Artykuły

Warsztat

Od teraz już zawodowi aktorzy. Rozproszą się po teatrach i zespołach, znikną w masie lub może przeciwnie - szybko wypłyną.

Na razie to jeszcze grupa ze studiów związana wspólnym losem i wspólnym dyplomem. Przedstawienie dyplomowe, które jest ich pracą magisterską, efektem umiejętności, tu, w szkole nabytych oraz talentów wrodzonych, wrażliwości, tremy, tupetu, inteligencji. Przypadku wreszcie.

Oglądają ten trud - DZIEŁO SCENICZNE, pierwsze w ich życiu - przyjaciele, znajomi, rodzina, mniej leniwi czy zaprzyjaźnieni krytycy. Grają na scenie szkolnej czyli w salce ćwiczeń z reguły maleńkiej, ciasnej, z podławą akustyką. Wszystko jest nietypowe: i widownia, i sala, ich aktorstwo - także. Będą potem lepsi albo żadni, nigdy tacy sami już. Czasem los zdarzy, że zagrają obok siebie jak teraz na pokazie dyplomowym, częściej już się ze sobą nie zetkną. W zasadzie jest tak, że niewiele w ich przyszłej karierze zależy od tego jacy będą i co pokażą na przedstawieniu dyplomowym: warsztacie. Są wyjątki, naturalnie, ale zbyt jest ich mało, by smutną regułę podważyć.

Dyrektorzy teatrów szukający aktorów do swoich zespołów, reżyserzy teatralni, telewizyjni i filmowi, którzy wyławiają jeszcze w szkole talenty młodych to piękny zwrot na wynos, do wywiadów - rzadko praktyka. Wiadomo: aktorów, na prowincji brak, zwłaszcza młodych, kaperuje się ich na pniu, nie przebiera, podaż wciąż nie nadążać za popytem. Ilu młodych kończy rocznie wydziały aktorskie trzech naszych szkół w Warszawie, Łodzi i Krakowie - piętnastu, dwudziestu. Liczbą osób biorących udział w warsztatach dyplomowych sugerować się nie trzeba, bowiem bierze się często do obsady także i studentów lat młodszych.

Kiedy się uda dyplom jest radość, parę recenzji (jeżeli w ogóle!) miłe wspomnienia i to chyba wszystko. Angaż do teatru nie ma tu nic do rzeczy: dyplom mógłby być fatalny.

Zresztą - ich życie zawodowe dopiero się zaczyna. I prawdziwy egzamin przed nimi: z publicznością, która bywa znudzona, zmęczona, spragniona, kapryśna i wierna - różnie. Trzeba ją zdobyć, aby spełnić się zawodowo. Nawet oni wiedzą już: świeżości i młodości nie wystarczy. Nie na długo w każdym razie. Potrafić coraz więcej - tylko to można im dedykować jako motto na przyszłość.

Zamiast: połamania nóg, szerokiej drogi i tak dalej, życzenie doskonalenia się w rzemiośle i nieutracenia wrażliwości. To drugie jeszcze trudniejsze.

To powiedziawszy należy zacisnąć za nich kciuki i zazdrośnie westchnąć: wszystko jeszcze przed nimi.

Nawet w Orwellowskim roku 1984 to nadal brzmi wspaniale. I nawet, kiedy się weźmie pod uwagę, że na przykład Warszawa ma w Szkole Teatralnej salkę ciasną szczególnie, choć wiele razy władze obiecywały szkole teatr z prawdziwego zdarzenia (teatr szkolny - ile to już atramentu na ten temat wylano...) by na obietnicach wyłącznie skończyć - okazja pokazów dyplomowych napawa nadzieją, optymizmem i jakąś zgodą na rzeczywistość. Takie naturalne: młodzi wchodzą w życie.

W tym roku warszawscy dyplomanci pod kierunkiem profesora Tadeusza Łomnickiego przygotowali wodewil "satyryczno-polityczny" rodem z przedwojennego warszawskiego Cyrulika pod tytułem Kariera Alfa Omegi. Autorami tej zabawnej farsy muzycznej czy raczej: politfarsy (polityki tu sporo i to w roli głównej) byli Marian Hemar i Julian Tuwim. Wystawiono ją nie bez oporów ze strony cenzury ówczesnej w roku 1936. Była kpiną z dyktatur i dyktatorów, w tym i dyktatorów w sztuce. Inaczej mówiąc, dokuczała nieźle Kiepurze parodiując jego karierę i późniejsze ciągoty do "rządu dusz" tak powszechne w zarażonej faszvzmami Europie lat trzydziestych. Kto chce, stwierdzi, że wodewil o Alfie Omedze genialnym tenorze o świetnej sławie i premierze państwa który uczy się od niego sztuki wywoływania miłości tłumów to prztyczek w stronę konkretnego męża stanu i konkretnego śpiewaka. Kto zechce zobaczyć tu więcej - zobaczy. Parodię władzy nad masami, władzy, która uderza do głowy. Każdy uzna, jednak że zabawa z tym wszystkim musiała być przednia.

Młodzi z Miodowej wystawili wodewil tak właśnie: zabawowo - wygaszając nieczytelne dziś aluzje a podkreślając te, które nadal kojarzą nam się ze współczesnością. Reżyser postawił na zabawę i demonstrację umiejętności estradowych wykonawców nie rezygnując jednak z "głębszej myśli" spektaklu.

I śmiejemy się. Szczerze, serdecznie, i owszem, nawet na temat. Jak na staroć i znalezisko teatralne to wcale nieźle. Zwłaszcza że aktorzy debiutanci radzą sobie wcale, wcale (wszyscy) a w paru wypadkach wręcz świetnie.

Nie wiem, nie wróżę z fusów, ale chyba warto zapamiętać te trzy nazwiska: Maria Ciunelis, Jerzy Klesyk i Krzysztof Stelmaszyk. Ta trójka zbudowała już postacie pełne z wnętrzem i charakterem i potrafiła przeprowadzić je przez pułapki scenariuszowych metamorfoz (lata lecą i ludzie się zmieniają, zmienia się też ich sytuacja społeczno-towarzyska).

Oglądałem ten warsztat młodych w okresie, kiedy w teatrach warszawskich szaro było i smutno, ponuro i zasadniczo (dziś jest o niebo lepiej pod tym względem). Alfa Omega i jego towarzysze doli i niedoli rozjaśniali wydatnie tę szarzyznę. Kąpiel w radości, kąpiel w młodości - te wrażenia pozwalały na optymizm. Zdroworozsądkowy, nieegzaltowany, zasadzający się wyłącznie na fakcie porządku w naturze, do którego to porządku nalecą też inicjacje i zmiany warty. Nie kreuję żadnych "młodych bohaterów", broń Boże - choć życzę całemu zespołowi z Kariery Alfa Omegi artystycznych karier co się zowie - miło mi tylko, że można z ulgą przyznać: a jednak się kręci. W polskim teatrze każdy zastrzyk młodzieży jest szansą i wyzwaniem.

Jak w polskim życiu społecznym, politycznym, gospodarczym.

Cóż, oby nam się młodzi pięknie i mądrze starzeli. Ci na scenie i ci nie na scenie. Wszystkie nadzieje z nimi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji