"Pokład Joanny"
Po to, by ukazać dzieje zbiorowości ludzkiej - potrzebne jest pióro wytrawnego epika. W tym wypadku człowieka, który nie tylko znał dzieje Śląska, społeczności górniczej, ale także doskonale rozumiał i przeniknął psychikę ludzi pracujących pod ziemią. Znał ich upór, ich wahania, warunki egzystencji. A także osobliwe poczucie humoru.
Nie bez przyczyny nazwisko Gustawa Morcinka kojarzy się właśnie ze Śląskiem. Jeżeli ktoś był pisarzem regionalnym to właśnie on, z tym, że to pisarstwo ma już dziś wymiar i znaczenie dokumentu.- Za "Pokład-Joanny" tę sagę rozgrywającą się na przestrzeni bez mała stu lat, Morcinek otrzymał w roku 1951 nagrodę państwową.
Co innego jednak opisać dzieje zbiorowości, nakreślić historię jednego pokładu, co innego - próbować to pokazać. Rzecz niemal niewykonalna, bo co byśmy nie powiedzieli, obraz telewizyjny domaga się personifikacji. Przełożenie powieści Morcinka na kilkanaście luźno, lub wcale nie powiązanych obrazów, o bardzo wątpliwym dramatyzmie, nie powiązanych ze sobą nawet elementem czasu - niczemu właściwie nie służy. Widowisko - według scenariusza i w reżyserii Andrzeja Przybylskiego - nie oddało nawet w części klimatu prozy Morcinka, nie miało też własnego klimatu. Wydaje się, że trzeba baczniej czytać propozycje scenariuszowe, nim skieruje się je do realizacji; ileż to razy pisało się już o tym, że nie każda powieściowa adaptacja ma szanse samoistnego działania. A przecież o to chodzi, by na tle czy w oparciu o utwór prozatorski powstało widowisko o wyraźnym szkielecie dramaturgicznym. Tym razem - szkoda tego wysiłku, który włożono w pracę nad "Pokładem Joanny".