Maski i twarze (fragm.)
POPRZEDNI felieton zatytułowałem "Coraz smutniej". Otóż miło mi poinformować widzów, że się nieco przejaśniło ostatnio w tych teatrach. Proszę tylko nie oczekiwać relacji z pogodnych komedii, chociaż każda ze sztuk zawiera jakieś elementy komediowe, wyrastające zresztą z bardzo zróżnicowanych poetyk.
Niewątpliwym wydarzeniem sezonu, obfitującego w stolicy w szacowne nazwiska i mniej szacowne realizacje, stała się prapremiera sztuki Mrożka "Krawiec" w "Domu Mrożka" czyli w Teatrze Współczesnym.
"Krawiec", to sprawa masek i twarzy, formy i treści, hegemonii zewnętrznych atrybutów kultury nad treściami ideowymi, bezradności rewolucyjnych przemian wobec zastanych, skostniałych wzorców kulturowych. Tylko że niekiedy jest to bezradność pozorna i uleganie zamierzone, leżące w sferze taktyki. W ten sposób można mówić o "ciągłości tradycji".
Bohaterem sztuki jest Krawiec, który najpierw ubiera Jego Ekscelencję i jego dwór, a po obaleniu go - wodza zwycięskiej rewolucji Barbarzyńców, Onucego. Im obu jest niezbędny a wierzymy, że po kolejnym przewrocie stanie się niezbędny następcy Onucego.
Są w sztuce jeszcze dwie postaci, ważne dla idei utworu: tajemnicza kobieta Nana, która pod czarnym woalem fascynacji kryje zupełnie nie-fascynującą postać, oraz jej syn Karlos, który nie nosi żadnej maski, łącząc ideowy fanatyzm z konformistyczną nadgorliwością.
Sztuka nie ma tej ostrej przejrzystości i wręcz matematycznej precyzji w logice rozwoju akcji zewnętrznej i wewnętrznej, co "Tango" czy "Emigranci" (zwłaszcza akt III), są też miejsca, które mogą uchodzić za puste czy "dłużyzny".
Sztuka otrzymała optymalny kształt sceniczny, grają bowiem tytułowe role "mrożkowi" aktorzy, pamiętani z wielu poprzednich realizacji prapremierowych Mrożka.