Artykuły

Śmiech w gondoli

"Łgarz" w reż. Jerzego Bończaka w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze. Recenzja Danuty Piekarskiej w Gazecie Lubuskiej.

Jeśli chcesz mieć pełne poczucie bezpieczeństwa przed komisją ds. Orlenu, zawartością nowo odkrytych teczek oraz przedsmakiem wyborów, wybierz się do teatru. Najnowsze przedstawienie Lubuskiego Teatru gwarantuje zabawę bez politycznych podtekstów. Choć nie da się wykluczyć, że tytułowy łgarz w sztuce mijania się z prawdą kogoś nam będzie przypominał.

Jesteśmy w Wenecji. Dokąd główny bohater, Lelio (w tej roli Wojciech Czarnota) wraca po nieobecności tak długiej, że może go nie rozpoznać nawet własny ojciec (Jerzy Kaczmarowski). Jak na porządnego ojca przystało, Pantalone przed powrotem syna przygotuje matrymonialny plan... To zaczątek miłosnej intrygi, która zostanie urozmaicona przez niezliczone kłamstwa tytułowego łgarza.

W rok po premierze współczesnej "Prywatnej kliniki" Jerzy Bończak wraca do roli reżysera. I do komediowej klasyki, którą przenosi na scenę z wyczuciem jej nieco już przebrzmiałej urody. Miłosna intryga toczy się w scenerii weneckich uliczek (trochę zbyt dosłownie potraktowanych przez scenografa) i karnawałowej zabawy. Żywiołowy taniec zamaskowanych postaci - w zbiorowych scenach występuje młodzież z grupy teatralnej Lubuskiego Teatru - nadaje spektaklowi wyrazisty, podkreślony muzyką rytm.

Atutem spektaklu jest kilka ról. Warto było odkurzyć Goldoniego dla Wojciecha Brawera, który pod postacią Florinda, nieśmiałego zakochanego medyka, odkrywa przed widzem talent komiczny, dotąd chyba nie doceniony.

Ciekawie wypada Colombina Hanny Klepackiej - rozedrgana, rozdarta między budzącą się miłością swoją i swojej pani. Aktorka rysuje postać na wpół tanecznym ruchem i gestem, wymykając się utrwalonej scenicznej konwencji.

Warto zauważyć także Tomasza Karasińskiego w roli doktora Balanzoni. Część widzów z początku nie rozpoznała dobrze znanego sobie aktora. Trudno o lepszą recenzję.

Tytułowy łgarz Wojciecha Czarnoty balansuje między lowelasem a rozkapryszonym wyrośniętym dzieckiem. Mam wrażenie, że postać mogłaby zyskać na zmianie proporcji pomiędzy nonszalancką pewnością siebie a lekkością i czarem na osłodę łgarstw, jakimi sypie z rękawa.

Pięknie śpiewa Anna Ozner, która przypływa na scenę najprawdziwszą gondolą.

Przedstawienie, w którym zabrakło może odrobiny szaleństwa, z czystym sercem można polecić widzom, którzy po codziennej dawce stresów chcą spędzić pogodny wieczór w teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji