Mieszczanie
Polska publiczność teatralna dopiero w ostatnich pięciu latach poznaje geniusz dramatyczny Maksyma Gorkiego. Przedstawienia "Wrogów", "Jegora Bułyczowa", "Na dnie" - utworów, które weszły na zawsze do wielkiego, klasycznego repertuaru radzieckiej dramaturgii - dla niejednego polskiego widza były rewelacją. Przed wojną sanacyjna polityka kulturalna nie miała wielu powodów, aby upowszechnić rewolucyjne sztuki twórcy socjalistycznego realizmu. Toteż kiedy po wyzwoleniu Gorki w pełnym bogactwie swego dzieła wszedł na sceny polskie, widownia uległa potędze jego talentu jak gdyby na nowo z głębokim, przemożnym wzruszeniem, jakie daje pierwsze zetknięcie z wielkim zjawiskiem artystycznym.
Ta nowa, pełniejsza niż dawniej wiedza o autorze "Moich uniwersytetów" wzbogaciła się ostatnio o jeszcze jedną pozycję. Państwowy Teatr Śląski im. St. Wyspiańskiego pokazał w Warszawie - z okazji festiwalu sztuk radzieckich - swój katowicki spektakl "Mieszczan" Gorkiego.
"Mieszczanie", to debiut sceniczny trzydziestokilkuletniego pisarza, który napisał tę sztukę w r. 1902 za namową Stanisławskiego i Danczenki. Ów debiut stał się arcydziełem światowej literatury i jednym z najdotkliwszych ciosów moralnych dla światowego mieszczaństwa. W czterech aktach tej sztuki, na tle przeładowanej meblami jadalni z symbolicznym mieszczańskim kredensem, Gorki usadowił przy stole i kazał rozprawiać ze sobą całej swojej epoce. W osobach rewolucyjnego proletariusza Nila i kupca Bezsiemonowa w pesymistycznej, bezideowej postaci inteligentki Tatiany i we wspaniałej sylwetce nihilistycznego szydercy Tietierewa - Gorki pokazał wprawdzie tylko prawdziwą ówczesną Rosję, lecz dojrzał historię całego mieszczańskiego świata. Dramat ten został stworzony prawie pięćdziesiąt lat temu, od dnia jego prapremiery oddzielają nas dwie wojny i szereg przełomowych wynalazków naukowych i technicznych, a przecież jego postaci przemawiają do nas rzeczywistym, żywym językiem - językiem systemu społecznego, który jeszcze, po pięćdziesięciu latach, nie wszędzie zniknął i nie wszędzie dał od siebie uwolnić człowieka. W "Mieszczanach" został zawarty groźny, posępny absurd burżuazyjnego społeczeństwa i przedstawiona - z genialnym dalekowidztwem - jego nieuchronna klęska.
W osobie Tietierewa, w jego szyderstwie, pijaństwie i bezpłodnej nienawiści, Gorki upostaciował organiczną chorobę mieszczaństwa - rozkład gnilny, który przyniesie mu zagładę. W pamiętnych słowach Niła: "Gospodarzem ten, kto pracuje" - mieści się wyrok, wydany przez rewolucję na Bezsiemonowów, na wszystkich Bezsie-monowów, bez względu na narodowość i szerokość geograficzną. I może dlatego, że diagnoza społeczno-moralna została postawiona w tej sztuce z tak wielką przenikliwością, a prawda ideologiczna ukazana tak nieubłaganie - dlatego zapewne arcydzieło Maksyma Gorkiego przemawia dzisiaj do nas z potężną siłą historii przelanej w kształty prawdziwej sztuki.
Państwowy Teatr Śląski, pod dyrekcją Władysława Woźnika, dał w spektaklu "Mieszczan" piękny przykład działalności naszych prowincjonalnych teatrów. Reżyser Edward Żytecki utrzymał przedstawienie w starannych ramach wierności historyczno-obyczajowej i jednocześnie potrafił się ustrzec akcentów naturalistycznych. W dobrze wymierzonym tempie dialogów, w oszczędnych efektach scen zbiorowych, które nie opóźniały rozwoju kompozycji, w wyrównanej pracy całego zespołu - tkwią niewątpliwe zalety tego przedstawienia. Blasku dodały mu znakomite role Władysława Woźnika, jako Tietierewa i Gustawa Holoubka, jako Pierczychina. Były to dwie wybitne kreacje aktorskie, które scena polska powinna przechować w swych kronikach. Postaci Bezsiemonowa (Władysław Brochwicz), Tatiany (Lidia Korwin), Akuliny (Stefania Michnowska) zostały zagrane bezbłędnie. Reszta zespołu pokazała wzór rzetelnego wysiłku i cennej, prawdziwie społecznej pracy artystycznej. Przedstawienie "Mieszczan" w Państwowym Teatrze Śląskim pozwala snuć najpomyślniejsze myśli o rozwoju naszych scen prowincjonalnych.