Artykuły

"Dziady" 1962

Na premierach prasowych publiczność bywa przeważnie chłodna, powściągliwa, krytyczna. Oklaski odzywają się skąpo i często są wyrazem zdawkowej grzeczności. W ten wieczór nie było zimnych, obojętnych, nieprzekonanych. Tak rozgrzanej widowni dawno nie notowały nasze teatry. Po przedstawieniu ludzie padali sobie w objęcia, całowali się, rzucali na scenę kwiaty. Niewiele brakowało, aby chóralnie zaśpiewano: "Jeszcze Polska nie zginęła".

Skąd ten zbiorowy entuzjazm? Przed rokiem siedząc na premierze tego samego utworu w jednym z teatrów krakowskich, obserwowałem martwe twarze widzów. Żadnego poruszenia.

Spektakl trwał tylko dwie i pół godziny, a wszyscy byli nim znużeni do ostateczności. Pytałem wtedy sam siebie - czyżby zwietrzała siła tej poezji, która rodziła kiedyś bohaterów? Byłem bliski konkluzji, że tak. Dziś po nowohuckiej premierze "Dziadów" widzę, jak fałszywa może być sugestia niedobrej inscenizacji. Uroda i bogactwo tego arcydramatu jest niewyczerpane. Każda epoka i każde pokolenie może odnajdować w nim wzruszenia na miarę swych przeżyć i swych doświadczeń. Trzeba tylko znaleźć właściwy klucz.

Mój sąsiad z lewej oburzał się, że Skuszanka i Krasowski okroili. "Dziady" z ich elementów religijnych. (Skrócono o połowę tekstu Widzenie Księdza Piotra. Wykreślono sporą partię z egzorcyzmów.) - Nie można robić - argumentował - świeckiego moralitetu z czegoś, co jest nierozdzielnie powiązane z wiarą w nadprzyrodzonego. "Dziady" są przede wszystkim dramatem chrześcijańskim. Przyznawał to nawet Leon Schiller, którego nie można posądzać o schlebianie gustom dewocji. Jeśli odejmie się "Dziadom" płaszczyznę nadprzyrodzoną, pozbawi się je duszy. Powstanie karykatura. Jedyna do przyjęcia koncepcja inscenizacyjna - konkludował mój sąsiad - to koncepcja Schillerowska, traktująca poemat Mickiewicza jako wielkie misterium obrzędowe.

Mojemu rozmówcy nie podobała się także scenografia Szajny. - Teatr, to nie wystawa malarstwa. Struktury Szajny są bardzo efektowne, ogromnie malarskie - to prawda. Ale nie wiem, dlaczego ma być lepszy na scenie przedmiot, z którym widz nie wiąże żadnych treści semantycznych, od dawnego rekwizytu przedstawieniowego - stołu, lampy, trumny? Jeśli w inscenizacji Scillerowskiej Andrzej Pronaszko ustawił w głębi trzy krzyże, to każdy wiedział, jaka jest ich funkcja w całości przedstawienia. Jeśli rezygnuje się z dekoracji realistycznych, gdzie kaplica znaczy kaplica, a cmentarz, cmentarz, to czy nie lepiej grać "Dziady" bez żadnych dodatków plastycznych - na scenie pustej, otwartej, odpowiednio podświetlonej reflektorami? Tyle mój sąsiad.

Jego obiekcje, wydaje mi się, mają zaledwie pozory słuszności. Religijności "Dziadów" nie można sprowadzić wyłącznie do wątków mistyczno-mesjanistycznych. Ta warstwa utworu jest nie do przyjęcia dla współczesnego widza.

Wielka Improwizacja byłaby zupełnie niezrozumiała, gdybyśmy przyjęli, że Konrad neguje ideę istnienia Boga. Rzeczywistość dramatu Konrada domaga się swojego uzasadnienia właśnie w owej idei. Chcąc odjąć chrześcijańską "duszę" "Dziadom", trzeba by przede wszystkim odrzucić Wielką Improwizacje. Ale któryż teatr wystawiając "Dziady" mógłby się odważyć, na takie ryzyko?

Każda inscenizacja tekstów dawnych, jeśli ma być żywa, musi odpowiedzieć na pewne istotne problemy, którymi żyje współczesność. Wydaje się więc rzeczą oczywistą, że Skuszanka i Krasowski rozłożyli inaczej akcenty niż przed sześćdziesięcioma laty uczynił to Wyspiański a przed trzydziestoma Leon Schiller. Inscenizacja nowohucka "Dziadów" nie jest ani szopkowo-misteryjna, jak u Kotlarczyka, ani monumentalno-operowa, jak u Schillera. Posiada bardziej kameralne wymiary i określoną tezę intelektualną.

