Andrusy i "peleryniarze"
Przyjął się obecnie taki obyczaj teatralny, że oprócz tradycyjnych oklasków po spektaklu modne są rytmiczne pohukiwania i popiskiwania, którymi publiczność wyraża szczególne zadowolenie. W ten dobitny sposób została również uczczona premiera "Królowej przedmieścia'' w Teatrze Zagłębia. Nie tylko przez młodzież ale także przez osoby w wieku absolutnie dojrzałym. Nikt nie spieszył się do domu. Prawdę powiedziawszy stareńki wodewil Krumłowskiego z główną bohaterką "śliczności Manią" z krakowskiego Zwierzyńca i jej satelitami sprawił niespodziankę jako zjawisko dalekie od naszej strapionej rzeczywistości, okrutnie naiwne w wątku fabularnym a jednak niezmiennie urocze w swoim rozśpiewaniu i rodzajowości scen z życia krakowskiej bohemy i kolorowych typów z przedmieścia.
Prapremiera odbyła się w Krakowie w 1898 roku. "Królowa" skutecznie ścigała się z operetką wiedeńską przez następne lata. Od zgrzybiałości uchronił ją Leon Schiller, który wpisał w kanwę wodewilu własne piosenki i nowe zabawne sceny. Po 25 latach nieobecności w repertuarze "Królowa przedmieścia" zjawiła się znów na scenie Teatru Zagłębia. Tym razem w charakterze prezentu dla miasta Sosnowca i okazji jubileuszu 90-lecia nadania mu praw miejskich. Ojcowie miasta sponsorowali spektakl pokaźną sumą 100 mln zł. Resztę kosztów wystawy Teatr uzupełnił z własnego "zaskórniaka".
Reżyser sztuki, Zbigniew Bogdański (obecnie główny reżyser Teatru Wielkiego w Warszawie) jest znany zarówno z wielu interesujących realizacji na scenach naszego regionu i w różnych teatrach kraju, jak i ze swego żywiołowego temperamentu i mocnej ręki. Sam o sobie mówi - mam opinię "awanturnika". Wyszło to przedstawieniu na dobre. "Królowa przedmieścia" w jego inscenizacji, wspomagana pełną wdzięku choreografią Henryka Konwińskiego ma znakomite tempo. Od samego, początku atakuje widownię melodiami piosenek sentymentalnych i frywolnych i wykonywanych w chórze i solo z towarzyszeniem "żywej" orkiestry pod batutą Bogumiła Pasternaka, autora aranżacji. Rozwlekłość naiwnej fabuły ratują pyszne typy krakowskich andrusów (A. Śleziak, Z. Biernat), ich dziewczyn, strasznych mieszczan (komiczny Majcherek - A. Kopciuszewski, gderliwy radca Kapała - J. Klemens) oraz cyganerii artystycznej stworzonych z wyczuciem stylu przez aktorów. Artystów "peleryniarzy" prezentują malowniczo, Wojciech Leśniak świetny zwłaszcza w interpretacji piosenki "Jak dymek z papierosa" i Zbigniew Leraczyk w piosence o "Pelerynie". Rezolutna i ponętna modelka Helcia - Iwona Fornalczyk jest ozdobą romantycznej sceny na poddaszu. Szkoda że Krystyna Gawrońska zwykle bardzo dobra w komediowej obsadzie wypadła blado w roli Mani i wyglądała raczej na królową salonu niż na hożą dziewczynę z przedmieścia obstawioną przez amantów. Teatr Zagłębia gra do końca czerwca. Można więc zobaczyć przed urlopem ów osobliwy światek starego Krakowa w którym wszystko się kotłuje, ludziska kłócą się i przepraszają, romansują i śpiewają wspólnie optymistyczną piosenkę Młodej Polski "Choć mamy buty podarte - Eviva l`arte".