WUJASZEK
W "Świętej studni" - jednej z najbardziej zdumiewających książek - Katajew utrwalił taki obraz: "Innym razem zobaczyliśmy staruszka w słomkowym kapeluszu, który ustąpił nam drogi, a potem długo spoglądał za nami przez staroświeckie, czechowowskie binokle. Miał łzy w oczach".
Czechowowskie binokle i łzy. Przyzwyczajono nas do Czechowa na smutno. Patetycznie i monumentalnie. Jakby nigdy Czechow nie współpracował z humorystycznymi pismami. Nie był obznajomiony z techniką dowcipu, mechanizmem śmiechu.
To już nasz domowy obyczaj: zatajanie rodowodu pisarzy, gdy kompromituje ich żywioł komizmu. A często tam właśnie szukać należy klucza do rozumienia twórczości.
W "Ateneum" ateiści są świadkami cudu. I to cudu reżyserowanego przez Dejmka. Tym razem obraz nie zapłakał, lecz roześmiał się. Czechow bawi! Reżyser potrafił wydobyć autorski dystans do tworzonych postaci.
Drugim cudem jest obsada: Śląska, Skarżanka, Kossobudzka, Kępińska, Swiderski. Chamiec, Matyjaszkiewicz. Holoubek.
Holoubek jako Iwan Pietorowicz.
Już nie dobry wujaszek, ale najlepszy ze wszystkich możliwych.
Śmiejemy się na Czechowie. Do tego doszło. A płacz i piereżywanije rezerwujemy dla innych regionów ducha. Ot, choćby dla takiego oto tytułu na pierwszej stronie niedzielnego wydania "Życia Warszawy":
"Cios w sweterkowe komisy i bazary z ciuchami. Metalexport - przemysłowi lekkiemu".
Data publikacji artykułu nieznana