Jest nią odczytanie na użytek naszych czasów roli i miejsca człowieka w świecie. Tekst Mickiewicza stanowi kapitalną okazję. Zawarł w nim poeta summę swojej wiedzy o świecie widzialnym i niewidzialnym. Ktoś kiedyś powiedział, że za dwa wersety Mickiewicza oddałby całą współczesną poezję, która jest jałowa i pusta. W stwierdzeniu tym mieści się wiele przesadv. Niemniej oddaje ono dobrze mądrość tej poezji, która w każdym słowie chciała zawrzeć syntezę świata i wyczerpać go do dna.

"Dziady" to przede wszystkim wielki utwór poetycki. Powodzenie lub niepowodzenie inscenizacji uzależnione bywa najczęściej od tego, czy potrafi ona przekazać tę poezję w postaci nieuszczuplonej - jej bogactwo rytmiczne, wizualne i semantyczne. W przedstawieniu nowohuckim nie zagubiono wartości poetyckich tekstu. Wibrują one w każdym słowie dialogu czy monologu, w partiach recytowanych, mówionych czy śpiewanych. Skuszanka i Krasowski dbają o muzyczną stronę spektaklu. Wyznaczają jej ważną funkcję dramatyczną. (Ilustracja muzyczna Jerzego Kaszyckiego, nawiązująca do doświadczeń muzyki konkretnej i elektronowej, dobrze harmonizuje z koncepcją reżysera i scenografa.) Przy obsadzie aktorskiej nie lekceważą tego faktu, że "Dziady" są w jakimś stopniu, librettem operowym. Dobór aktorów musi więc być uzależniony od ich walorów głosowych.

Do wielkiego sukcesu scenicznego "Dziadów" w Nowej Hucie walnie przyczynił się scenograf - Józef Szajna. Jego bezprzedmiotowe struktury porozwieszane nad sceną, zmieniające w zależności od kierowanego strumienia światła swą barwę, były prawdziwą ucztą dla oka. Wielkie brawa należą się Szajnie za projekty kostiumów. Cóż to za kapitalna rewia kolorów i form. (Salon warszawski, Bal u Senatora). Aby kostium zagrał kolorystycznie, musi mieć surowe tło. Tym kontrastującym tłem jest, rzadki zresztą, rekwizyt na scenie: czarne krzesło, szary podest. Szajna nie zabudowuje sceny. Nie zaznacza konturów kaplicy, więzienia. Nie konkretyzuje akcji. Aktorów ustawia na pustej scenie. Czasem różnicuje tylko plany akcji przez ustawienie podestów lub biegnących donikąd schodów, grających swoją symboliką na tle pustej przestrzeni.

Trudna, wymagająca wielkiego talentu aktorskiego rola Gustawa i Konrada została powierzona Andrzejowi Hrydzewiczowi. Aktor ten poza doskonałymi warunkami zewnętrznymi (młodość, uroda) posiada dużą inteligencję. Czuje muzykę wiersza mickiewiczowskiego i umie oddać jej piano i forte. Wielka Improwizacja w jego wykonaniu, to szczyt możliwości aktorskich. Poza Hrydzewiczem dobry jest Stanisław Michalik w roli Księdza Piotra. Patos jego proroctw ma w sobie żar i autentyczność. Kapitalny jest także Pieczka w roli Senatora, zwłaszcza w scenie widzenia. Do niezapomnianych kreacji należy Dziewczyna Anny Lutosławskiej, Widmo Jana Guntnera, Adolf Ryszarda Kotasa, Pani Rollison Bronisławy Gerson-Dobrowolskiej.

Natomiast Edward Rączkowski (Doktor, Kruk) wypadał często z konwencji arealistycznej "Dziadów". Odczuwało się wyraźnie, że nie pasuje do tego gatunku spektaklu. Wśród scen zbiorowych najbardziej teatralne były dwie: Salon Warszawski i Bal u Senatora. Zmechanizowane ruchy, gesty, sposób mówienia. W pewnej chwili ma się wrażenie, że nie ma ludzi, ale tylko kukły, jakiś jeden oderwany od całości ruch, który przyjął formę osobowości. Bolesna, groteskowa maskarada, kolorowa i ucharakteryzowana na zewnątrz, a w środku martwa. Dramatyczność tej sceny jest przejmująca, zwłaszcza jeśli się popatrzy na plan drugi, gdzie zebrała się młodzież patriotyczna, współczująca, reagująca żywo na bolesne opowieści Adolfa. Kontrast tych obu światów wstrząsa widzem. Dostrzega w nim nie tylko obrazek historyczny.

"Dziady" na scenie nowohuckiej są bezsprzecznie najambitniejszym dziełem całego zespołu Skuszanki. Dziełem, które ma wszystkie atuty, by wejść do historii teatru polskiego na równi ze słynną inscenizacją schillerowską z lat międzywojennych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji