Artykuły

Krytyka z tej ziemi

"Zamknęły się oczy Ziemi" w reż. Krzysztofa Babickiego w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Grzegorz Józefczuk w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Oto najpierw oglądamy oficerów zdążających na manewry, przybywających na nocleg do sławnej willi Klementyny Wysockiej (w tej roli Hanka Brulińska, urocza, lecz chyba za mało charyzmatyczna jak na kobietę czytającą w szklanej kuli). Sceny, niczym szkic do klasycznej galerii typów Polski przedwojennej, której jesteśmy spadkobiercami i kontynuatorami: jest, oczywiście, oficerska mądrość, godność oraz honor, sąsiadujące z nacjonalizmem i antysemityzmem. Ta sama geopolityka i obawa przed Rosjanami, wówczas - Sowietami! My wiemy, co się za kilka i kilkanaście lat stanie, zaś Kapitan (żwawy Witold Kopeć), Major (zdyscyplinowany Artur Kocięcki), Pułkownik (zrównoważony Jan Wojciech Krzyszczak) i Generał (szlachetnie powściągliwy Jerzy Kurczuk) ze sztuki Huelle - nawet sobie tego nie wyobrażają. Przyprawione szczyptą humoru i stylizacji sceny wywołują dreszczyk niepokoju, bo wokół krąży fatum, a my jesteśmy w sytuacji analogicznej - również tak niewiele wiemy o przyszłości. Jaką przestrogę niosą nam te obrazy? Pejzaż wieczoru i letniej nocy rozwija się, malarz Jan (bardzo udanie Przemysław Gąsiorowicz) przebiera się za Chaplina, wkraczają panienki i żydowska kapela, aby umilić biesiadę - a my wiemy, że to zabawa ludzi, którym los już wyznaczył tragiczny koniec. Wie o tym również jasnowidząca pani Wysocka; jej wizje są przerażające.

Drugi wątek sztuki zaczyna się od rozmowy Matki Generalnej (silna lecz na skraju załamania Jolanta Rychłowska) z Biskupem (doświadczony Jerzy Rogalski). Zakonnica uważa się za realistkę, więc nie oczekuje, że zgromadzenie uzyska pomoc. Oczekuje czegoś innego i dopina swego - chce konkretnego księdza dla zgromadzenia, mianowicie księdza Zapaliczko (udanie udający duchowe natchnienie Krzysztof Olchawa), który wesprze ją w odbudowie kościoła prawdziwego, jako że "Duch Święty ogłosił wiosnę kościoła". Biskup przestrzega ją, że "to będzie wilk w owczarni".

Kiedy Matka Generalna mówi: "Ja nie znam żadnego biskupa w Polsce, który dla Chrystusa wyrzekłby się sowitych obiadków. Cielęciny! I benzyny do limuzyny!", po czym wyjaśnia, że to "język kobiety stąpającej po tej ziemi. Tej ziemi - księże biskupie" - to uśmiechamy się do Pawła Huelle, bo tak czytelnie korzysta z cytatów i parafraz, zapraszając do gry na skojarzeniach. Natychmiast pojawia się w naszej pamięci postać Jana Pawła II i jego pamiętne słowa wypowiedziane na placu Piłsudskiego w Warszawie: "Niech zstąpi Duch Twój i odmieni oblicze ziemi. Tej Ziemi!". Szumi śmiechem publiczność słysząc, jak Kapitan przegryza kieliszek pigwówki rydzykiem i woła: "Zjeść takiego rydzyka, to proszę państwa, patriotyczny obowiązek. Polski rydzyk jest najprzedniejszy na świecie".

Żarty się jednak kończą. Satyra zmienia się w ostrą, odważną krytykę kościoła, czy też jego przedstawicieli - jako stymulatora prania mózgów, generatora zamkniętych społeczności gwałcących ludzką godność i wolność, gwałcących także szczerą potrzebę i poczucie wiary oraz jej czystość. "Wiosna kościoła" okazuje się dominacją emocjonalną, fizyczną, finansową, erotyczną, jak również religijną jednych nad drugimi. W najostrzejszych momentach sztuki Siostra Agnes (przejmująca rola Moniki Babickiej) opowiada Prokuratorowi (zawodowo zaskoczony Andrzej Redosz) o przemocy, jakiej doświadczyła w zakonie.

Lecz Heulle wyostrza tak radykalnie obraz, że zmienia zakon w królestwo kasy i erosa, gdy siostry śpiewają: "Ten, który przybył niedawno./ Ten, który sieje w nas ziarno./ Pasterz naszej wilgoci!!/ Mistrz wszelkiej dobroci!!!" Takie wyjaskrawienie, wyolbrzymienie dokonuje się kosztem spłycenia problemu i banalizacji, nabiera cech sarkastycznej, ale też chwilami topornej karykatury. Motywy i cele bohaterów okazują się być tak proste i banalne, że aż trudno w nie uwierzyć i w to, że wywołują takie skutki. Być może, to dramaturg wydaje się bezradny, nie może dotrzeć do tego sedna problemu kazimierskich betanek, które prowadziłoby ku uniwersalnym refleksjom - dlatego w tym miejsce ze sztuki wyłazi podszewka publicystyki, a autora krytyczny temperament wodzi momentami na manowce. I w ten sposób stępia ostrze krytyki, jaka się zresztą kościołowi należy i jakiej oczekujemy także od teatru, nie odsłania mechanizmów ani paradoksów i tajemnicy pojawiania się oraz funkcjonowania zła poza tymi, które są ogólnikowe.

Inscenizacja Krzysztofa Babickiego jest bardzo klarowna. Reżyser stara się pogłębiać portrety psychologiczne bohaterów, wpisać wydarzenia w poważniejsze konteksty emocjonalne, egzystencjalne, społeczne, polityczne, religijne, jednym słowem - wydobyć dramat sytuacji i postaci. Szuka takich środków, jakie otrząsną sztukę z kontekstu kazimierskiej willi oraz jej mieszkanek i przesuną sensy w stronę nośnych symboli i metafor. Uniwersalność ma podkreślać abstrakcyjna, ażurowa scenografia Marka Brauna symbolizująca wyodrębnienie przestrzeni, oraz muzyka Marka Kuczyńskiego, wprowadzająca atmosferę napięcia i niepokoju. Spektakl ma mocne, wyraziste punkty, emocjonalne i wizualne kulminacje - jak w scenie przesłuchania poniżanej Siostry Agnes, gdy nagle rozbrzmiewa pieśń Ave Maria. Zarazem chwilami spektakl dryfuje na mielizny, jakby tracił tempo albo za sprawą aktorów, którzy jakby się bali utożsamić z postaciami, w które przyszło się im wcielić. W tej sytuacji uroczo i lekko wypada Szymon Sędrowski w epizodycznej roli sprytnego, lubiącego powierzchowne luksusy życia księdza kombinatora Bucika. Najmniej broni się równie epizodyczna postać poety Józefa Czechowicza (Mikołaj Rozerski), czyli przemądrzałego wesołka, chłopczyka w śmiesznym sweterku, który nagle mówi dwa mądre zdania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji