Artykuły

Podpalacze

Bardzo dobrze się sta­ło, że Teatr TV prag­nąc przypomnieć twórczość Maxa Frischa - czołowego obok Durrenmatta, pi­sarza szwajcarskiego, autora zna­nych także w Polsce powieści "Homo Faber" i "Stiller" oraz kilku sztuk m.in. granej ostatnio na naszych scenach "Andorry" - sięgnął po "Bie­dermanna i podpalaczy", jednoaktówkę uznaną za jedno z najlepszych dzieł scenicznych Frischa. Jest to bowiem sztuka o wyraźnym podtekście politycz­nym. Trudno stwierdzić z całą pewnością, co autor pisząc "Bie­dermanna" miał na myśli, ja­ki krąg wydarzeń był mu naj­bliższy (znamienny jest fakt, że choć prapremiera odbyła się w 1958 roku, historię o podpala­czach zapisał on w "Dzienniku z lat 1946-49" jako pomysł pro­zatorskiej burleski, a przed wer­sją sceniczną wykorzystał ją w słuchowisku radiowym). To nie jest najważniejsze. Ważne jest, jakie asocjacje wywołuje jego sztuka w widzu roku 1964. I chyba właśnie o to chodzi, aby prezentując osiągnięcia współ­czesnej dramaturgii, Teatr TV pokazywał sztuki, które tak działają na wyobraźnię.

Frisch niezwykle sugestywnie ry­suje portret pana Biedermanna, owe­go "strasznego mieszczanina", dobrodusznego na pokaz, bezwzględne­go dla słabszych (zwalnia z pracy swego długoletniego współpracowni­ka, który w rezultacie popełnia sa­mobójstwo), uważającego za szczyt swej wielkoduszności przenocowanie włóczęgi. Posługując się wygodnymi frazesami, Biedermann liczy na to, że gdy wpuści do domu podpalaczy, właśnie jego ominie pożoga. Jego oportunizm prowadzi jeszcze dalej: sam wręcza podpalaczom zapałki... Znakomitego odtwórcę postać ta znalazła w Mieczysławie Pawlikow­skim. Jego naiwna przebiegłość była jednocześnie i groźna i rozbrajająca. Był on w swych odruchach bardzo ludzki, dzięki czemu jego bohater zyskał wymiar metafory. Partnero­wała Barbara Ludwiżanka, która w roli żony zręcznie balansowała na pograniczu satyry i grozy.

Do wyłożenia swych idei o zagrożeniu i konsekwencjach oportunizmu Frisch po mistrzow­sku wykorzystuje środki współ­czesnego teatru. Jego warsztat charakteryzuje kondensacja ak­cji i nastroju, daleko posunięta typizacja postaci oraz ciekawa, wykraczająca poza dotychczaso­we kanony dramaturgii, kon­strukcja formalna.

"Partytura, jaką dajemy tea­trowi, jest zawsze bardzo nie­określona; zawiera tylko to, co ma być wypowiedziane, bez moż­liwości wskazania, jak ma być wypowiedziane. Tego, o czym się w ogóle nie mówi, nie ma w tekście. Stąd owa powszechna skłonność do gadulstwa - tam, gdzie gadulstwo jest najmniej potrzebne; tak, jak gdyby nie-pełność partytury dała się zre­kompensować potokiem słów! Rzeczy najistotniejsze dokonują się w milczeniu. Wypowiadane słowa są jak chorągiewki, które wpinamy w mapę by oznaczyć przebieg kampanii. Co się stało, że następna chorągiewka zna­lazła się nie tu, ale tam? Co się zmieniło, co pozostało bez zmia­ny? Odpowiedzi szukajmy w wyrazie twarzy aktora, w jego geście."

Tak pisał Frisch w 1958 roku komentując Biedermanna. Właśnie dzięki niesłychanie pre­cyzyjnemu wyważeniu proporcji między gestem i słowem "Bie­dermann i podpalacze" jest wyjątkowo wdzięcznym po­lem do popisu dla aktorów, co jednocześnie stanowi o jego atrakcyjności również w odnie­sieniu do telewizji.

Najtrudniejszymi rolami nie tylko w tej sztuce, lecz być mo­że w całej literaturze drama­tycznej Frischa są, obok Bie­dermanna, role podpalaczy. Mi­mo iż gdzieś w swej wewnętrz­nej istocie są zbieżni (podpalają po prostu dla przyjemności), obydwaj są całkiem odmienny­mi, niemal kontrastowymi typa­mi. Eisenring (Andrzej Łapicki), były kelner, to człowiek pełen wdzięku o nienagannych manie­rach, błyskotliwy i inteligent­ny. Natomiast jego przyjaciel Schmitz (Mieczysław Czecho­wicz) rozbraja swą rubaszną po­stawą, naturalnością zachowania, ludowym niejako sposobem rozu­mowania i niemal naiwnością dziecka. Ukazani w ten sposób mordercy, którzy nie starają się maskować swych zamiarów, sta­ją się szczególnie groźni, bo­wiem są przy tym najzupełniej normalni. Właśnie Łapicki i Czechowicz z wyjątkową trafno­ścią potrafili przekazać ich cha­rakter, budząc zarazem uśmiech sympatii i odrazę. Zresztą duet ten zebrał dostatecznie wiele pochwał za sukces odniesiony swego czasu na scenie Teatru Współczesnego pod kierunkiem Erwina Axera.

Adaptacja tv poszła po linii wyeksponowania wątku moralitatowego. Być może, taka kon­cepcja najbliższa jest myśli samego Frischa, który swą przy­powieść określił jako "sztukę dy­daktyczną bez dydaktyki". Jest to sztuka z tezą, prowokująca do myślenia. Nie sugerująca żadnych pozytywnych rozstrzyg­nięć. Natomiast z wyjątkową si­łą demaskująca źródła zła. I właśnie te sprawy zostały szcze­gólnie ostro uwydatnione dzięki małemu ekranowi, który przede wszystkim bardzo nam przybli­żył poszczególne postacie. Wiele sytuacji rozegranych zostało na zbliżeniach, zyskując na bezpo­średniości i naturalności. Szcze­gólnie sugestywnie zabrzmiały pytania Biedermanna kierowane wprost do widzów.

Lecz taka koncepcja odsunęła na plan dalszy groteskę i satyrę zawarte w utworze Frischa, sprowadzając go na płaszczyznę bardzo konkretnego realizmu. W związku z tym znikoma wydała się rola chóru - surrealistycz­nego vox populi, podkreślające­go właśnie groteskowe elemen­ty tego dramatu. Idąc dalej w tym kierunku, Axer wystawił w tv sztukę w jej pierwotnej wer­sji, bez dopisanego później przez Frischa epilogu w piekle. Przy­dało to tylko zwartości utworo­wi, a finałowy pożar znakomicie wypointował jego sens bez do­datkowej kropki nad i. Telewi­zyjnie spektakl przygotowała Anna Minkiewicz, której za­pewne zasługą jest trafne ope­rowanie zarówno zbliżeniami, jak i planami ogólnymi, czy też prze­rywnikami w rodzaju kadru ze stylizowanym zegarem. Dzięki temu wszystkiemu sztuka "Biedermann i podpalacze" zabrzmiała bardzo sugestywnie i na pewno trafiła do odbiorcy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji