Artykuły

W salonie?

Nazwisko P. C. de Marivaux (1688-1768) kojarzy się nie tylko z osobą paryskiego bywalca salonów i zubożałego arystokraty, lecz także - lub przede wszystkim - z twórcą wielu sztuk teatralnych i powieści. Napisał ich sporo, ale na więcej rozgłosu przysporzył mu dorobek dramatyczny. Jednakże i na tym polu, spośród 30 dramatów, głównym źródłem jego popularności stało się komediopisarstwo, a zwłaszcza kilka tzw. komedii miłosnych (Pułapka miłości, Druga pułapka miłości, Triumf miłości, no i chyba najbardziej reprezentatywne stylowo: Igraszki trafu i miłości).

A więc miłość dominuje w tych żartobliwych utworach, w tytułach i jako temat rozmaitych igraszek z nią oraz wokół niej. Miłość salonowa opisywana przez salonowca, więc z wytwornością manier i smaku. A także miłość w salonach, gdzie flirtują i kochają się dość swobodnie (acz z umiarem) pary nie tylko "dobrze urodzone", lecz i wzorująca się na chlebodawcach służba. Czyli usalonowieni - przynajmniej w zewnętrznych formach plebejusze, już przecie patrzący z góry na swych niedawnych pobratymców z niższych sfer, jako na nieokrzesanych prostaków. Wprawdzie, podobno w miłości wszyscy są równi, a uczucia nie bywają dzielone na klasy społeczne, to jednak nie zapominajmy, że dzieje się to ponad 200 lat temu. A i dziś podziały, co najmniej środowiskowe, drwią sobie nadal z wszelkich równouprawnień oraz pojęć demokratycznych na tym gruncie. Może nie tyle w odniesieniu do miłości (czystej?), ile przy dobieraniu komuś małżonka.

Marivaux jest co prawda arystokratą, lecz jako pisarz uważa się za człowieka postępu. Wiek XVIII, szczególnie we Francji, zdejmuje z obyczajów, jeśli nie cały, to z pewnością część sztywnego gorsetu. Owe rozluźnienia niektórych skrępowań pozwalają, ostrożnie bo ostrożnie, podnosić bariery chroniące dostęp do patriarchalnych zakazów i nakazów rodowych oraz do zawarowanych prawem zwyczajowym stref niewolnictwa uczuć. Podniesienie, a raczej uniesienie zaledwie tych barier, nie było żadną rewolucją obyczajową. Nadal obowiązywały przy kojarzeniu małżeństw zasady kontraktów "równych z równymi" w danym kręgu społecznym - tyle, że młodzi (do określonych granic) mogli nie wyrazić zgody na proponowanego partnera mariażu. Oczywiście, bardzo możni i tak popełniali mezalianse, które w zależności od osobistych wpływów uzyskiwały aprobatę (niechętną) rodzinnego otoczenia pod naciskiem jeszcze wyższych (zaprzyjaźnionych) autorytetów - lub, jeśli nie miały żadnego poparcia prócz wzajemnej miłości, bywały wykreślane z rejestru "prawdziwego" towarzystwa. Miłostki natomiast traktowano dość liberalnie, jako że w nagości wszyscy są równi, chociaż samo ciało może być piękne albo brzydkie.

Ale nie wdawajmy się w szczegóły. Istotą rjzeczy - na tle szkicu o epoce, w jakiej żył i pisał Marivaux - byłoby po prostu stwierdzenie, że autor komedii miłosnych ani swej epoki nie wyprzedzał, ani nie rozliczał się z nią krytycznie (oskarżająco) na terenie co najmniej obyczajowym. Również Igraszki trafu i miłości (przekład Tadeusz Boy-Żeleński) - wystawione po wielu latach nieobecności na krakowskich scenach w TEATRZE BAGATELA - nie przywodzą na myśl zgryźliwej satyry społecznej, jak to nawet miłość służy wykorzystywaniu człowieka przez człowieka do uczynków niegodnych i tłamszenia czyjeś osobowości na zasadzie działań tyrana wobec podlegającej mu ofiary niskiego pochodzenia. Nic z tych rzeczy. Komedia to salonowa, lekka i z równie lekkim morałem ironicznym. Występują tu słudzy i panowie, pokojówki, lokaje, surowi (nie zanadto) ojcowie oraz tęskniące za najprawdziwszą miłością córki, które pragną najpierw poznać przeznaczonego im z góry męża, by go pokochać szczerze lub osadzić na koszu. Tego rodzaju odmowa, czyli akt odwagi - z perspektywą czekania na kolejnego, wyznaczonego wybrańca ojców - nabiera w komediofarsie Marivaux znamion "wolności" wyboru. Naturalnie, ze zmrużeniem oka. I oto cała niemal podszewka, powiedzmy: ideowa, oraz oś intrygi fabularnej. Intryga jednak została ubrana, a ściślej - przebrana w cudze szaty. Wedle wypróbowanego schematu zdobywania obserwacji i doświadczeń pod maską, ergo - nie we własnym imieniu. Pan odegra tedy rolę służącego, pokojówka zamieni stroje z panią, służący zaś upozuje się na pana. Tylko niezainteresowany miłosnymi podchodami lokaj nie będzie się stroił w obce piórka - bo już stateczny ojciec i brat przebranej panny badającej charakter oraz posturę nieznanego dotąd oblubieńca, udają, że nie wiedzą nic o zaaranżowanej maskaradzie. Zaaranżowanej zresztą przez obie strony, związane umową o przyszłym związku rodzinnym. Komedia więc forteli i omyłek skończy się oczywiście bez omyłki - zwycięstwem miłości, zgodnej z pozycjami społecznymi "zakochanych", albowiem nie tyle cechy osobiste łączą właściwe pary, ile wychowanie, maniery i sposoby bycia. Taka to i wolność wyboru w małżeństwie salonowym...

Sztuka Marivaux dysponuje jednak atutami nie do pogardzenia w teatrze. Ma wdzięk i smaczki literackiego cacka. Nie darmo Francuzi uchodzą za mistrzów farsy (aż do bulwarowej włącznie), znakomitych konstruktorów dramaturgii choćby błahej problemowo, i wybornych fachowców od potoczystego dialogu, pełnego dowcipnych i niespodziewanych spięć. Autor Igraszek trafu i miłości prezentuje wszystkie te walory, wzbogacone jeszcze rzadką finezją stylu i języka. Jest to zatem jakby przeniesiona do salonu francuska wersja komedii dell'arte. Frywolna więc, ale bez pogrubień.

O tym winien pamiętać każdy reżyser i każdy aktor przedstawienia. Ale, czy sama pamięć wystarczy? Nie zawsze, czego dowodzi realizacja sceniczna w BAGATELI (scenografia - Kazimierz Wiśniak, oprac. muzyczne - Janusz Butrym, choreografia - Zofia Więcławówna). Reżyserka spektaklu, Anna Polony - sądząc po ekspozycji i finale komedii - chyba o tym pamiętała. Zaczynała przecież ongiś swoją piękną drogę aktorską od tego rodzaju scenicznego, co prawda w Goldonim, ale nie przerysowanym w kierunku jarmarcznej zgrywy. Zna tedy doskonale prawidła gatunku wraz z jego teatralnymi uwarunkowaniami. I wynikającym stąd stylem interpretacji. Bo tradycyjna farsa (salonowa, podkreślam!) nawet lekko przejaskrawiona, nie znosi chwytów zaczerpniętych ani z plebejskich intermediów średniowieczno-rubasznych, ani ze współczesnej groteski. Tymczasem aktorzy - zwłaszcza para służących (Lidia Bogaczówna i Kajetan Wolniewicz) - tak groteskowo przeszarżowali swoje role, że nie mieścili się już w tej sztuce, lecz "wskoczyli" do innej. Śmiesznej, jurnej, krzykliwo-włoskiej burleski, tyle - że pozbawionej zupełnie specyficznego, wykwintnego klimatu, jakim autor obdarzył swe Igraszki. Odnoszę wrażenie, iż młodzi aktorzy po prostu nie wiedzą, na czym polega urok osiemnastowiecznej farsy "ogładzonej" i wyczucie subtelności oraz niuansów jej stylu. Czy reżyser może ich nauczyć w ciągu prób tego, czego nie dokonała szkoła i późniejsze odzwyczajenia od podobnych pozycji repertuaru?

Jednakże reżyser mógł przecież zauważyć, im skoro ta para grubo przesadza w ekspresji i odstaje charakterem gry (nie komizmu samych postaci!) od np. nieco zamazanych w rysunku scenicznym przebierańców "pańskich" (Ewa Lejczakówna, Krzysztof Wojciechowski - przy czym ten ostatni był najbardziej stylowy z całej czwórki), to widowisko staje się jakby mieszaniną wzajemnie wykluczających się konwencji. Gubi więc pewne minimum czystości gatunku. Bez artystycznych uzasadnień tak grubo szytych kontrastów. Tym więcej, że pozostałe postacie (ojciec - Marian Czech, syn - Włodzimierz Chrenkoff) są stonowane w wyrazie aż do stopnia komediowej nijakości. Za to Lokaj (Lech Bijałd) jako jedyny umiał się zachować na scenie z elegancką, filuterną ironią prawdziwego znawcy teatru Marivaux.

A jednak spektakl, choć jest nierówny w aktorskim wykonaniu oraz niezbyt konsekwentnie sterowany, wnosi niemałą dawkę humoru na widownię - rozbawiając ją miejscami w sposób zaskakujący. Więc może śledziennicy, wychowani na starych wzorach scenicznych, nie mają racji?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji