Śmiechu warte
Podobnego sukcesu Teatr Współczesny nie przeżywał od czasów prapremiery "Tanga". Umordowane kasjerki, długie kolejki do kasy, setki telefonów w sprawie protekcyjnego wygospodarowania biletów, na widowni przyklejeni do ścian przedstawiciele różnych grup wieku, oglądający na stojąco przeszło 2-godzinny spektakl (siadają pewnie w przerwach). A cały szał dlatego, że dyrekcja zdecydowała się wystawić nie jakiś utwór wybitny, lecz szeregową komedyjkę. Jakich wiele. Rzecz jasna: nie u nas, tylko w Anglii, gdzie komediopisarze nie są spychani na śmietnik, ale za życia oglądają obsadzonych w swych tekstach wybitnych aktorów... Jednym ze źródeł niezwykłej kariery sztuczki "Jak się kochają" jest odwołanie się do angielskiej recepty. Na scenie pojawiają się Kucówna, Lipińska, Wołłejko, Kowalewski, Michnikowski i debiutantka z przyszłością: Beata Poźniak. Parada gwiazd, różnych stylów komediowej gry, min i minek, półtonów i żywiołowej wesołości. Aktorzy mają co grać, publiczność nareszcie ma się z czego pośmiać. Sam utwór jest błahy, ale napisany pewną ręką, z jednym świetnym pomysłem (dwa domy w jednym, co umożliwia symultaniczne rozegranie sceny przyjęcia) i dowcipnym dialogiem. Okazuje się, że to wystarcza. Żadnej polityki, żadnych aluzji i odniesień do swojskich realiów. Reżyseria i scenografia wyeliminowały, kto wie czy nie najistotniejszy element komizmu: ogrywanie nadal ważnych w Anglii różnic klasowych, dystansu między sferami. Różnic tych nie uwydatniał także przekład. I co? I nic. Bo to na naszym gruncie zbędne. Nie z tego śmieją się widzowie. Ci w rzędach i ci pod ścianami. Ich bawi mechanizm kobiecych chytrości i małych zdrad; intryguje kwestia: jak to się skończy i czy grający Franka Fostera Czesław Wołłejko przyłapie Fionę (Zofia Kucówna) na kłamstwie, czy William uwierzy Mary (Wiesław Michnikowski i Beata Poźniak), czy Teresa (Marta Lipińska) pogodzi się z Bobem (Krzysztof Kowalewski). A reszta? Reszta jest śmiechem.