Porucznik Sowiński wykonał zadanie
Tegoroczna wakacyjna auta spłatała nam figla, dlatego z tym większą ochotą i... wymaganiami odwiedzamy królestwo Melpomeny. Na Scenie Kameralnej Teatru Śląskiego czeka nas miła niespodzianka w postaci farsy Michała Rosińskiego "Zwariować można".
Już sam tytuł sugeruje zawikłanie akcji i splot nieporozumień. A wszystko wokół perypetii miłosnych młodego, sympatycznego milicjanta (Wojciech Górniak) - tym razem w cywilu. Przeszkody na drodze uczuciowej bohatera to przewrotna babcia oraz ciekawska sąsiadka - czyli najbliższe otoczenie. Czegóż nie wyprawiają na scenie te temperamentne i jakże "prawdziwe" w swej naiwności panie, kreowane przez Lilianę Czarską (sceniczna babcia) oraz Krystynę Moll w roli karykaturalnej sąsiadki...
Akcja toczy się w pewien letni weekend w Warszawie, ale miejsce i czas nie odgrywają w sztuce szczególnej roli.
Jest to przeniesiona na scenę "podkolorowana" lecz ponadczasowa sytuacja z życia przeciętnej polskiej rodziny. Aktorzy prędko nawiązują kontakt z widownią. Bez problemu zapobiegliwą sąsiadkę - panią Emilię - identyfikujemy z panią Iksińską zza ściany, w babci rozpoznajemy rozbieganą i pełną uczucia seniorkę własnej rodziny, a i sam romans jest nam jakiś bliski i znajomy...
Zabawna akcja toczy się w skromnie urządzonym pokoiku autorstwa Barbary Ptak. Scenografia ta, współgrająca z fabułą sztuki, symbolizuje nasze małe ,,M". Ciągły nieład, zamieszanie spowodowane brakiem przestrzeni, a równocześnie ciepło i rodzinna atmosfera. A w niej istotny i zarazem odwieczny konflikt 3-pokoleniowej rodziny: 17-1etni, nowoczesny uczeń (Jarosław Karpuk), atrakcyjna mamusia, która postanowiła jeszcze raz ułożyć sobie życie (Marta Stokowska-Misiurkiewicz) oraz babcia, uważająca się za absolutną głowę domu i rodzinnego "omnibusa". Czy rzeczywiście jest to konflikt czy raczej pouczająca wymiana doświadczeń?
Spektakl nie wyróżnia się wybitnymi kreacjami aktorskimi. Gra aktorów jest podporządkowana zamierzonej przeciętności. Główny bohater, kreowany przez Wojciecha Górniaka, nie jest może dostatecznie przekonujący w roli "uwodzicielskiego" amanta. Czy rzeczywiście porucznik Jacek Sowiński ma być pewnym siebie, upartym "pożeraczem serc", czy po prostu zakochanym, nieco przerażonym biegiem wypadków, młodym człowiekiem?
Po odpowiedź na to i wiele innych pytań odsyłam na Scenę Kameralną Teatru Śląskiego. Czyż może być bardziej trafny temat na lato i jesień niż szalona miłość, mnóstwo przeszkód i happy end?