Artykuły

Syjamska inscenizacja

TRAF zrządził, że w czasie nieobecno­ści Osterwy, który gdzieś na wystę­pach zarabiał na długi Reduty, wysta­wił Wierciński sztukę Felicji Kruszew­skiej "Sen". Nie sztuka stała się re­welacją, lecz inscenizacja Wierciń­skiego, która była potraktowana formistycznie, jak się wówczas mówiło, bogata w oryginalne, nowe pomysły, przesuwające utwór w zasadzie realistyczny ku grote­sce... Inscenizacja Wiercińskiego po latach pracy Reduty nad Wyspiańskim i stylem polskiego oblicza teatru była zrozumia­na przez Osterwę jako przekreślenie zasad Reduty, jako bunt, jako czyn antyredutowy... Osterwa poczuł się osobiście dotknięty, nawet obrażony, widząc w inscenizacji Wiercińskiego jak gdyby ruinę swojej wie­loletniej pracy z zespołem.

Tymczasem zespół szalał ze szczęścia, z dumy, bo wreszcie coś się stało nowego, ożywczy prąd powietrza wtargnął w zatę­chłą atmosferę małego realizmu redutowe­go. Zespół podzielił się na entuzjastów "Snu" i przeciwników "Snu"... Tyle rela­cji Jerzego Zawieyskiego, wówczas aktora, współuczestnika wydarzeń sprzed półwie­cza. I choć prasa pisała o premierze "wal­ne zwycięstwo Reduty w chybionym debiu­cie dramatycznym utalentowanej, poetki", choć waliła publiczność - to przecież spektakl wywołał kryzys. Doszło do secesji grupy redutowców, pod przewodem Wier­cińskiego, z Wilna do Poznania, by tam powtórzyć inscenizację utworu Kruszew­skiej, który narobił tyle bigosu w życiu te­atralnym Anno Domini 1927.

"Sen" w 1974 roku nie wywołał burzy w zespole teatru Wybrzeże nie tylko dlatego, iż inscenizował go sam dyrektor, czyli Stanisław Hebanowski, ale przede wszyst­kim ponieważ nie wystawiano go przeciw określonej estetyce. Choć nie ożywia dziś sztuki konflikt pozadramatyczny (jak wów­czas, w Wilnie), choć poetyka jej wydaje się dziecinnie naiwna, a nie awangardowa, zaś podteksty polityczne (endecja, Piłsud­ski itp.) zwietrzały przed dziesiątkami lat

- jest przecież w tej sztuce jakaś noś­ność. Jest, skoro mimo tylu jej słabości można ze "Snu" zrobić tak piękny, pomy­słowy, tak doskonały spektakl, jak to uczy­niło "Wybrzeże". A więc nie tylko Wier­ciński pół wieku temu, ale również przed paru miesiącami Hebanowski wespół z Ko­łodziejem (scenografia) trafili "Snem" w przysłowiową dziesiątkę. Chwała im i uzna­nie należą się za to, a Kruszewskiej, która tragicznie zginęła w czasie wojny, także odrobina naszej wdzięczności i ciepłej pa­mięci.

Akcja "Snu" (podobnie jak większości spektakli, które ostatnio możemy na sce­nach stołecznych podziwiać) rozgrywa się wewnątrz ludzkiej świadomości. Jest to po prostu sen Dziewczynki, w którym marze­nia, obawy, wątki codziennych zdarzeń i głęboko skrywanych wspomnień, rzeczy wielkie i potoczne, dojrzałe i infantylne łączą się i przenikają wzajem. Ponieważ sztukę pisano przed okresem mody na Freuda, Artauda i rewolucję seksualną - jedna tylko obsesja dręczy nieletnią boha­terkę: zagrożenia Ojczyzny. Anegdota opo­wiedziana jest przez Kruszewską w sposób - na nasze wyrobienie w teatrze absurdu i strumieniach świadomości - zbyt racjo­nalny, uporządkowany, przeładowany moty­wacjami. Szczęściem obaj realizatorzy przedstawienia: reżyser i scenograf - prze­chodzą nad tym do porządku dziennego i robią swoje. Swoje wielkie, wspólne dzie­ło. A duet ten: Hebanowski z Kołodziejem, pracuje tak sprawnie i zgodnie, że zaciera się linia między robotą scenografa i reży­sera - rodzi się inscenizator zbiorowy, zespolony wewnętrznie niczym bracia syjamscy.

Widowisko jest piękne i pomysłowe, obfi­tuje w znakomite chwyty reżyserskie (jak np. przedzieranie się Dziewczynki przez za­pory z kolorowej włóczki, burzenie klocko­wych budowli, chocholi taniec itd.) wmon­towane w scenografię jakby wprost ze snu sprowadzoną na deski sceniczne. Trudno w to uwierzyć, ale talent tak dojrzałego i znakomitego scenografa jak Kołodziej cią­gle się jeszcze rozwija. W przedstawieniu nakładają się i przemieszczają wzajem warstwy różnych, współistniejących rzeczy­wistości, kłębi się to jak we śnie i w owym oddaniu prawdziwości snu jest coś, co można by nazwać realizmem. Gdyby oczy­wiście pojęcia "realizm" i "marzenie sen­ne" mogły znaleźć się obok siebie. Dzię­ki tej znakomitej, "syjamskiej" insceniza­cji naiwna bajka stała się mądrą reflek­sją. Mądrą i piękną.

Teatr Wybrzeże zapewnił sztuce znakomi­tą obsadę. A ponieważ jest to sztuka, której siła w grze zespołowej, przeto owa obsada walnie przyczyniła się do sukcesu. Znako­micie dała sobie radę z prowadzącą rolą (jedyną wielką rolą obok prawie niemej roli Zielonego Pajaca) Dziewczynki - Wan­da Neumann. Umiała sprawnie połączyć rzeczywistość postaci z nadrealizmem sy­tuacji, logikę sennych rojeń z prawdziwo­ścią autentycznej psychiki młodej dziewczy­ny.

Prosto i pięknie zagrał Krzysztof Gordon Młodego Oficera, przybysza spoza świata żywych. Ustrzegł się taniego liryzmu, sku­piony, nieco obcy, jakby rzeczywiście spły­nął z innego wymiaru. W tonacji smutku i ciepła rysowała rolę Matki, świetna Irena Maślińska; groźnym bezwzględnością wła­dzy Wodzem Czarnych Wojsk był Stanisław Igar, świetnie zarysowane sylwetki Dam stworzyły: Halina Słojewska i Halina Wi­niarska. Teresa lżewska - bardzo dobra w roli Ewy - miała zadanie szczególnie trudne na premierze prasowej: grała nie tylko przed nabitą salą, ale, przede wszyst­kim, przed obecną na spektaklu Ewą z redutowskiej prapremiery "Snu" panią prof. Marią Wiercińską.

Teatr Wybrzeże zakończył występy "pa­noramowe" - tak jak je zaczął - sukce­sem, dokumentując, że jest to świetna, od lat bez ustanku rozwijająca się placówka kulturalna. Ważne ogniwo polskiego życia teatralnego, jeden z najsilniejszych jego centrów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji