Artykuły

Sceny z klasy nieumarłej

Sceny z "Umarłej klasy" w reż. Krzysztofa Miklaszewskiego w Teatrze im. Solskiego w Tarnowie. Pisze Mirosław Poświatowski w Temi.

Gra z mistrzem zawsze bywa ryzykowna. Jednak bez tej gry ze znakami przeszłości sztuka nie istnieje. Sięgamy zatem do skrzyni ze starymi rekwizytami i próbujemy sprawdzić, czy coś mówią dzisiaj, próbujemy sprawić, by przemówiły współczesnym językiem. Z tej próby tarnowskie "Sceny z "Umarłej klasy" wychodzą obronną ręką - ale czy wychodzą z niej zwycięsko? Ogólny wydźwięk "Scen..." jest bardziej prześmiewczy, niż refleksyjny. Wada to, czy zaleta?

No wreszcie, wreszcie coś, co zobaczyć naprawdę warto! I wreszcie aktorski zespół Tarnowskiego Teatru sposobność miał wypaść z kolein "warsztatu", aktorstwo w sobie na nowo odkryć, poszukać - sięgnąć ku niuansom milczenia, kędy cisza najpełniej przemawia, a człowiek (aktor) nagim i odartym z masek na scenie pozostaje. Owa pozbawiona rekwizytów - podpórek nagość miała szansę w "Scenach z "Umarłej klasy" zaistnieć - szkoda tylko, że Krzysztof Miklaszewski za bardzo poszedł we wrzaskowisko, nie wygrywając w pełni tego, co można było wygrać i choć cytatów z Kantora tu nie brak, choć całość jest jednym wielkim cytatem, to przecież ta "klasa", którą zobaczyliśmy, niemalże z równym powodzeniem mogłaby istnieć w Polsce, jak i na innym końcu świata. I trochę mi żal, że tak to się zglobalizowało. Wprawdzie słowa: Ja proszę, jak opiewać współczesne przypadki - zamiast mitologii, są naoczne świadki" - w jakimś tam zakresie mogą tłumaczyć owej mitologii brak, atoli smutno, że ogólny wydźwięk "Scen..." jest bardziej prześmiewczy, niż refleksyjny. Wprawdzie po pustej klasie miotają się echa czasów zaprzeszłych i współczesnych zarazem, wprawdzie w całym tym szaleństwie "szkolnego" zwierzyńca odnajdujemy się my sami, jednak wbrew intencjom, wychodząc ze spektaklu, nie miałem uczucia, że z czymś mnie pozostawiono, że wciśnięto mi do ręki niechciany kawałek krwawiącego mięsa, ze słowami: "patrz, to twoje". A tego się przecież mogłem słusznie spodziewać - sam tytuł dzieła zobowiązuje i najbardziej przemyślny nawet anturaż nie przesłoni mielizn treści, nie wiem już, czy prześmiewczy wymiar sztuki wada to, czy zaleta? Piszę tak o tym wszystkim w słowach jak najbardziej poważnych, bo mimo wszystko trud reżysera i aktorów na powagę zasługuje; w końcu było to "z mistrzem się pasowanie" z całą pewnością Tarnów dawno już czegoś takiego nie widział na swojej miejskiej scenie. Myślę, że dzięki temu właśnie, każdy z aktorów odnalazł "sposób na postać", sposób na siebie i każdy wydawał się być doskonale do roli dobrany. Reżyseria scen zbiorowych, precyzja ruchu i precyzja bezruchu, współdziałanie i świadomość drugiego człowieka na scenie, panowanie, nad chwilami bardzo trudnym językowo tekstem, sztuka aktorska - to wszystko z pewnością zasługuje na uznanie i na pewno okres prób przed premierą był dla naszych aktorów odświeżającym doznaniem. Tylko ciekaw jestem, jak Tarnowski Teatr sobie poradzi wobec sali mogącej pomieścić niewielką publiczność, a zdrowy rozsądek nakazuje mi sądzić, że tej nie zabraknie. Ciekaw też jestem niezmiernie owego zetknięcia z uczniem i nauczycielem, kiedy na spektaklu pojawi się szkolna dziatwa. Rad bym sądzić, że wyjdzie z niego zamyślona; niestety, obawiam się, że wyjdzie raczej doskonale rozbawiona. Ale cóż, takie czasy, jakie młodzieży chowanie, lak to powiedział jeden z umarłych - nieumarłych uczniów tej klasy: "Widzisz, kultura zwycięża! Kultura fizyczna..."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji