Bolszewicy w milionerów przemienieni
Wolność jak w Ameryce, komunizmu nie ma, jak gdyby nigdy nie było. Związek Radziecki rozwiązano. Partia "najświętsze ze słów" na zawał padła, a taka była odporna, wytrzymała i silna, większa niż największa słonica, a na zawał padła i nawet nie zatrąbiła" - dziwi się Prysypkin, bohater sztuki Tadeusza Słobodzianka "Sen pluskwy, czyli towarzysz Chrystus", granej od kilku dni w teatrze Wybrzeże.
Sztuka zaczyna się w moskiewskim zoo, tam, gdzie kończy się "Pluskwa" Włodzimierza Majakowskiego. Nastały nowe czasy. Prisypkin, którego Majakowski najpierw zamroził, a potem zamknął w moskiewskim ogrodzie zoologicznym jako "burżujus vulgaris", budzi się po 50 latach. W sztuce Słobodzianka dyrektor zoo otwiera klatkę i wypuszcza go na wolność. Na Patriarszych Prudach Prysypkin spotyka Proroka, który rozpoznaje w nim "Chrystusa". Razem wędrują po Moskwie, ucztują u mafiosów, udzielają wywiadów "wolnym mediom", spotykają bankierów i ludzi przez banki ograbionych, drobnych kupców zmuszanych do płacenia haraczu, nękani są przez ochroniarzy nowych VIP-ów, bratają się z artystami, prostytutkami, filozofami i bezdomnymi.
"Szanowni bolszewicy w milionerów się przemienili, a Wiara, Nadzieja i Miłość w pończochach od Armaniego w gumę grają" - konstatuje Prysypkin. Co za czasy!
Szafa z lustrem
- Współczesna Moskwa to tylko kostium - mówi nam autor "Snu pluskwy", Tadeusz Słobodzianek. - Moskwa mityczna. To opowieść o ludziach, którzy liczyli na to, że po zmianach ustrojowych będzie lepiej. Prisypkin pyta: "Po co było to wszystko. (...) Po co ni stąd, ni zowąd z klatki wypuścili? I co z tą wolnością teraz zrobić mamy"?
Słobodzianek opowiada nam, skąd wziął się pomysł napisania dalszego ciągu "Pluskwy" Majakowskiego.
- Jednym z przedstawień, które zrobiło na mnie największe wrażenie, była niedokończona "Pluskwa" w reżyserii Swinarskiego. "Pluskwa" Majakowskiego jest tekstem przedziwnym, tajemniczym. Pod wieloma względami proroczym. To wizja świata, w której człowiek jest już kompletnie zmanipulowany. Mój pomysł napisania "dalszego ciągu" narodził się w 1991 roku, kiedy to do Jerzego Grzegorzewskiego zgłosił się Jerzy Stuhr z propozycją wystawienia tej sztuki. Sam zamierzał zagrać Prisypkina. Miał tylko prośbę, aby Grzegorzewski zamówił u mnie nowe zakończenie. Nie zgodziłem się, ponieważ uważam, że takich rzeczy nie wolno robić - mówi Słobodzianek. - Natomiast po zastanowieniu i rozmowach z przyjaciółmi uświadomiłem sobie, że jest to świetny temat. I napisałem "Sen pluskwy".
- Mój Prisypkin mówi do posągu Majakowskiego: "Ja, towarzyszu Stwórco, marzyłem o szafie z lustrem. I za to zrobił pan ze mnie burżuja i zamknął w klatce z pluskwą, a sam pojechał do Paryża szastać się siwą renóweczką z damą nastawioną anty. A ja chciałem żyć, chciałem pracować. I nie chciałem tylko, żeby deptano po nóżkach mojemu fortepianowi".
Ale cyrk!
"Sen pluskwy" miał swoją prapremierę w Teatrze Nowym w Łodzi w 2001 roku. Spektakl reżyserował Kazimierz Dejmek. Był to, jak pisali krytycy współczesny moralitet.
- Dejmek zrobił strasznie gorzkie, rozrachunkowe przedstawienie, które niezwykle podziałało na publiczność. Dla mnie samego to było ogromne przeżycie. Widziałem go stojącego w kulisach przez cały spektakl i wsłuchującego się w reakcje publiczności - wspomina Słobodzianek. Tak było w Łodzi. W Gdańsku "Sen pluskwy" wyreżyserował Andrej Spisak.
- Spisak jest Słowakiem. Na początku lat siedemdziesiątych poszedł do szkoły podstawowej i tam siłą został wcielony do pionierów. Przeżył rusyfikację, taką, jakiej w Polsce nawet za Bieruta nie było. I tu widać różnicę w podejściu do tematu. Dejmek powiedział mi kiedyś ironicznie: "Ja wiem, że pan chce, żebym odbył spowiedź dziecięcia wieku". Natomiast dla Spisaka było to wyrzucenie z siebie pewnych emocji - kontynuuje Słobodzianek. Słowacki reżyser rzecz całą zobaczył jako cyrk. Cyrk "Moskwa". W końcu cyrk był niesłychanie popularny w ZSRR. W Moskwie do dziś stoją dwa wielkie, zadaszone, murowane amfiteatry na trzy tysiące ludzi. Rosja i Rosjanie to jedynie pretekst do postawienia pytania: co zrobiliśmy
przez ostatnie kilkanaście lat z naszą wolnością? A zresztą, czy komunizm to był jeden wielki cyrk? A teraz to nie jest jeden wielki cyrk?
Tęsknota za komuną
"Sen pluskwy" to istotnie dramat o nas i naszych problemach.
W barwnej galerii postaci, którą stworzył Słobodzianek, możemy rozpoznać ludzi z pierwszych stron gazet, oficerów służb specjalnych w biznesmenów przemienionych, ludzi z ulicy z pubów, banków, dworców kolejowych, uniwersytetów (profesor, niedoszły noblista w dziedzinie materializmu dialektycznego, zostaje w nowej rzeczywistości ministrem religii)... Twórcy spektaklu stawiają pytania, jak poradzić sobie z historią, wolnością, własnym życiem. Czy nasze nadzieje na cud lub nowego proroka spełnią się?
Preobrażeński, niegdyś generał spec-wojsk, obecnie ojciec chrzestny mafii, odpowiada "wolnym mediom" tak:
"Kto nie tęskni za Związkiem Radzieckim - serca nie ma. Ale kto chce jego powrotu - nie ma rozumu. Związek Radziecki jest jak bliska i serdeczna osoba, która umarła. Opłakujemy go. Modlimy się za niego. Wspominamy. Ale nie da rady. Pochować trzeba. O jaką pani demokrację pyta? O demokrację bandytów i złodziei? O demokrację, gdzie robotnik zapłaty nie dostaje? Żołnierz na ulicy musi żebrać? A artysta na bazarze śpiewać? I gdzie kupcy bandytom haracz muszą płacić?". A w tym samym czasie jego ludzie haracz bezlitośnie ściągają.
Natomiast Prisypkin wraca do swojej klatki i do pluskwy, szanownej Anny Fiodorowny: "Tu się nie ma z czego śmiać, towarzyszko pluskwo szanowna, sami z siebie się śmiejemy".