Artykuły

W drodze do źródła

"Akropolis" dzieje się w szczegól­nym czasie - w Noc Wielką Zmar­twychwstania, w noc poprzedzającą poranek Niedzieli Zmartwychwsta­nia. Miejsce akcji to pusta Katedra Wawelska. Przed chwilą wyszli stamtąd modlący się po wielkosobot­niej liturgii. Pierwsze słowa utworu Wyspiańskiego, to "Poszli, i na ko­ściele ustawili dymu powłoczną chmurę".

Treść dramatu jest jasna, mimo że często mówi się, że to zawikłany i trudny tekst. Zbudowany jest z trzech godzin; godzin ważnych, tak, jak są trzy godziny monologu Gusta­wa w "Dziadach". Pierwszą godzinę wypełnia ożywanie w nowożytności, czyli w czasie współczesnym Wy­spiańskiemu. Wtedy budzą się po­mniki, niektóre znamy dziś z kaplic katedry. Ale w czasach Wyspiańskie­go skazano je na niebyt, były w piw­nicach zapakowane w paki. Powołał więc do życia te pomniki, ale nie chodzi tylko o rzeźby. Twierdzę stanow­czo, że Wyspiańskiemu nie chodziło o to, czy się ruszają pomniki, i na tym polega cały apetyt, cały smak tego pierwszego aktu. "Pomnik" w języku polskim wiąże się ze słowem pamięć. Więc w moim przekonaniu to, czym się zajmuje autor w pierwszym akcie, to jest wyrywanie osób z tego, w czym się zapamiętały: z rozpaczy, z desperacji, a czasem i z przekona­nia o własnej racji. Bo takie przywiązanie jest często samobójcze.

Druga godzina to czas homerowy, czas historii trojańskiej. Na scenie zjawiają się osoby z go­belinów trojańskich, które wisiały wtedy na ścianach lewej, głównej na­wy katedry. To opowieść o czasie mi­tologicznym. Dziwni są trojanie u Wyspiańskiego, ponieważ czasem mówią tekstem Ewangelii, choć znać go nie mogli. Czasem nawet słowami samego Jezusa.

Trzecia godzina to godzina biblij­na. Osiemdziesiąt procent aktu trzeciego Wyspiański, można powiedzieć żartobliwie, wyciął nozyczkami z Biblii. Są to przemontowane, dosłowne cytaty z pierwszego - podkreślam: pierwszego! - polskiego przekładu Biblii. Można więc powiedzieć, że te trzy godziny są drogą w głąb czasu, do źródeł cieni....

Jeśli chodzi o język - pierwszy akt napisany jest czystym językiem Wyspiańskiego. Drugi, lewituje gdzieś pomiędzy Kochanowskim i Homerem w polskich tłumacze­niach. Trzeci zaś pisany jest starym wariantem języka biblijnego.

W pierwszym akcie wprowadzam Konrada z "Wyzwolenia". Zagra go Mariusz Bonaszewski, który w części trojańskiej będzie Hektorem, w biblij­nej Jakubem, i wreszcie na końcu Harfiarzem. Jest to próba znalezienia innego wymiaru Konrada - jako po­staci, która jest żywa w naszych ser­cach i w naszej tradycji teatralnej. Jest w pewnym sensie najważniejszy, toż to taki polski Hamlet! Chcę, żeby mo­je "Akropolis" było dalszym jego ży­wotem, by opowiedziało o Konra­dzie, którego dotąd nie było. Nie Konrad, walczący z Bogiem, opętany przez demona, jak w "Dziadach", nie Konrad z "Wyzwolenia", który pro­wadzi do rewolucji i, jak fantastyczny anarchista, chce wszystko zburzyć, lecz ktoś zupełnie inny. Następny etap ewolucji. Myślę, że czas na to, bo przecież "Akropolis" to "Dziady" Wyspiańskiego!

Rzecz dzieje się w katedrze - nie w kaplicy przycmentarnej, rzecz jest zmartwychwstaniem. To są ożywia­ne dusze, które mówią coś do ży­wych ludzi, są przestrogą i nauką.

Tyle, że tu Guślarzem jest katedra, a wszystko dzieje się w najszerszym planie - wobec głównego ołtarza.

"Akropolis" jest nie tylko poże­gnaniem, ale i wielkim powiedze­niem: Z Bogiem. Wyspiański próbuje ten kontakt jakoś w mękach ponazy­wać... W gorączce, w pragnieniu szu­ka, ale nie oleodruków - szuka ży­wego, osobowego Boga... Rozpadają­cą się dłonią pisze przecież: "Jak wyj­dę z kręgu czarów sztuki..." A my, przez te marne trzy godziny, próbuje­my odtworzyć drogę, którą wtedy zobaczył.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji