Artykuły

Z wieżami w tle

Czy można oddać dramatyzm wydarzeń z 11 września 2001 roku baz pokazywania płonących wież World Trade Center? Można. W spektaklu "Teorban" udało się to reżyserowi Michałowi Glockowi i Justynie Sieniawskiej [na zdjęciu].

Było kwestią czasu, by artyści zajęli się nowojorską tragedią. Filmowcy, poza dokumentalistami, jeszcze nie dojrzeli do tego tematu, za to ludzie pióra - tak. Co ciekawe, pierwszymi byli autorzy z najbardziej antyamerykańskiego kraju w Europie, czyli z Francji. Frederic Breigbeder napisał powieść "Windows on the World", a Christian Simeon sztukę "Teorban". O ile świetna powieść Breigbedera w dużej mierze jest fikcyjną relacją z tego, co działo się w WTC już po terrorystycznym ataku, to sztuka Simeona jest kameralnym utworem, gdzie zamach z 11 września stanowi tło opowiadanej historii.

"Teorban" to monodram, którego bohaterką jest 31-letnia Jeanne - gra ją Justyna Sieniawska - Francuzka mieszkająca w Nowym Jorku. Jest ranek 11 września 2001 roku i Jeanne chce wyjść z mieszkania, by zdążyć na ważne muzyczne przesłuchanie - o godzinie 10 ma grać na teorbanie przed znanym profesorem (teorban to przypominający lutnię rzadki instrument o dwóch gryfach, co jest tutaj symboliką nie bez znaczenia). Jednak kobieta wyjść nie może, bo klucze zabrał jej przyjaciel Greg, pracujący w WTC. Zdenerwowana telefonuje więc do niego, próbuje znaleźć ślusarza, a w międzyczasie użera się z toksyczną matką, która wydzwania z Francji. Czas mija, napięcie rośnie, chwila, gdy samolot uderzy w pierwszą wieżę, jest coraz bliższa.

Na scenie widzimy jedynie Jeanne oraz służącą Carmelę (Teresa Bielińska). Młoda aktorka Justyna Sieniawska dobrze poradziła sobie z rolą, a w następnych spektaklach zapewne będzie jeszcze lepsza. Przedstawienie ma też drugi plan, filmowy: pozostałe postaci, z którymi rozmawia Jeanne, oglądamy na ekranie. Są to głównie zbliżenia twarzy Matki (dobra Maria Wójcikowska), Grega (Paweł Kumięga), Michela (Dawid Żłobiński) i Ślusarza (Janusz Glogowski). Zabiegu z wykorzystaniem wideo nie ma w tekście sztuki, to pomysł reżysera Michał Glocka. Pomysł może nienowy, lecz w tym wypadku psychologicznie uzasadniony. Nie wiedzieć tylko czemu, postaci z ekranu mają fioletowe usta. I szkoda, że bohaterów sfilmowano w teatrze, a nie w naturalnych wnętrzach. Efekt byłby bardziej przekonujący.

Ale i tak spektakl, dzięki aktorskiej grze i umiejętnemu stopniowaniu napięcia, zostaje w pamięci. Teatralny debiut filmowca Glocka okazał się udany.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji