Artykuły

Ostatnie trzy przedstawienia

Tydzień Młodego Teatru Prolog w Olsztynie omawia Ewa Mazgal w gazecie Olsztyńskiej.

W sobotę, 30 kwietnia, zakończył się w Teatrze im. S. Jaracza Tydzień Młodego Teatru Prolog. W ciągu ośmiu dni w trzynastu spektaklach wystąpili studenci szkół aktorskich z Polski oraz goście z Kaliningradu.

Ostatniego dnia festiwalu licznie zgromadzona publiczność obejrzała "Dziady albo gusła - improwizacje", przedstawienie II roku Akademii Teatralnej w Warszawie, "Peera Gynta" w wykonaniu słuchaczy Studia Aktorskiego Teatru Muzycznego w Kaliningradzie oraz "Czasem śnieg pada w kwietniu" przygotowane w Studiu Aktorskim olsztyńskiego teatru. To był bardzo udany wieczór.

Prastare wersety

Warszawa pokazała teatr niezwykle "uteatralizowany", bogaty w środki wyrazu, precyzyjnie skomponowany głosowo i ruchowo. Reżyserka przedstawienia - Bożena Suchocka, osoba młoda, utalentowana i skromna, dedykowała przedstawienie Jerzemu Grotowskiemu. I w jej spektaklu są elementy aktorskiej metody tego guru z Wrocławia. Obrzęd dziadów w tej warszawskiej wersji był świeży, dynamiczny, emocjonalny, wyrafinowany plastycznie, mimo prostoty scenografii i rekwizytów. Aktorska młodzież grała z talentem i uczuciem, które jednak było poddane - co się czuło - żelaznej kontroli reżysera. Powstał spektakl poruszający i głęboki. Spektakl jednoczący ludzi ze sceny i widowni we "współprzeżywaniu" prastarych, znanych każdemu wersetów, opowieści i rytuałów na nowo.

Uniwersalna Norwegia

Zupełnie inny był spektakl z Kaliningradu. Jest coś w rosyjskiej duszy, czy w rosyjskiej teatralnej metodzie, co wywołuje w widzu dreszcze i zachwyt. W końcu "Peer Gynt" to norweski epos ziemi i krwi, tym razem opowiedziany w rosyjskim, a więc języku obcym. A mimo wszystko ci młodzi ludzie swoją niezwykłą psychologiczną plastycznością, tą diabelską umiejętnością przeistaczania się z postaci w postać, złamali wszystkie bariery, zuiniwersalizowali norweskość.

Oni umieją na scenie krzyczeć z rozpaczy, jak porzucona Ingrid, a widz nie czuje się zażenowany ekshibicjonizmem, jest po prostu wstrząśnięty ludzkim nieszczęściem. Potrafią umrzeć, jak Aza pod białym atłasem, która umieranie pokazała w przeprosty sposób - poprzez zwiotczenia ciała i lekkie osunięci głowy. A my poczuliśmy, że przez scenę przesunęła się niewidzialna śmierć. Ta sama dziewczyna potrafi być zakochaną niewinnością i pokracznym gnomem. W rosyjskim przedstawieniu zdecydowanie ważniejsze było "jak", niż "co".

Co nad jak

"Co" zdominowało natomiast olsztyńską inscenizację na scenie Margines współczesnej sztuki portugalskiej "Czasami śnieg pada w kwietniu". Tekst dramatu to rozpisany na głosy mechanizm dresiarskiego rasizmu. Portugalczycy nienawidzą czarnych przybyszów ze swych dawnych kolonii. Każdy z bohaterów dramatu miał do tego "powód". Ich osobiste traumy doprowadziły do zbrodni. Cała historia została precyzyjnie skonstruowana, ale raziła dydaktyzmem i jednak schematyzmem. I może dlatego olsztyńskie przedstawienie, mimo że naładowane ostrymi emocjami i agresją, sprawiało jako całość wrażenie "pękniętego", choć aktorzy grali z oddaniem i przekonaniem.

Jeszcze jedna uwaga: aktorki z Polski i Rosji, co było widać przez ubranie, noszą stringi, co jest drobnym, ale jednak wyrazistym znakiem czasu.

Na zdjęciu: "Czasem śnieg pada w kwietniu", Teatr im. Jaracza, Olsztyn.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji