Artykuły

Zmierzch Bogów

"Zmierzch Bogów" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego z Teatru Wybrzeże w Gdańsku na XXX/XXXI Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Tadeusz Bartoś w swoim blogu na stronie Wartszawskich Spotkan Teatralnych.

Niemiecka rodzina producentów stali. Jest maj 1933 roku. Ciepła domowa atmosfera, sielanka - gemütlich, mówią Niemcy. Dzieci bawią się, biegają, dużo śmiechu, radości. Dorośli elegancko ubrani, coś tam rozmawiają. Urodziny dziadka - właściciela firmy. Za chwilę wkroczy na scenę. Wszyscy będą mu się kłaniać, wychwalać pod niebiosa. Od jego decyzji zależy kto będzie kim w firmie. Później koncert. Piękna muzyka, śpiewa wnuk, na skrzypcach grają prawnuczki. Fragment, jeśli się nie mylę, pasji Jana Sebastiana Bacha według św. Mateusza: "Erbarme dich, mein Gott, um meiner Zähren Willen!" ("Zlituj się, mój Panie, miej wzgląd na me łzy"). Zupełnie genialny fragment muzyczny. Taki muzyczny klimat będzie już przez cały czas. Ewolucja dramatu będzie ewolucją muzycznego wątku. W ten rodzinny harmonijny klimat bowiem wdzierać się będą stopniowo coraz gwałtowniejsze dysonanse.

Właśnie nadchodzi wiadomość o podpaleniu Reichstagu. Pewnie zrobili do komuniści - pojawia się komentarz. Tak mówi Goering - padają wyjaśnienia. Herbert, wiceprezes firmy, realistycznie stwierdza, że to prowokacja, by pozbyć się opozycji. Dziadek wygłasza program strategiczny firmy: zachowanie jedności i prestiżu przedsiębiorstwa wymaga chronienia go przed naciskami politycznymi.

Dalej wydarzenia przyspieszają. Dziadek zostaje zabity, jak się później okazuje, przez jednego z członków rodziny. Naziści ingerują coraz bardziej w życie firmy. Obiecują wielkie zyski: przemysł niemiecki przestawia się na produkcję zbrojeniową. Herbert ucieka w obawie o własne życie.

Walka o władzę w firmie - oto temat dalszej części spektaklu. Pokazane zostają mechanizmy tej walki. Ludzie w walce o władzę gotowi są do najpodlejszych rzeczy - to chyba kluczowe przesłanie. Aż tyle i tylko tyle. Całość, jak już mówiłem w estetycznej, muzycznej formie. Także rytm kroków, słów, jest jakby utworem muzycznym wkomponowanym w dyskretny akompaniament sączących się z głośników dźwięków. Być może estetyzacja - to najlepsza formuła dla zrozumienia tego dramatu. Jedna ze scen osobliwych: napięcie i narastające rozedrganie mięśni pupy gołego wnuka wygłaszającego dramatyczną mowę (w teatrze Wybrzeże zauważyłem lubią pokazywać gołych facetów). Bardzo piękna scena - to akurat mówię bez cienia ironii.

Splot wydarzeń coraz gęstszy, władza nad firmą przechodzi z rąk do rąk, syn matki zazdrosny o kochanka matki, który przejął firmę, wcześniej jeszcze posiedzenie zarządu itd. Spektakl jest niewątpliwe rodzinną sagą.

Ostatecznie wszystko kończy się rytualnym samobójstwem matki i jej kochanka (tych, którzy firmą rządzili) wedle jakiegoś nazistowskiego rytuału, przy świeczkach, z wielkim czerwonym sztandarem ze swastyką pośrodku. Trucizna wlana do kieliszków z szampanem. Pan w stroju błazna (albo dworskiego kawalera - sam już nie wiem), pani w stroju dworskiej damy. Samobójstwo zdaje się w imieniu Trzeciej Rzeszy. Logika tej sceny - pewnie znów estetyczna. Jakoś to ładnie miało wyglądać. I jakoś ładnie wyglądało.

10:52, tadeusz_bartos

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji