Przykra porażka
Rzadko się to zdarza, a jednak zdarzyło się. Heroicznych zaiste wysiłków wymagał od widza łódzki Teatr TV, który zdecydował się przedstawić "Pocztę" Rabindranatha Tagore - nie czyniąc nic zarazem, co by mogło odbiór sztuki ułatwić. Zarzut nie odnosi się do wybitnego pisarza, laureata Nagrody Nobla, ani też do konwencji teatru hinduskiego, ta zostało bowiem zniekształcona, nieledwie sparodiowana. To raczej nadmiar inwencji reżysera - L. Adamika sprawił, że widowisko odbiegało od szeroko pojętej "telewizyjności", stając się wyzwaniem, rzuconym widowni. Już sam pomysł odebrania aktorom głosu i osadzenia nieelastycznego lektora listy dialogowej poza ekranem godzien jest osobnego wyróżnienia w panopticum gaf realizacyjnych. Mimodram aktorski także się nie udał: artyści, pozbawieni tylko głosu, nagle poczuli się jakby pozbawieni i rak, i nóg, i głów. Nie pomogły także inwencje choreograficzno-plastyczne.
Jest rzeczą arcysłuszną, że TV nie odbiera szans poszukiwaczom nowych form realizacyjnych, ale jest także niemal oczywiste, iż pod szyldem nowatorstwa najłatwiej mogą przemknąć się do emisji rzeczy chybione. Tak miała się rzecz z "Pocztą" a szkoda bo było to pierwsze bodaj spotkanie masowej widowni telewizyjnej z wybitnym pisarzem dalekich Indii.