Artykuły

Rzeszów. Zamieszania wokół teatru ciąg dalszy

Na scenie rzeszowskiego Teatru im. Wandy Siemaszkowej nie dzieje się tak wiele, jak wokół niej. Wicemarszałek od kultury do kamer powiedziała, że teatr jest prowincjonalny, dyrektor odszczeknął się jej w płatnym ogłoszeniu. Na domiar wszystkiego w placówce węszy prokurator

- Nie powiem, że nie jestem emocjonalna, bo jestem. Emocjonalnie wypowiadam swoje myśli. Ale gdybym dzisiaj jeszcze raz stanęła przed kamerą, to powtórzyłabym to samo słowo. Nie zamierzam się go wypierać - wicemarszałek Anna Kowalska odpowiedzialna w województwie podkarpackim za kulturę musi się tłumaczyć za słowo, która parę dni temu wypowiedziała do telewizyjnych "Aktualności".

Za słowo, które ubodło Przemysława Tejkowskiego, dyrektora Teatru im. Siemaszkowej w Rzeszowie. Do takiego stopnia, że Tejkowski wykupił w gazetach reklamę. A precyzyjnie "List otwarty" do wicemarszałek Kowalskiej.

Kowalska bowiem kilka dni temu w telewizji powiedziała, że teatr, którym Tejkowski kieruje, jest "prowincjonalny". Dyrektor, długo się nie namyślając, w płatnym ogłoszeniu stwierdził, że pani wicemarszałek wyraża "kontrowersyjną i krzywdzącą" opinię. Opublikował je w trzech lokalnych gazetach, zapłaci za to teatr.

- Ponieważ wypowiadam się w imieniu tej instytucji, a nie w swoim prywatnym - tłumaczy Tejkowski. Ale kwoty nie chce zdradzić.

"Stawia w dziwnym świetle współpracujących z nami realizatorów (m.in. z Warszawy, Krakowa, Barcelony, Łodzi czy Wrocławia), może narazić nas na odwrócenie się od nas publiczności, a także naszych donatorów i instytucji z nami współpracujących, a w efekcie działanie takie może stać się działaniem na szkodę jednostki" - pisze Tejkowski do Kowalskiej.

Pisze też, że dzięki wysiłkowi całego zespołu teatru jego sytuacja jest "nadzwyczaj korzystna", a o tym ma świadczyć to, że "liczba chętnych do obcowania z Melpomeną przewyższa liczbę biletów". Tejkowski przypomina, że kilka przedstawień nagrodzono i zrefundowano. A i plany są, bo aktorzy teatru mają się pokazać w Londynie, we Lwowie, a emisją przedstawień to nawet ostatnio zainteresowanie wyraziła TVP Kultura.

Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? - to pytanie krąży po teatrze niczym aktorzy przebierający się w garderobach. Sam Tejkowski nie chce rozwinąć myśli, które zawarł w liście do pani wicemarszałek.

- W liście jest wszystko, co mam w tej sprawie powiedzenia. Rozdrapywanie tego będzie robieniem bajzlu w mieście. Nie chcę tego - tłumaczy.

Podobno do teatru dzwonią nauczyciele i pytają: - Czy dzieci prowadzimy do prowincjonalnego teatru?

- Każdemu wolno pisać listy - mówi niewzruszona Anna Kowalska. - Dziwię się natomiast, że pan dyrektor ma ochotę rozmawiać poprzez media - dodaje.

Rzeszowski teatr podlega urzędowi marszałkowskiemu. To od zarządu województwa zależy, kto stoi na czele teatru. Zarząd doszedł do wniosku, że czas Tejkowskiego się skończył. Na początku roku rozesłał prośbę o opinię na temat dyrektora do ZASP-u, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego i związków zawodowych w teatrze. Opinie są konieczne, aby rozpocząć procedury odwoławcze.

Do urzędu marszałkowskiego dotarły już dwie: związków zawodowych i ZASP-u. - Są takie "okrągłe". I pochwalany jest w nich dyrektor Tejkowski, ale są też krytyczne uwagi pod jego adresem. Nie ma w nich zdania, że Tejkowskiego należy odwołać albo zostawić - twierdzi Wiesław Bek, rzecznik marszałka podkarpackiego.

Opinia ministra kultury ma dotrzeć do końca miesiąca. Zresztą zarząd nie musi ich brać pod uwagę, chodzi o dochowanie formalności odwoławczych.

O tym, że dni Tejkowskiego na stanowisku dyrektora rzeszowskiego teatru są policzone, było wiadomo po ostatnich wyborach samorządowych, gdy władzę w województwie przejęła koalicja PO-PSL-SLD. Tejkowski dostał dyrektorski fotel w teatrze w 2007 r. za rządów PiS-u. Partia Jarosława Kaczyńskiego zawdzięczała mu spoty wyborcze, jakie dla niej robił w kampanii wyborczej.

Tejkowski w zeszłym roku miał przerwę w teatrze. Przez osiem miesięcy był w zarządzie TVP. W "Siemaszce" wziął na ten czas bezpłatny urlop. Zastępował go Waldemar Matuszewski, którego Tejkowski po swoim powrocie zaczął ciągać do prokuratury. Ale do tego jeszcze wrócimy.

Kolejną odsłoną konfliktu na linii dyrektor - zarząd województwa jest wspomniany "prowincjonalizm" teatru. - Prowincjonalny to wcale nie gorszy - tłumaczy wicemarszałek Kowalska sens słowa. - Teatr musi robić więcej niż dotychczas. Musi korzystać z tego, co jest dookoła nas. A więc muszą przyjeżdżać znani reżyserzy bądź wystawiać sztuki nie z literatury szkolnej. Wtedy publiczność naprawdę będzie zadowolona - uważa Kowalska.

Słowo "prowincjonalizm" w kontekście rzeszowskiego teatru padło już wcześniej. Dotarliśmy do listu, jaki już w styczniu do zarządu województwa wysłał Ireneusz Janiszewski, dyrektor teatru na warszawskiej Pradze, który śledzi poczynania swoich kolegów w Rzeszowie. Janiszewskiego wcale nie dziwi, że Tejkowskiego planuje się wyrzucić.

"Ta instytucja [ Siemaszka" - przyp. red.] w zasadzie nie jest widoczna na kulturalnej mapie Polski" - pisze Janiszewski. "Od instytucji kultury oczekuje się, że nie tylko będzie spełniać potrzeby widzów w dostępie do wydarzeń kulturalnych, ale również będzie budować wizerunek regionu, spełnić funkcje promocyjne, edukacyjne, a także kształtować życie kulturalne, że będzie miała w nim swój udział" - czytamy dalej.

Janiszewski pisze, że w ciągu ostatniego roku w teatrze w Rzeszowie był kilka razy. Zachwycił się ładnym obiektem.

"Jednak proszę mi wybaczyć - zobaczyłem Teatr taki, który w środowisku określa się mianem: prowincjonalny. Pod względem artystycznym rzeszowski teatr nie może w żaden sposób konkurować nawet z teatrami mniejszych ośrodków. (...) Teatr nie jest prowadzony nowocześnie. Nie jest instytucją kultury skupiającą środowiska kulturalne miasta i regionu. Nie prowadzi koniecznej już w dzisiejszych czasach edukacji teatralnej. (....) Teatr w Rzeszowie jest również zamknięty na młodych, zdolnych twórców. Repertuar Teatru stanowi bezpieczną średnią" - nie zostawia suchej nitki na "Siemaszce" Ireneusz Janiszewski.

Swój list kończy stwierdzeniem, że "może warto zaryzykować zmiany, które poprawią sytuację Teatru w Rzeszowie".

Dla "Gazety" Janiszewski mówi: - Teatr w Rzeszowie jest instytucją z niewykorzystanym potencjałem i niewątpliwie twórczy ferment, nowy artystyczny impuls nie zaszkodziłby tej instytucji. Prowincjonalność instytucji kultury to również brak wyrazistości, zgoda na artystyczną przeciętność. Taka właśnie postawa jest niewiarą w publiczność i traktowaniem jej jako prowincjonalną.

Na domiar wszystkiego w teatrze zaczęła się kontrola urzędu marszałkowskiego. To efekt doniesienia, jakie Przemysław Tejkowski 3 lutego wysłał do prokuratury. Twierdzi, że jego poprzednik Waldemar Matuszewski narobił długów w teatrze.

Ale czy podejrzenia Tejkowskiego mają pokrycie w faktach? Prokuratura jeszcze nie wie. - Do końca miesiąca podejmiemy decyzję, czy śledztwo zostanie wszczęte - mówi Łukasz Harpula z Prokuratury Rejonowej dla miasta Rzeszów.

A władze województwa ani myślą łajać Anny Kowalskiej za nazwanie teatru "prowincjonalnym". - List pana Tejkowskiego jest grą obliczoną na zachowanie stanowiska. Wiadomo, że jest on aktorem. Akt sceniczny przeniósł do życia publicznego - ocenia Wiesław Bek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji