Szekspir na plaży
Okazuje się, że XVII-wieczna sztuka angielskiego dramatopisarza może jeszcze śmieszyć. Sobotnia premiera w Teatrze Zagłębia dostarczyła wszystkim wyśmienitej zabawy.
Teatr nie mógł lepiej wybrać daty czwartej już premiery w tym sezonie. Pierwszy dzień kwietnia uczczony został należycie salwami śmiechu tłumnie zgromadzonych widzów. Doskonale wybrano też sztukę - jedną z ostatnich wielkich i pozbawionych goryczy komedii Szekspira, niewyeksploatowaną częstymi adaptacjami, we współczesnym tłumaczeniu Stanisława Barańczaka.
Fabuła "Wieczoru trzech króli", pełna zwrotów akcji, intryg i przebieranek nie ustępuje finezją "Hamletowi". Do krainy Ilirii przybywa rozbitek-szlachcianka Viola (Joanna Litwin). Gdy dowiaduje się, że przystojny książę Ilirii Orsino (Grzegorz Widera) bezskutecznie stara się zdobyć miłość hrabianki Oliwii (Ewa Kopczyńska), postanawia w przebraniu chłopca podjąć się służby na książęcym dworze i zdobyć serce Orsinia. Od tej pory Viola pod przebraniem Cesaria, jest pośrednikiem między zakochanym księciem a wybredną hrabianką. Młody i piękny Cesario/Viola wzbudza szybko miłość nie tylko w księciu Orsino, który nie potrafi początkowo wytłumaczyć swojej sympatii dla pazia, ale także w oschlej dotąd hrabiance Olivii. Na szczęście, jak to w komediach, wszystkie uczucia zostają zaspokojone. Na scenie pojawia się brat bliźniak Violi - Sebastian (Cezary Jakubicki), który poślubia hrabiankę, a jego siostra, po ujawnieniu swej prawdziwej tożsamości, zostaje żoną księcia Orsino.
Główny wątek "Wieczoru..." jest zresztą tylko tłem, na którym rozgrywają się sceny równie ważne i śmieszne. Przebojem wśród widzów stał się pijacki tandem sir Tobiaszka i sir Andrzejka, czyli Zbigniewa Leraczyka i Wojciecha Leśniaka. Aktorska para lordowska wycina na scenie hołubce, wyśmiewa wszystkich wokół siebie nawzajem, wymyśla i realizuje przebiegłe intrygi, ugania się za Marią (Barbara Lubos-Święs) damą dworu hrabianki, wreszcie śpiewa pijackie piosenki. Ilekroć Leraczyk i Leśniak zaintonowali kanon "Cicho bądź, bo słabo mi się robi", na widowni wybuchała burza oklasków. Sir Tobiasz i sir Andrzej są u Szekspira również autorami erotycznych aluzji, którymi sztuka wręcz kipi. Starczy wspomnieć afekt księcia do swojego pazia czy też entuzjazm sir Tobiasza do dworki Marii.
Doskonale wywiązał się ze swej trudnej roli Juliusz Warunek, grający błazna. Trefniś, postać z pozoru drugoplanowa, jest mądrym demaskatorem. Jego pojedynki na słowa są jednymi z najzabawniejszych momentów spektaklu.
Reżyser Henryk Adamek wraz ze scenografami Anną i Tadeuszem Smolickimi postanowili najwyraźniej przywrócić elżbietańską tradycję i przybliżyć aktorów do widzów. Ponieważ akcję spektaklu umiejscowiono na plaży (rozgrywają się tam nawet sceny pałacowe), drewniane molo połączyło scenę z widownią. Dzięki temu aktorzy wychodzili zza pleców widzów, wybiegali ze wszystkich drzwi, grali przed sceną i ukrywali się na widowni. Sztuka zyskała na dynamice, a ubarwiały ją piosenki, śpiewane w rytm świetnej i wpadającej w ucho muzyki Józefa Skrzeka.