Artykuły

W obronie "Aktora" i linii repertuarowej Teatru "Wybrzeże"

W związku z dyskusją nad linią repertuarową Teatru "Wybrzeże", zapoczątkowaną wypowiedzią W. Mergla, zamieszczoną przez nas pt. "Widz też chce mieć głos", publikujemy dzisiaj obszerne wyjątki z trzech listów, które nadesłano nam w tej sprawie. Wszystkie trzy zawierają obronę "Aktora", a raczej słuszności wystawienia tej komediodramy. Mamy jednak nadzieję, że dyskusja na tym, się nie skończy.

JESZCZE W SPRAWIE "AKTORA"

Nie jestem "norwidologiem", ale kocham Norwida. Nie zawdzięczam tego swoim studiom uniwersyteckim, ale lekturze poety w ostatniej klasie szkoły średniej. Takich jak ja jest na Wybrzeżu setki.

Uczą w szkołach - niekoniecznie literatury, pracują w bibliotekach, w Polcargo i w wielu, wielu innych instytucjach, wykładają na wyższych uczelniach - niekoniecznie na wydziale filologiczno-historycznym PWSP czy Studia Nauczycielskiego. Po prostu ci wszyscy, którzy w dobrej szkole zetknęli się z twórczością Norwida i rozsmakowali się w niej. Dla nich posłyszeć melodie i rytm słowa norwidowskiego w doskonałym podaniu naszych artystów jest niecodziennym przeżyciem.

Może trzeba było w programie - zresztą bardzo pięknie opracowanym - trochę miejsca poświęcić samej sztuce, umieścić ją w czasie, podkreślić charakterystyczne dla tej epoki przełomu przejście od feudalizmu do kapitalizmu, tworzenie się burżuazji z arystokracji rodowej. Problematyka to bliska późniejszej "Lalce" Prusa. Norwid jest tu prekursorem krytyki arystokracji i burżuazji, krytyki ostrej, śmiałej, sarkastycznej.

Trudno o ostrzejszą satyrę społeczną. Nic dziwnego, że nie kwapiono się z wystawieniem tego dramatu wtedy, kiedy w społeczeństwie ton nadawała arystokracja i burżuazja. Analogicznie jak ze "Świętoszkiem" Moliera w czasach, kiedy "świętoszki wszędzie były górą".

Zamiast więc mówić o niezrozumiałości Norwida, lepiej by było spojrzeć na jego sztukę z historycznego punktu widzenia, wyjaśnić i w ten sposób uprzystępnić odbiorcom. Że widz musi być przygotowany choć trochę z literaturą i historią zaznajomiony, to zrozumiałe.

Czy teatr ma zrezygnować z tych trudniejszych pozycji literatury, aby nie stracić niewyrobionego widza? W żadnym wypadku.

Przypomnieć trzeba, że teatr stracił szerokie masy widzów na rzecz operetki, kina czy stadionu nie wtedy, kiedy podawał sztuki "trudne" o wysokiej wartości artystycznej, ale wtedy, kiedy wystawiał "sztuki produkcyjne", z wydźwiękiem, ze sztampą pozytywnych bohaterów, łatwe, zrozumiałe...

Pociechą dla p. Mergla jest fakt, że na premierę "Aktora" sprzedano tylko 100 biletów. Dla mnie pociechą jest, że na dalsze przedstawienia sprzedaje się trzykrotnie większą ilość biletów wbrew obawom recenzentów i głosów dyskusji. Maria Wojtewicz Gdynia

DLA WIDZA, CZY OBOK WIDZA?

JEST taki okres, kiedy każdy teatr staje przed dylematem: podporządkować się niewybrednym gustom widzów, lub walczyć o własną, nie zawsze przychylnie nastawioną do tego publiczność. Pierwsze oznacza iść po najmniejszej linii oporu, wystawiać stary, wypróbowany repertuar, sztuki znane. Każdemu widzowi z podręczników historii literatury (zakresu szkoły średniej), które mają ustaloną markę i wystawienie których nie nastręcza najmniejszego ryzyka. Wiadomo o co w nich chodzi, widz wraca do domu zadowolony i za kilka godzin nie pamięta, nawet nie stara się pamiętać o co w danej sztuce naprawdę chodziło. Nie stara się pamiętać, nie stara się myśleć.

Umyślnie przedstawiłem sytuację w sposób nieco zwulgaryzowany, aby podkreślić trudności, z jakimi boryka się "teatr walczący". Tu sprawa wygląda odwrotnie; nowy repertuar, nigdy nie widziany przez widza, wychodzący nieraz wprost spod pióra autora, to wielka niewiadoma. Niewątpliwie, dużą rolę odgrywa reżyser, który może położyć najlepszą sztukę i uratować najgorszą. W sumie wielkie ryzyko, związane nieraz z finansową klapą.

Nie w tym tkwi jednak sedno. Najważniejszym, jest przygotowanie widza do odbioru tej czy innej sztuki, czy to będzie repertuar klasyczny, czy nowoczesny. I tu doszliśmy do zagadnienia. Nie uważam teatr "Wybrzeże" ani za hołdujący gustom i guścikom publiczności, ani za teatr eksperymentalny. Jest to po prostu teatr pracujący na własną publiczność, eksperymentujący (nie eksperymentalny), walczący o widza i o dobrą sztukę. Teatr wychodzący naprzeciw widza, z nowym, nigdy dotąd przez niego nie widzianym repertuarem, pozbawiony taniej i efekciarskie łatwizny, teatr pobudzający do myślenia, wychodzący ze sztukami trudnymi nieraz do przyjęcia i odczytania.

Jest to wreszcie teatr, który nie chce tkwić wiecznie w zaczarowanym kręgu Zapolskich, Bałuckich, Rittnerów, Perzyńskich, "Balladyn", "Świętoszków", "Cyrulików Sewilskich", "Zemsty", Moliera i Merimeego, nie chce grać do obrzydzenia, starych, ckliwo-sentymentalnych romansów i historyjek o pannach z dobrych domów, choćby się to czasem komuś nie podobało.

Uważam, że teatr "Wybrzeże" kroczy po słusznej i konsekwentnej linii rozwojowej i wszelkie pomawiania i podejrzenia o odejście od widza są bezpodstawne. Jestem wdzięczny, że nie godzi się on kosztem taniej popularności utracić tę więź jaka wytwarza się tylko pomiędzy dobrym teatrem a jego odbiorcą, a tym samym utracić kontakt i możliwość oddziaływania na publiczność; i że zachowuje własną twarz.

Krzysztof Karasek Warszawa

INNY WIDZ TEŻ CHCE MIEĆ GŁOS

PO przeczytaniu artykułu dyskusyjnego w "Dzienniku Bałtyckim" pt. "Widz też chce mieć głos", pożałowałam, że mam bilet na "Aktora" Cypriana Norwida.

Ponieważ jednak tkwi we mnie coś z niewiernego Tomasza, który lubi wszystko sam zobaczyć, postanowiłam jednak pójść do teatru. Lubię zagadki i niezrozumiałość sztuki raczej mnie intrygowała niż zniechęcała.

Nastawiona na dwugodzinne słuchanie niezrozumiałych wywodów byłam mile zdziwiona już w pierwszej odsłonie, że bez trudu wiem o co chodzi. Oczywiście, jak zwykle w trudniejszych utworach, niektórych myśli czy metafor nie mogłam uchwycić dokładnie, słysząc je po raz pierwszy mimo że wiersz Norwida był mówiony [brak fragm. tekstu] stworzyć tak świetnych postaci jakie stworzyła Sokołowska, Dubrawska lub Tatarczyk. Wróblewskiego wolę w rolach humorystycznych, ale zobaczyć go "na smutno" też było ciekawe i świadczyło o dużej skali możliwości tego świetnego aktora. Myślę, że opanowanie roli poetyckiej nie jest dla aktora wysiłkiem straconym, ale wzbogaceniem jego wiedzy i umysłowości.

Myślę, że dobrze się stało, że Cyprian Norwid, "poeta nieznany" - jak pisze o nim Jastrun we wstępie do programu - dostał się na scenę. Nieznany dla współczesnych znajduje zrozumienie w naszych czasach. Teatr Wybrzeże nieraz wystawiał prapremiery, więc chyba nie musi to być przywilejem teatrów stołecznych. A jeśli chodzi o ryzyko i wysiłek włożony w przedstawienie, to można by je wpisać choćby na konto naszej młodzieży szkolnej.

A jeżeli nawet wystawienie sztuki poety sprzed stu lat miałoby być luksusem, to czy nie może być czasami luksusu w teatrze?

Maria Zwierzchowska Gdynia

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji