Artykuły

Schulzowskie herezje Tomaszuka

"Traktach o manekinach" w reż. Piotra Tomaszuka w Teatrze Wierszalin w Supraślu. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Przyzwyczailiśmy się do Schulza nierealnego, fantasmagoryjnego. A Wierszalin wywraca go do góry nogami, dekonstruuje. Ten przewrót nie zawsze jest precyzyjny, czasem zwodzi na manowce. Ale jest ciekawy.

Najnowszy spektakl Teatru Wierszalin w Supraślu to "Traktat o manekinach" oparty na fragmencie "Sklepów cynamonowych" Brunona Schulza. Reżyser Piotr Tomaszuk twórczość Schulza postanowił obejrzeć z perspektywy historii. Udał się w "regiony wielkiej herezji"*, ale po swojemu. I napisał własną sztukę. Wyjął Schulzowskich bohaterów ze świata chasydzkiej legendy, mitologii, przestrzeni absolutnie wyabstrahowanej z rzeczywistości - i zanurzył w historii. Złączył w jedno świat przedwojennego cynamonowego miasteczka z książki ze światem, który do Drohobycza brutalnie zajrzał dopiero po kilku - od opublikowania książki - latach.

Ojciec - szalony eksperymentator, Stalin, Trocki, Hitler, Bunuel... W wierszalińskim spektaklu przenikają się różne światy, różne figury i postaci historyczne. I nieważne że "Sklepy..." wydane zostały przed dojściem nazistów do władzy, że w książce wielu bohaterów sztuki nie ma, a tym istniejącym nawet się nie śni, jak historia spacyfikuje ich własny bezpieczny świat. Tomaszuk wychodzi poza tradycyjną interpretację Schulza - i miksuje to, co przedstawił Schulz z tym, co my, żyjący prawie 80 lat później, wiemy o różnych woltach, jakie zafundowała nam historia, o których pisarz wiedzieć nie mógł. Ale reżyser idzie jeszcze dalej - próbuje dostrzec pewną zależność między nieszkodliwą wizją ojca eksperymentatora, chcącego ożywić materię, a narodzinami różnych totalitaryzmów. Oto wizja Demiurga, idea szczytna i intrygująca: ożywić manekiny, stworzyć z nich ludzi, tych zorganizować w masę, pokorną maszynerię. Idea wygłaszana w sennym miasteczku, jakby zawieszonym w próżni, na pograniczu fantazji i realności brzmi fascynująco i niewinnie. Ale oto mija kilka lat i nieoczekiwanie okazuje się, że rzeczywistość może tę wizję dogonić, a nawet przegonić. I że idea tak może zostać wypaczona, że wręcz obraca się przeciw człowiekowi i ma tragiczne konsekwencje. Z wypaczenia, modyfikacji wizji jaką jest organizacja człowieka w bezwolną masę - wyrosły wszak wszelkie totalitaryzmy...

I nawet jeśli interpretacja Tomaszuka wydać się może nieco naciągana, nie sposób odmówić jej atrakcyjności. I nawet jeśli po drodze ten akurat wątek się rozmywa i przestaje być wyrazisty - jest wart uwagi.

Początek spektaklu pokazuje to czytelnie: rupieciarnia, szczątki drzwi, sztachety (ciekawa scenografia Julii Skuratovej), część z nich oblepiona jest folią. Trójka postaci przemykających po scenie zaczyna folię zrywać. Jakby twórcy obwieszczali: oto wyzwalamy Schulza z tego świata, w który został wepchnięty: fantasmagorii i wyabstrahowanej wizyjności. Przebudzają się poszczególne postaci, toczą po scenie niemrawo. Służąca Adela mówi sennie: "łóżka jeszcze nie zaścielone, a ja do ładu nie mogę dojść z toaletą". Syn Józek - rozespany, jeszcze z poduszką przyklejoną do głowy. I ojciec, trochę nieobecny. Adela zaczyna szyć, maszyna furkocze, pozszywane bezładnie paski materii owijają kolejne sprzęty... To ciekawy inscenizacyjnie moment: tygodnie rzeczywiście zdają się namacalnie stać pod znakiem dziwnej senności (fraza z Schulza), pościel wydaje się być ciężka od wizji, ale dzień się budzi, trzeba go trochę uporządkować. To taka szczególna chwila w przedstawieniu, gdzie wszystko współgra ze sobą doskonale: aktorstwo, scenografia, i przede wszystkim muzyka (znakomicie dobrana muzyka akordeonowa - od tej chwili chyba tylko taka wydaje się pasować do Schulza i żadna inna: niepokojąca, finezyjna, delikatna).

Łatanina jest tu kluczem interpretacyjnym: z kawałków ulepione są niektóre postaci (dwie postaci w spektaklu - szwaczki materializują się w postaci nosów-masek, przykładanych do twarzy), pokawałkowane są manekiny i różne maszynerie, multimedialne wstawki. W efekcie całe przedstawienie to istne panoptikum - zbiór osobliwości, niespójnych na pierwszy rzut oka światów, na drugi - zestawionych ze sobą bardzo sensownie. Weźmy wątek kinowy, który bynajmniej nie jest jedynie atrakcyjnym dodatkiem, a tworzy bardzo przemyślaną kompozycyjnie całość. Ojciec idzie do kina, ogląda Bunuela, Eisensteina i innych twórców rodzącego się właśnie kina, widzowie oglądają fragmenty filmów razem z nim. Dodaje to magicznej aury spektaklowi, czasem trochę przeraża. Ale też pokazuje inny trop interpretacyjny idei tchnięcia życia w materię: kino jest wszak niczym innym jak właśnie próbą ożywienia materii. Na tle kadrów, które weszły do klasyki kina (m.in. "Pancernik Potiomkin") ojciec przemienia się w różne historyczne postaci, które miały różne wizje zawładnięcia umysłem człowieka: bywa Trockim, Stalinem, Leninem.

W finale spektaklu zaś historia brutalnie wdziera się w niewinną dotychczas rzeczywistość: żołnierz - raz niemiecki, raz sowiecki wali w drzwi do schulzowskiej rupieciarni...

Na koniec jeszcze słowo o aktorach. Spektakl rozpisany jest zaledwie na trzech: Rafał Gąsowski (Ojciec), Miłosz Pietruski (syn Józek), Dariusz Matys (Adela). Radzą sobie wszyscy. A miejscami niektóre pomysły na ich bohaterów wypadają wręcz znakomicie. Matys kreujący toporną, męską Adelę z głupawym uśmiechem jest intrygujący (to interpretacja zupełnie odmienna od dotychczasowych wizji tej postaci, choć zapowiadany przez Tomaszuka wątek transseksualny akurat niespecjalnie jest tu wyraźny, ciekawsze od takiej wizji wydaje się przesunięcie akcentów - Adela przestaje być demoniczna, to Ojciec przejmuje władzę). Pietruski w roli syna ma trudną, wymagająca świetnej kondycji rolę - w ciągłym przykurczu, wręcz na kuckach, przypomina kurczaka w za dużych okularach, zapatrzonego w ojca. I wreszcie Gąsowski, który ciągle się zmienia: z nieszkodliwego kurtuazyjnego starszego pana w satrapę, z satrapy - w przestraszonego waleniem w drzwi człowieczka. Podciąga spodnie, okulary spadają mu na nos. Wzbudza wzruszenie.

* tytuł książki Jerzego Ficowskiego poświęconej mitologii Schulza

Najbliższe spektakle w Teatrze Wierszalin w Supraślu: sob., niedz., godz. 18

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji