Artykuły

Ostrożnie z gazem!

W OSTATNICH dniach klatki schodowe i skrzynki na listy wielu warszawskich domów ożywiły barwne ulotki Zakładu Wykonawstwa Inwestycyjnego Warszawskich Okręgowych Zakładów Gazownictwa, kilku rysunków i obszernego tekstu dowiadujemy się, że wspomniany Zakład "przystępuje do zamiany gazu miejskiego na gaz ziemny" oraz "że gaz ziemny posiada dwukrotnie większą kaloryczność niż gaz miejski". Dalej jest napisane, kiedy i jakich palników nie wolno będzie używać, co musimy gazownikom na nasz koszt wyczyścić, zmienić, udostępnić, co stanie się po ukazaniu się "płomienia długiego, żółtego, kopcącego" itd. Słowem czeka nas wielka odnowa w gazownictwie. Studiując pilnie ulotkę czujemy, że ocieramy się o sprawy niecodzienne (pierwszy bowiem raz przechodzimy z "gazu miejskiego" na "ziemny", groźne (aż 3 rysunki na 4 opatrzono napisem "Nie wolno") i uciążliwe (piszą: "urządzenia gazowe powinny być w czasie pracy ekipy monterskiej utrzymane w należytej czystości", ale przez nas, nie przez nich). Masowy kolportaż ulotek i ważkość problemu pozwalają mniemać, że wkrótce uwaga większości warszawiaków skoncentrowana zostanie na sprawach gazu. Wychodząc tym zainteresowaniom naprzeciw TEATR WSPÓŁCZESNY wystawił sztukę pt. "SZCZĘŚLIWE WYDARZENIE". Przestrzega ona przed niewłaściwym użytkowaniem domowych urządzeń gazowych. Zwłaszcza jej groźny finał wskazuje na konsekwencje dopuszczania nieletnich do kuchenek gazowych. Duszące dymy spowijające widownię i dziecko w zniszczonej odzieży wierzchniej na scenie - to groźne memento: nie bawcie się gazem!

OPRÓCZ ważkich problemów bhp mamy w sztuce jeszcze klika spraw pobocznych, marginalnych, jak np. kłopoty z polityką populacyjną, rozprawę z podstawowymi zagadnieniami współczesności (na przykładzie rodzinki-symbolu), globalne konflikty zapędzane do rozbebeszonego łóżka i domową powszedniość wygnaną na wielkie szlaki świata. Mamy wreszcie ów okrutny finał: dorwanie się do władzy brutalnej, prymitywnej siły. Wszystko przybrane w kotylionowy kostium bulwaru, wszystko zmierzające ku syntezie, którą zastępuje nieoczekiwane "bum!" - eksplozja gazowej kuchenki. Spoza kulis wypływa na scenę gęsty smrodliwy dym i rozpełza się z wolna po widowni. Obraz się staje zamglony niczym Mont Blanc w pierwszym akcie. Ludzie kichają, bowiem nos cierpi tu najbardziej.

Mimo że "Szczęśliwe wydarzenie" nie należy do najwybitniejszych dzieł Mrożka, mimo że obciążają je wtórności w stosunku do nieprześcignionego "Tanga", mimo że trzeci akt znamionuje wyraźny spadek formy a sztuka, jak się to powiada, "siada", mimo że wszystkie (i kilka dalszych) "ale" - przedstawienie we "Współczesnym" jest osiągnięciem wysokiej klasy. Zasługa w tym przypada po równi ERWINOWI AXEROWI, reżyserowi znanemu z perfekcyjnej pracy, jak i wybornym aktorom z Henrykiem BOROWSKIM i Wiesławem MICHNIKOWSKIM na czele.

BOROWSKI (Starzec) należy do naszej ścisłej czołówki aktorskiej. Ma świetnie opanowany warsztat, olbrzymi zasięg ról, które z powodzeniem może brać na swoje barki. Rozporządza bogatym zespołem środków wyrazu, z których potrafi korzystać z oszczędnym, niemal surowym, umiarem. Przypomina rajdowca, który do końca ma w zapasie trochę gazu, pozwalającego mu w ostatniej chwili nieoczekiwanie skoczyć do przodu. W trudnej (i niebezpiecznej) roił Starca, ciągnącej ku parodii, zgrywie, farsie, zatrzymał się na granicy wyrazistej komedii, budując postać tyle śmieszną, co groźną, tyle absurdalną, co rzeczywistą.

MICHNIKOWSKI (Przybysz) - o jego wielkim talencie nikogo przekonywać nie potrzeba - zrezygnował z chapilnowskiej nuty w tonacji "półtora nieszczęścia". Jego hippliso-anarcho-szuler nie budził w nas współczucia, lecz bawił i śmieszył do przysłowiowych łez. Zbudował swego bohatera z obiegowych sądów o naszym inteligencie (zakatarzonym i rozpiętym na krzyżu wątpliwości jak u Gałczyńskiego). Człowieka, który dąży do minimum stabilności wyrzucając za barię raz po raz owe żelazne zasady i święte pryncypia - aż do bolesnego lądowania na twardym gruncie rzeczywistości. Aż do klęski w starciu z mocarnym chamem, wobec którego staje się bezradny jak małe dziecko.

Męża w stylu żurnalowego Anglika zagrał w chłodnej tonacji dowcipu z dystansem, zbrojny w nieodłączną maskę powagi i surowości, Kazimierz RUDZKI. Urokliwą, pełną niepodrabianego seksu Żoną była Marta LIPIŃSKA, a owocem jej spełnionej miłości tyran-niemowlę, czyli Kazimierz KACZOR (świetna pantomima).

Do najszczęśliwszych wydarzeń owego "Szczęśliwego wydarzenia" należy więc koncert aktorski. A poza tym...? Poza tym mamy dwa akty (na trzy) dobrej zabawy i głośnego śmiechu oraz jeden wypadek ze sprzętem domowym. Morał jest jasny: ostrożnie z gazem!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji