Artykuły

Puszczanie bączków w Sopocie

"Willkommen w Zoppotach" w reż. Adama Orzechowskiego na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże w Sopocie. Pisze Katarzyna Wysocka w Gazecie Świętojańskiej.

Witaj w Sopocie, widzu i podglądaczu pomieszania ludzkiego i językowego. Oto miasto na wskroś kosmopolityczne, mieszczańsko-arystokratyczne z tendencjami do wyrafinowania wszelkich zjawisk i rzeczy, które choć na chwilę mogą być na językach. Witaj w Sopocie, gdzie na jeden metr kwadratowy przypada najwięcej w Polsce ludzi wykształconych, szczególnie artystów. Witaj w kurorcie, na korcie, na plaży i przy kawiarnianym stoliku. Witaj w świecie kompleksów, leków, oportunistów, mezaliansów, mód, pozorów i śpiewu mew. Oto sztuka "Willkommen w Zoppotach" według Adolfa Nowaczyńskiego zapodana uroczyście 1 lipca, kiedy Sopot, miasto premiera, przypomniał się politycznie i gościnnie w ramach polskiej prezydencji w UE.

Punkt wyjścia reżysera spektaklu, Adama Orzechowskiego, aby zaprezentować polską sztukę o Sopocie w wakacyjny czas i połączyć to z galowym wejściem Polski w prezydencję UE, wydaje się być pomysłem znamienitym. Trójmiejskie uzdrowisko uznawane przez wielu za Perłę Bałtyku, dawniej nazywane Riwierą Północy zasługuje na dramaturgiczną uwagę, przede wszystkim o komediowym i satyrycznym zadęciu, z naciskiem na typologię postaci. Nowaczyński, pisząc 100 lat temu swoja krotochwilę "Było to nad Bałtykiem", starał się jak mógł, aby w czasie politycznych napięć roku 1914, stworzyć dziełko o przywarach narodu polskiego, skupionego rekreacyjnie w Sopocie. Artystycznie niedopracowany tekst Nowaczyńskiego, przegadany, mało komunikatywny przez językowe wielogłosy i mało sceniczny, słusznie kreślił jednak postaci, oddając charakter miasta i Polaków przed odzyskaniem niepodległości. Mamy wiec postaci reprezentujące trzy zabory, jest także Żyd, wczasowiczki - rezydentki o rybich nazwiskach (Karpińska, Linowska, Śledzińska), Otto XXIX bawiący przejazdem (i z kobietami) w Sopocie, malarz kosmopolita i bawidamek, uniżony radca i pionek w jednym. Pomieszanie językowe niemiecko-rosyjsko-kresowo-polskie i jak się zdaje z bliżej nierozpoznawalnymi językami wzmocnione zostało przez reżysera mieszanką stylową. Wkradły się więc do przedstawienia kijki nordic walking, potomkowie Ziutka Kiełba - kubiści, strój kąpielowy bikini pani Karpińskiej czy zdjęcie współczesnego Sopotu stanowiące element scenografii.

Kostiumowo dopracowane postaci przez Magdalenę Gajewską cieszą oko w teatrze i na pewno w Sopocie, stylowo zawsze w czołówce polskich miast i wsi. Zdecydowanym bohaterem (poza obchodzącym 50-lecie pracy twórczej Andrzejem Nowińskim) był bączek, symbol polskiej prezydencji. Puszczanie bączków w finale spektaklu zostanie odnotowane zapewne w kronikach sopockich, a być może na Monciaku stanie się ludowym zwyczajem i kolejną atrakcją turystyczną.

Poza kilkoma scenami czy dialogami, głównie z paniami o rybiej proweniencji nazewniczej (Katarzyna Kaźmierczak, Marzena Nieczuja-Urbańska, Małgorzata Oracz), jak również z uroczymi momentami wskakiwania do basenu (przez Piotra Chysa), widz nie odnosił wrażenia, że przyszedł na farsę. Mimo reżyserskiego skrócenia tekstu, podany na scenie wydawał się mimo wszystko naciągnięty i mało czytelny dla przeciętnego odbiorcy. Wątek Stieńki Abramowicza Papkinda (Robert Ninkiewicz) i Pani Rakuzki z Galicji (Maria Mielnikow) nie komunikował się zbytnio z pozostałymi głównie przez rozgadanie, które nagminne w przedstawieniu osłabiło jego tempo. To, co miało być smakiem inscenizacji, czyli zabawy językowe, nie zaistniało zupełnie, między innymi z powodów artykulacyjnych. Słabo skonstruowana intryga "podłożenia" idealnego ciała Lali Karpińskiej w dyplomatyczny program księcia Otto XXIX, nie przyspiesza akcji na scenie. Za to sam książę (Piotr Biedroń) wprowadza ożywczy powiew wśród zespołu aktorskiego, choć również i on poddał się zbyt topornie nakreślonej typologii postaci.

Ot(t)o otrzymaliśmy zatem spektakl na letni wieczór nieco przyciężkawy i za długi (całość trwa 135 minut - spokojnie można skrócić bez obawy o jakieś 30 minut), koncepcyjnie słuszny, rewolucji jednak w Sopocie nie czyniący. Adam Orzechowski, przedłużający swoje dyrektorowanie na kolejne pięć lat w Teatrze Wybrzeże, odświeżył tekst Adolfa Nowaczyńskiego poprawnie, ale bez bigla, szlachetnie z punktu widzenia historycznego, ale bez należnego miejsca na współczesnej scenie teatralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji