Artykuły

Dajmy kulturze prawo do błędu

"Pakt" jest przygrywką do zmian, ale to tylko rozpęd, po którym muszą nastąpić konkretne ruchy. Czyli właśnie pisanie konkretnych poprawek do konkretnych ustaw, a może całych ustaw, praca z posłami z komisji sejmowych, praca na różnych szczeblach władz samorządowych. Coś, co pozwoli w sposób naturalny włączyć kulturę do społecznego krwiobiegu - mówi Alina Gałązka w Krytyce Politycznej, w kolejnej rozmowie o "Pakcie dla kultury"

Jaś Kapela, Krytyka Polityczna: Jaka wizja kultury wynika z "Paktu dla kultury"?

Alina Gałązka: Nie wiem. Niestety nie potrafię tego rozpoznać. Osoby, które mówią, że "Pakt" jest roszczeniowy, mają trochę racji. Nie widzę w nim propozycji reform, za to dużo postulatów do władz. Rozumiem, że to rząd musi wprowadzać zmiany, ale rację miała też dziewczyna, która powiedziała na spotkaniu "Pakt dla Kultury i NGO" (22 lutego 2011), że nie widzi tutaj przestrzeni dla obywateli, którzy by chcieli coś zrobić. Nie wiem, czy w "Pakcie" chodzi o kulturę z porządku-że się tak ironicznie wyrażę-liberalnego czy socjalistycznego. Niby postuluje się w nim równy dostęp dla wszystkich sektorów: prywatnego, społecznego i administracji, a z drugiej strony są silne postulaty dotyczące powinności państwa, co mnie, jako wielbicielkę samoorganizacji dystansuje od tych propozycji. Nie widzę w "Pakcie" żadnej wyraźnej wizji.

Może po prostu nie da się stworzyć spójnej wizji kultury?

- Mam zupełnie inne zdanie. Tak się składa, że jestem w zespole konsultacyjnym, który pomaga opracować założenia do programu rozwoju kultury w Warszawie. To dokument podobny do "Paktu", tylko na skalę miasta.

Pierwsza rzecz, o której dyskutujemy od kilku tygodni w podgrupie-to opisanie wizji. Musimy zdefiniować w tym celu wartości, jakie są dla nas ważne. Na razie rezultat jest taki: chcemy zaproponować do szerokich społecznych konsultacji wizję kultury, w której nacisk ma być położony na kreatywność, efektywne zarządzanie, równy dostęp do pieniędzy publicznych dla instytucji publicznych i innych podmiotów. Także na różnorodność: ma być miejsce i dla niszy, i dla kultury wysokiej, i dla popu (mainstreamu). Mniejszy nacisk chcielibyśmy położyć na dziedzictwo, większy na eksperyment, nowe rzeczy, docenienie sektora kreatywnego. Choć brzmi to ogólnie, to jest dość konkretny system wartości. Można go zapisać na jednej stronie, w sposób hasłowy, symboliczny. W "Pakcie" nie widzę żadnego systemu wartości.

Mam jeszcze inną obserwację: po czasach wszechobecnego "budowania społeczeństwa obywatelskiego" przyszło hasło "budowanie kapitału społecznego". A co to tak konkretnie znaczy? W kulturze?

Że kultura ma służyć aktywnemu udziałowi obywateli w obecnym systemie demokratycznym.

- Może tak. Ale aktywizacja jest tylko jedną z twarzy kultury-dla mnie wcale nie najważniejszą. Są inne narzędzia aktywizacji obywateli, o wiele skuteczniejsze niż kultura. Np. danie ludziom poczucia, że są ważni, mają możliwość współdecydowania. Bardziej wierzę w konsultacje dotyczące tego, gdzie ma być zbudowany chodnik, niż w sztukę zaangażowaną jako narzędzie do tego, żeby ludzie czuli się obywatelami.

Z tego, co rozumiem, zostało to tak sformułowane, żeby przekonać rządzących, którzy-jak się zdaje-myślą językiem ekonomicznym albo społecznym. To dobrze?

- Nie wiem, nie zajmuję się polityką, ale rozumiem: Nie tylko stadiony, ale też domy kultury.

I biblioteki.

- Wydaje mi się, że pojęcie "kapitał społeczny" zaczyna być nadużywane. Jest to związane z tym, że Ministerstwo Kultury buduje strategię kapitału społecznego, jest też język unijny, którym trzeba się posługiwać. Ale nie wiem, czy w takim prostym dokumencie jak "Pakt" należy posuwać się do ogólników, których tak naprawdę wielu nie rozumie. Jak ludzie mają się włączyć w coś, czego nie rozumieją? Wydaje mi się, że Obywatele Kultury mają taką ideę: sto tysięcy obywateli powie: "Tak, to jest nasz pakt z państwem". Ale wówczas ludzie musieliby czuć, że gdzieś w tym pakcie są, że nie są kapitałem społecznym, ale ludźmi.

Byłem trochę zaskoczony, że na spotkaniu "Pakt dla Kultury i NGO" inicjatywa zbierania podpisów pod apelem o 1% na kulturę została przedstawiona jako sukces, bo zebrano dziewięć tysięcy podpisów, a potem podano, że jest w Polsce pięć i pół tysiąca organizacji pozarządowych zajmujących się kulturą. Więc może, jeśli założyć, że z każdej tej instytucji podpisały się jedna albo dwie osoby, to można traktować "Pakt" jako manifest związków zawodowych, dokument branżowy.

- Tak. Moim zdaniem organizacje pozarządowe zajmujące się kulturą nie znają "Paktu". Albo nie widzą-powiem brutalnie-interesu, żeby się nim zainteresować. Trochę wynika to z wizerunku Obywateli Kultury: chyba jest taki stereotyp, że jest to elita intelektualno-instytucjonalno-biznesowa, która chce czegoś związanego z ustawą medialną. Bo od tego się zaczęło. Nie bardzo wiadomo, kto przygotował "Pakt", ten ruch nie ma swoich wyraźnych twarzy. Dla mnie twarzą ruchu jest Beata Chmiel, ale ona nie jest dobrze znana organizacjom pozarządowym. Pewnie jest rozpoznawalna w instytucjach publicznych albo w sektorze czytelnictwa.

Wydaje mi się, że "Pakt" jest poniekąd efektem tego, że ruch społeczny, który miał powstać przy okazji zbierania podpisów przez Obywateli Kultury pod 1% procentem na kulturę, nie powstał. Choć przecież firmowały go znane twarze-Rajkowska, Chwin, Cielecka, czy nawet Szymon Majewski.

- To są dwie rzeczy. Bardzo często spotykam się z opinią, że 1% budżetu państwa powinien iść na kulturę dopiero po zreformowaniu publicznych instytucji kultury (i niektórych NGO-osów), bo w tej chwili są workiem bez dna, w który pakuje się pieniądze, a rezultatem jest tylko to, że coś trwa. Nie tworzy się żadnych wartości kulturalnych. Powinniśmy zacząć od reformy kultury. Np. należałoby ustalić, gdzie jest granica między bezpieczeństwem socjalnym twórców i artystów a interesem społeczeństwa, żeby kultura była tworzona. Wydaje mi się, że to właśnie tutaj przebiega główna oś konfliktu. Ruch nie powstaje, bo różni ludzie i różne środowiska mają sprzeczne interesy. W "Pakcie" nie widzę reformatorskiego zapędu. Takiej woli, że my ludzie z instytucji, organizacji i my indywidualni twórcy zgadzamy się, że należy przeprowadzić reformę, zgadzamy się ponieść jej koszty, a po tej reformie domagamy się zwiększenia finansowania kultury.

Jednak niektóre propozycje "Paktu" są dość rewolucyjne. Np. pomysł z CIT-em: "wprowadzenie regulacji prawnych, które umożliwią podmiotom gospodarczym przekazywanie 1% podatku od dochodów z działalności gospodarczej (CIT) na rzecz instytucji kultury". To byłyby gigantyczne pieniądze, jak sądzę.

- Nie chciałabym, żeby procent CIT-u był przeznaczany dla instytucji kultury. Przed reformą. Bo obecnie instytucje kultury są publiczne.

Ja chyba też bym nie chciał. Ale to mogłaby być rewolucja.

- Ale jak ma się ten postulat do innego-że wszyscy powinni mieć równe prawa (wszystkie "podmioty publiczne, społeczne i prywatne prowadzące działalność kulturalną")? Czyli także np. warszawski klub Chłodna 25, Powiększenie czy Saturator. To nie są instytucje kultury, tylko klubokawiarnie czy kluby sprzedającą kawę i wódkę, ale dzieje się tam więcej niż w niejednej instytucji. Albo weźmy Nowy Wspaniały Świat-też nie jest instytucją kultury, a dlaczego nie miałby dostać procenta z CIT-u? Według mnie taki postulat jest wręcz szkodliwy, bo umacnia instytucje, które-oczywiście poza chwalebnymi wyjątkami-tkwią w marazmie, zresztą z bardzo wielu przyczyn, moim zdaniem głównie formalno-prawnych.

Np. Warszawa przeznacza na kulturę około 300 milionów złotych. Z tego niespełna 30 milionów idzie na projekty organizacji pozarządowych. Dużo wielkich projektów jest robionych właśnie przez nie (np. większość wielkich muzycznych festiwali). Resztę budżetu przeznacza się na miejskie instytucje kultury. Należy przeanalizować, czy leży to w interesie warszawiaków. Postawić pytania: czy wszystkie 19 teatrów miejskich jest super? Jaka jest rola domu kultury (miejskiej instytucji) w wielkim mieście, gdzie oferta kulturalna dla dzieci i młodzieży jest wypasiona, a dorośli chodzą do klubów, teatrów, na koncerty, ale nie do domów kultury. A jest ich kilkadziesiąt. Czy te pieniądze są wydawane w interesie kultury, w interesie miasta? Najpierw odpowiedzi na te pytania, a potem 1% z CIT-u

Ale koszty instytucji to chyba też kwestia kosztów stałych. Muzeum Narodowe musi płacić za ogrzewanie i pewnie nie jest to mała suma.

- To akurat państwowa instytucja, a nie miejska. A każdy lokal musi być ogrzewany. Krytyka Polityczna też musi płacić za ogrzewanie.

Niestety, i jest to mnóstwo pieniędzy. A jak byś sobie wyobrażała taki "Pakt", który chciałabyś podpisać? Na czym mogłaby polegać jego rewolucyjność?

- Rozumiem, że pierwsza część "Paktu" nie jest adresowana do obywateli kultury, tylko do rządzących i im się tłumaczy, czym jest kultura. Ja bym to wytłumaczyła bardziej dosadnie, ilustracyjnie. Podoba mi się mówienie o kulturze językiem zrozumiałym, może nawet potocznym. To jest swego rodzaju rewolucyjność, wyjść z tych trudnych zdań i zbitek słownych. Już sam język mógłby dać sygnał, że kultura jest częścią naszego życia, że można ją umiejscowić, np. celną metaforą. Nazwa "Obywatele Kultury" jest na przykład fajna, tylko niestety nie genderowa.

A co do drugiej części, to mogę tylko powtórzyć, że najpierw powinniśmy myśleć o reformach. Zresztą minister Zdrojewski sam to powtarza. Po upadku PRL-u wszystkie dziedziny życia zostały zreformowane, a kultura nie. Jest bardzo dużo starych przyzwyczajeń, np. myślenia, że artysta powinien mieć etat. To jest według mnie rzecz do dyskusji i Obywatele Kultury powinni taką dyskusję wywołać i wypracować jakieś stanowisko, o ile jest to możliwe. Z jednej strony jest skrajne stanowisko: etat masz raz na zawsze tylko dlatego, że jesteś artystą, a jesteś artystą tylko dlatego, że ukończyłeś szkołę artystyczną. A z drugiej strony: jesteś artystą, czyli masz głodować do końca życia i jak ci się trafi kontrakt, to fajnie, a jak nie, to zostajesz kelnerem. Na pewno jest jakiś środek między tymi stanowiskami. Trzeba by taki środek wypracować. Po Kongresie Kultury w Krakowie w 2009 roku nikt nie próbował tego zrobić. Pozycje są okopane, nie ma dyskusji.

Druga sprawa to równouprawnienie podmiotów z sektora społecznego, prywatnego i publicznego. To też jest w "Pakcie" niespecjalnie zaakcentowane. Uważam, że to niezwykle ważne, ale bardzo delikatne, łatwo popełnić błąd.

A trzecia sprawa-która wywołuje żywą dyskusję-to kwestia praw autorskich. To jest bardzo ważny problem, który też blokuje kulturę. Kultura w znaczący sposób przenosi się do internetu. Obywatele Kultury powinni określić, jakie jest ich stanowisko, i zapewnić, że będą bronić nie tylko twórców, ale też użytkowników.

Jest tam takie sformułowanie.

- Takie, że nie wiedziałam, po której oni są stronie. Wiem, że to jest specjalnie wyważone, żeby nie drażnić i nie wywoływać dyskusji na każdym spotkaniu. Ale jakbym miała to podpisać, chciałabym poznać ich zdanie.

Rzeczywiście, sformułowanie jest dość ogólnikowe: "Prawo autorskie winno chronić własność intelektualną bez ograniczania obiegu literatury, sztuki, idei. Niezbędne jest szybkie podjęcie prac nad stworzeniem prawa autorskiego, które zabezpieczy prawa twórców i użytkowników w internecie".

- Dyskusyjny jest jeszcze ten punkt: "Rząd wprowadzi obowiązek audytu środków publicznych przeznaczanych na kulturę". Audyt to jest opinia biegłego rewidenta. Bardzo kosztowne badanie finansów. Co ci da badanie finansów, jeśli masz do czynienia z oceną twórczości? Można tylko zobaczyć, czy ktoś zgodnie z prawem wydał pieniądze. To jest jakiś chory pomysł. Może to lobbing środowiska rewidentów?

I też jakoś sprzeczny z preambułą, w której czytamy, że mamy niski poziom zaufania do instytucji. Zwiększanie systemu nadzoru raczej poziomu zaufania nie podniesie.

- No tak. Rozumiem, że chodziło o to, że podmioty, które korzystają z pieniędzy publicznych, czyli również organizacje pozarządowe, nie tłumaczą się z tego, co z tymi pieniędzmi zrobiły. Jakimś pomysłem jest publikowanie raportu rocznego, w tym roku zrobił to Teatr Dramatyczny. Zrobiliśmy ileś tam premier, spektakle obejrzało ileś tam ludzi. Wydaliśmy trochę na to, trochę na coś innego. Organizacje pozarządowe też powinny publikować takie raporty, a nie wszystkie mają taki obowiązek. Ale audyt to za dużo.

Podejrzewam, że chodziło właśnie o przejrzystość, a nie o kontrolę biegłego rewidenta.

- Jest jeszcze jedna rzecz. Najważniejsza. W "Pakcie", w drugiej części, tej konkretnej, nie ma twórczości. Rozumiem, że biblioteki są w tragicznym stanie, choć ostatnio akurat rząd uruchomił we współpracy z Polsko-Amerykańską Fundacją Wolności program dla bibliotek i chyba mają teraz lepiej, niż inne podmioty publiczne w tym kraju. A przynajmniej mają jakąś szansę rozwoju. Na domy kultury też kładzie się coraz większy nacisk.

Moim zdaniem czytelnictwo, animacja kulturalna, jakiś program dla seniorów czy młodzieży to za mało. Strasznie ważne jest, żeby pamiętać, że jeśli kultura ma być czynnikiem rozwoju ekonomicznego i społecznego, to należy wzmacniać nieskrępowaną rokiem obchodów twórczość, kreatywność i trzeba dać jej-co powtarza Bogna Świątkowska-prawo do porażki. Do ryzyka. W tej chwili nie ma takich warunków. Jeżeli reżyserowi nie uda się premiera, to wszyscy są gotowi go zniszczyć. Jeśli organizacja pozarządowa poniesie klęskę, realizując jakiś projekt, to musi oddać dotację. Nie ma warunków do tego, żeby szukać nowych rozwiązań. Np. można wyobrazić sobie ścieżkę eksperymentu: ktoś inwestuje w ciebie, stwierdza, że jesteś rokujący, młody itd. i da ci pieniądze na napisanie książki. Weźmiesz pieniądze i jej nie napiszesz, bo po prostu nie masz natchnienia. Ktoś musi móc ponieść takie ryzyko, żeby kultura się rozwijała. W "Pakcie" nie ma czegoś takiego.

***

Alina Gałązka - koordynatorka portalu dla organizacji pozarządowych www.ngo.pl, członkini Warszawskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego, działaczka Komuny Warszawa (dawniej Komuny Otwock) i Inicjatywy Warszawa 2020

--

"Pakt dla kultury" to propozycja nowej polityki kulturalnej państwa sformułowana przez ludzi kultury. Ma ona formę umowy między "strona społeczną" (artystami, przedstawicielami instytucji kultury i organizacji pozarządowych) a władzami (rządem, parlamentem).

Propozycja "Paktu" powstała w kręgu osób zajmujących się zbieraniem podpisów pod apelem "1 procent na kulturę". Przyjęły one nazwę "Obywatele Kultury". Obecnie ruch Obywateli Kultury tworzą m.in. Beata Stasińska (wydawca, była redaktor naczelna Wydawnictwa W.A.B.), Joanna Mytkowska (dyrektorka Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie), Agnieszka Odorowicz (dyrektorka Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej), Jerzy Hausner (profesor ekonomii, minister pracy i polityki społecznej w rządach Marka Belki i Leszka Millera), Hanna Wróblewska (dyrektorka galerii Zachęta), Beata Chmiel (wicedyrektorka Muzeum Narodowego), Dariusz Gawin (wicedyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego), Jarosław Lipszyc (prezes Fundacji Nowoczesna Polska), Michał Zadara (reżyser teatralny).

Do końca marca trwają ogólnopolskie konsultacje społeczne, które pomogą sformułować nową wersję "Paktu". Zostanie ona przyjęta podczas Obywatelskiego Kongresu Kultury 14-15 maja w Warszawie i przedstawiona rządowi.

W ramach konsultacji społecznych publikujemy na stronie KP rozmowy z ludźmi kultury.

Wkrótce wywiady m.in. z Karoliną Ochab (dyrektorka Nowego Teatru w Warszawie), Piotrem Mareckim (szef Korporacji Ha! art, współtwórca Restartu Polskiego Kina), Michałem Zadarą (jeden z inicjatorów "Paktu dla kultury").

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji