Teatru naszego powszedniego
O tym, że zmartwychwstał trzeciego dnia, wiemy z Ewangelii. O tym, że zmartwychwstaje w czasach, w których żyjemy - z "Historyi o chwalebnym Zmartwychwstaniu" w reżyserii Piotra Cieplaka.
Po sukcesie wrocławskiej inscenizacji, która zdobyła Grand Prix na tegorocznym festiwalu klasyki polskiej w Opolu, młody reżyser po krakowskiej szkołę teatralnej wystawił "Historyję" w warszawskim Teatrze Dramatycznym. W tym refleksyjnym przedstawieniu ton wysoki miesza się z rubasznym, śmiech i wzruszenia na przemian ściskają gardło, a tekst sprzed 400 lat brzmi, jakby go napisano wczoraj.
Piłat u Cieplaka nosi pikowany szlafrok. Annasz i Kajfasz - tiary i ornaty. Lucyper ma robocze rękawice. Na oko przypomina palacza z kotłowni. Grobu Pańskiego pilnują strażacy w błyszczących kaskach, niczym w wiejskim kościele w Wielkim Tygodniu. Trzy Marie wybierają olejki w drogerii na kółkach. W knajpie przy drodze do Emaus apostołowie w wytartych marynarkach popijają piwo. Gdy długowłosy Chrystus wyciąga przez metalową rurę dusze z piekła, z głośników ryczą elektryczne gitary.
"Historyja" zredagowana w XVI wieku przez paulina z krakowskiej Skałki Mikołaja z Wilkowiecka jest jednym z najpopularniejszych dziś dramatów staropolskich, zarazem najtrudniejszym do inscenizacji. Spektakle Schillera i Dejmka na dziesiątki lat utrwaliły folklorystyczną konwencję grania "Historyi". Piotr Cieplak pierwszy przetłumaczył misterium na współczesne emocje i nagle staropolszczyzna przemówiła nowym, czystym głosem.
Oryginalność tej inscenizacji rodzi się z dokładnego przeczytania tekstu i ze znajomości tradycji. Skąpe dekoracje (u Cieplaka jest tylko stół, a nad nim otwarte niebo), wykorzystanie przestrzeni, w której urządzono widowisko, wreszcie powierzenie prawie każdemu z aktorów ról - to wszystko zadowoliłoby wybrednego historyka teatru.
Na początku dramatu Prolog, którego nie ma u Cieplaka, zapowiada, że będzie "tak, jak jest na świecie". I jest: agresywni żołdacy, diabły przypominające oprawców z obozu zagłady, wątpiący, zagubieni apostołowie, Chrystus, który zbawia ludzi wyrwanych przez śmierć z biura, łóżka, sali koncertowej, ze szkoły i dworca.
Jeśli wczytać się w tekst Prologa, to i zapowiedź elektrycznych gitar się znajdzie, gdy mowa o muzyce, "która waszmość budzić będzie". W spektaklu Cieplaka gra na żywo psychodeliczna orkiestra Kormorany, znana ze współpracy z alternatywnym teatrem Klinika Lalek z Wolimierza. Nie budzi, bo szczęściem nikt nie śpi, lecz z wyczuciem buduje napięcie dźwiękami saksofonu, fletu i wokalizą.
Aktorom starcza kilka gestów i słów, by powołać do życia coraz to inne postacie. Gra oparta jest na zwyczajnym tonie, w który najdokładniej trafili Jarosław Gajewski i Sławomir Orzechowski w rolach diabłów, zakłopotanych aniołów i uczniów. Jadwiga Jankowska-Cieślak pokazała Maryję jako prostą, zmęczoną kobietę w żałobie. Tragiczną postacią jest zaprzaniec Piotr Wojciecha Duryasza, który czepia się szpar między deskami sceny, czołgając się do Chrystusowego grobu. Marie (Aleksandra Konieczna, Agata Kulesza, Jolanta Olszewska) - to trzy przejęte dziewczyny, niewolne od pokus. Od pozostałych różni się bardziej konwencjonalny Jezus, również dlatego, że Piotr Kondrat grał tę rolę w przedstawieniu wrocławskim.
Cieplak odkrywając na nowo "Historyję" wpadł na trop, którym w literaturze i teatrze poruszał się Białoszewski. Trop powszednich doświadczeń. Dzięki temu Bóg, umieszczony w znajomej codzienności, staje się przyjazny i bliski, a spektakl nie ma nic wspólnego z triumfalizmem współczesnego polskiego katolicyzmu.