Artykuły

Kłopoty z Otellem

"Otello" niezbyt często pojawia się na naszych scenach. Przyczyny powściągliwości teatrów są różne, a do najważniejszych należą wymagania stawiane przez ten dramat aktorom i reżyserowi i wynikająca z nich obawa teatru przed schematem.

Teatr Polski w Warszawie starannie przygotował się do realizacji "Otella". W świetnie opracowanym programie odnajdujemy ślady tych przygotowań, rozważania nad głównymi wątkami dramatu, a także ciekawy szkic charakterologiczny poświęcony tytułowemu bohaterowi. Sięgnięto też po nowy, ale wypróbowany już przekład Bohdana Drozdowskiego.

Inscenizacja przygotowana została z rozmachem. Reżyser uniknął jednak zbędnej "wystawy" i od pierwszych scen uzyskał konieczną kondensację napięć emocjonalnych, nadał akcji właściwe tempo. Scenę pozbawiono sprzętów i tradycyjnych dekoracji. Zastępowały je draperie skonstruowane z wielkich, romboidalnych form, które kształtowały przestrzeń sugerując miejsce i charakter zdarzeń. Pomysł ciekawy, ale niezbyt w swojej realizacji odpowiadający charakterowi aktorstwa, które oglądaliśmy w tym przedstawieniu, zaś nadmiar tych geometrycznych form i ich jednostajność rozpraszały uwagę widza, przytłaczały aktorów.

Ignacy Gogolewski, występując w roli Otella, rozstrzygnął od dawna ciągnący się spór, czy jego bohater był Maurem czy Murzynem. W tej interpretacji aktorskiej jest Berberem, a raczej Tauregiem. Tłumaczyłoby to obecność pewnych cech negroidalnych nie tylko w wyglądzie co w sposobie reakcji ciemnoskórego kondotiera. Gogolewski koncentrując się na dramacie zawiedzionego zaufania, w sposób wyraźny choć nie narzucający się natychmiast, wskazał na wyobcowanie Otella, które rodzi nieufność i rozbraja wobec intrygi Jagona. Środki, które zastosował były jednak nie do przyjęcia. Nieznośna intonacja, miała wskazywać na egzotyczne pochodzenie kondotiera, operowa chwilami ekspresyjność osłabiały nawet tak przejmujące w tej interpretacji sceny, jak dramatyczna rozmowa z Desdemona w akcie II i samobójstwo bohatera. Świetność warsztatu aktorskiego w tych właśnie scenach, konsekwencja w budowaniu całej postaci nie zatarły niestety braków tej realizacji aktorskiej.

ZABRAKŁO też Jagona. Zaczęło się interesująco: Jagon - sympatyczny wojak zadraśnięty w swojej dumie, Jagon nie kreowany na demona, Jagon - impregnowany na oddziaływanie wzruszeń, na pojęcia dobra i zła. Taką koncepcję postaci konsekwentnie rozwija Stanisław Mikulski, ale nie wzbogaca jej, nie wydobywa głębszej motywacji działań swego bohatera i Jagon pozostaje tylko animatorem zdarzeń. W tej sytuacji niewiele ma do powiedzenia Desdemona. Jest jedynie przedmiotem i ofiarą intrygi. Tak też potraktowała swoją role Halina Balińska, stawiając na szczerość, prostotę, otwartość Desdemony, raczej opowiadając o swojej bohaterce niż ją kreując. Nie przekonał nas też Wojciech Alaborski w roli Kasjusza. Kasjusz to z woli senatu Wenecji następca Otella, a przecież Władysław Hańcza - w epizodycznej, ale świetnej roli Doży, zaznaczył dyskretnie polityczną zręczność i przezorność władcy. Dlatego więc Doża zgodził się na mianowanie dowódcą zagrożonej twierdzy sympatycznego play-boya jakim jest ostatecznie Kasjusz Alaborskiego.

W roku 1972 wystawił "Otella" teatr lubelski. Nie było to przedstawienie bez skaz, ale na pewno ciekawe, ambitne, poszukujące własnego klucza do "Otella".

Premiera w Teatrze Polskim potwierdziła tylko kłopoty, które ma teatr współczesny z Otellem i obawiam się, że nieprędko zobaczymy przedstawienie na miarę tej sztuki. Cóż nam pozostaje: opera? Film z sir Laurence Olivierem?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji