. Mistrz zaszywa się w specjalnie przygotowanym pokoju, pod jego drzwiami wyrasta jak spod ziemi trzeci ochroniarz. Para z młodych ludzi uchodzi powoli. Tylko nieliczni śpiewają na schodach, reszta umawia się do knajpek albo spieszy na dworzec. Dziś i tak nikt się niczego nie dowie. Bufet pustoszeje. W drzwiach spotykam Sarę blondynkę, Olę Bieńkowska. Idzie powoli, w każdym ruchu widać zmęczenie. Ale uśmiecha się, na giełdzie ma wysokie notowania.

- Śpiewam od dwunastej, ćwiczyłam też wcześniej. Żeby nie udzielała mi się paraliżująca trema innych, zamknęłam się w sali baletowej. Zaczęłam za szybko, usłyszałam od reżysera: "Nie pędź jak pociąg pospieszny z Warszawy do Krakowa". I poszło dobrze. Jest inna niż jej główna konkurentka, starsza, doświadczona, śpiewa jako wokalistka sesyjna, pracowała z Ewą Bem, Hanią Stach, Michałem Bajorem. Jako jedyna Polka ukończyła szkołę śpiewu Paula McCartneya w Liverpoolu. Mistrz Polański będzie miał trudny orzech do zgryzienia z tymi Sarami...

A oto i on. Pojawia się w bufecie, kiedy nikogo już nie ma. Zagaduje do pani za kontuarem. Z bliska wygląda jeszcze młodziej, jak on to robi? Uspokojeni ochroniarze trochę odpuszcza ją, wianuszek ważnych osób odpływa, włącza komórki i bierze się za oddzwanianie.

Polański na chwilę ostaje sam. Podejść? Przypominają mi się słowa Kasi: może zareagować ostro. Ale może ja też mam jedyną szansę? Podchodzę, przedstawiam się. Rozmawiamy przez chwilę o urodzie młodych Polek: Będzie trudno wybrać najpiękniejszą Sarę, bo wszystkie kobiety są tutaj ładne. On zawsze cenił polską klasę, urodę kobiet. Uroda w musicalu? Czy jest ważna? - Na pewno, chociaż jest przewaga teatru nad filmem, tu nie ma zbliżeń, dużo da się nadrobić kostiumem, charakteryzacją... - mówi, uśmiecha się, ręce w kieszeniach. Nie żałuję, że jako tajna agentka przesiedziałam kilka godzin w bufecie. Teraz rozumiem, co ci młodzi ludzie mieli na myśli, mówiąc o magii kontaktu wprost.

PS Trzy dni po castingu ogłoszono skład pierwszej obsady. Sarę zagra Malwina Kusior, a wodzącego ją na pokuszenie Krolocka Łukasz Dziedzic (Paweł Podgórski wystąpi w drugiej obsadzie). Robert Rozmus dostał rolę profesora, a Kubie Szydłowskiemu opłaciło się odpuścić kinowy seans, zagra Kukola. Jakub Molęda niesłusznie czuł się pokonany po przesłuchaniu, Roman Polański obsadził go w roli Alfreda. Trzeba wierzyć do ostatniej chwili, pogromcy wampirów chodzą swoimi drogami.

Na zdjęciu: Roman Polański podczas castingu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji