Porażka i klęska (fragm.)
Nie lubię pisać o niepowodzeniach i omyłkach teatralnych. Wolę, wyznaję naiwnie, pisać o sukcesach. Ale czasem trzeba i o antysukcesach. Nie żeby się samemu wymądrzać i potępiać, ale żeby wspólnie zastanowić się nad przyczynami porażki i wyciągnąć z nich zaradcze wnioski.
Dwa nieudane (choć bardzo różnej jakości artystycznej) przedstawienia w dwu teatrach, które należą do czołowych w Polsce - to jeszcze żaden powód do biadań i lamentów. Ale zanalizować je warto.
Pierwszy przykład: światowa prapremiera sztuki Maxa Frischa ,,Tryptyk" w Teatrze Współczesnym w reżyserii Erwina Axera. I autor wybitny, i reżyser znakomity, i teatr wzorowy. A jednak porażka. Więc co się stało? Czyżby sztuka "nawaliła", reżyser zlekceważył, zespół się zdrzemnął? Nic z tych rzeczy. "Tryptyk" to dzieło dramatopisarza doświadczonego, ze sceną obytego, który dobrze zna jej prawa. Nie ma w tym "Tryptyku" dynamizmu "Biedermanna i podpalaczy", nie ma protestu moralnego i społecznych ostrości "Andorry", i mało jest przekornego wdzięku "Miłości do geometrii". Ale jest filozoficzna nośność i robota majsterska, każdy szczegół dopracowany, każdy dialog dopieszczony. I na tym przefajnowaniu teatr się potknął. Bo Axer, mistrz stylizacji i zarazem wierności autorowi, zastosował i w przypadku "Tryptyku" tę samą metodę, z jaką reżyseruje wybrane przez siebie utwory (a słabych, z minimalnymi wyjątkami, nie bierze na warsztat). I stało się, że stylizacja przerosła myśl i obnażyła jej pretensjonalne wiązania, że sztuka się rozwlekła i unudniła. Najlepsi aktorzy zastygali na minuty i kwadranse w pozycjach mumijnych i nie zdołali wykrzesać życia z granych przez siebie nieboszczyków (rzecz dzieje się głównie w świecie umarłych) lub kandydatów na nieboszczyków. Dotyczy to zarówno Henryka Borowskiego jak Maji Komorowskiej, zarówno Wiesława Michnikowskiego jak Jana Englerta. "Sami w sobie" byli świetni, a jednak męczyli. Gdybyż reżyser przytłumił celebrę, przykrócił dialogi, tchnął więcej życia w pogrobowy egzystencjalizm! Naczelnym zadaniem reżysera jest usługowa rola wobec autora. Ale zarazem kreacyjna. Taki to już paradoks reżyserii.
Autor, obecny w Teatrze Współczesnym na premierze, wyraził obawy o reakcję publiczności, "bo sztuka jest trudna". Widz w Tea-trze Współczesnym okazał maksimum zrozumienia i szacunku dla autora i reżysera.