Tylko Rachela
Oprócz postaci Racheli w interpretacji Renaty Kościelniak niewiele znalazłem w "Historii Jakuba" zdarzeń, które naprawdę zapadają w pamięć. Z "Akropolis" Wyspiańskiego ten spektakl nie ma nic wspólnego. Z odważnym, intrygującym teatrem Piotra Cieplaka też nie.
Jest rodzajem teatralnego show, który fragmenty chłopięcych fascynacji i zabaw łączy w nieco surrealną antologię obrazów.
Ten spektakl Piotra Cieplaka, jednego z ciekawszych reżyserów pokolenia, jest wtórny i nudny. Lupa, Kantor, teatr jarmarczny, w sumie rekwizytornia minionej dekady. Oglądamy trzy sekwencje dłużących się obrazów, w których naprawdę żywa jest tylko klimatyczna muzyka Kormoranów, no i pięknie grana Rachela.
Część pierwsza spektaklu to rodzaj ruchomej szopki-domu patriarchy Izaaka. Dom wygląda jak gigantyczna krypta. Ezaw (Radosław Kaim) i Jakub (Adam Woronowicz) grają w kule. Grają być może o swój los, czyli biblijne błogosławieństwo dla pierworodnego syna. Ezaw jest głupszy, przegrywa. Oglądamy kwadranse milczącego siedzenia, kwadranse epileptycznych szamotań się na scenie, kwadranse patetycznych rozstań.
Część druga to Anioły Snu Jakubowego, czyli rapujący a la Świetlicki Eklezjastes (Eryk Lubos)z paradą podupadłych aniołów w tle, poruszanych przez sznurki, idące w poprzek i wzwyż sceny. Dopiero finał jest urzekający, ale swoje trzeba odsiedzieć. Walka Jakuba z Czarnym Aniołem (Maciej Tomaszewski) w miniaturowym aquaparku jest dość widowiskowa. Przyciemnione światła, dramatyzm muzyki, strugi zalewającej scenę wody, przemoczeni herosi, wadzący się o pomyślny los, robią wrażenie.