Wizyta Omara Sangare w Vancouver
Wszechstronnie utalentowany młody polski aktor, OMAR SANGARE, odrzuciwszy własny, wygodny i dobrze noszony garnitur aktorski wszedł na moment w ten świat pióra autorskiego właśnie i napisał monodram "Prawdziwy krytyk teatralny".
Sztuka... Ta sztuka mówiła o... Hmmm. O! Przedstawienie sceniczne ukazało ..., mówiło o... Nic, nie tak: Aktor przekazał na scenie...
I tak dalej, i tym podobnie. Początki monodramu Omara Sangare "Prawdziwy krytyk teatralny" nadają się świetnie do każdej rutynowej recenzji. Lub też do prób napisaniu takowej. Wszak prawdą jest, że napisanie pierwszego zdania (lub dwu) każdego tekstu gazetowego jest początkiem sukcesu lub klapy piszącego. Większość czytelników (no, może nie tak wyrafinowanych i inteligentnych, jak ci z Vancouver i okolic) po przeczytaniu tych właśnie pierwszych dwóch zdań zadecyduje, czy tekst doczyta do końca, czy przejdzie na następną stronę gazety. Uwaga więc dla raczkujących felietonistów i krytyków: zaczynać tekst od słowa "pupa" (najlepiej pisanego przez "d") - sukces czytelniczy zapewniony. Nawet jeśli temat z pupą nie ma nic wspólnego. Każdy będzie chciał do końca przeczytać, żeby się dowiedzieć, co w końcu z tą pupą i o czyją pupę chodzi.
No tak, ale zadał mi ćwieka ten Sangare tym swoim monodramem. Jak po obejrzeniu czegoś takiego zdobyć się na odwagę recenzji? Jak napisać szczerze, przy zachowaniu minimalnej bodaj dozy profesjonalizmu, własne wrażenia z tego przedstawienia?
A najgorsze, psiakrew, do czego się jednak przyczepić, bo co to za krytyk, który nie potrafi wyłowić słabych punktów tekstu, reżyserii, scenografii, no i oczywiście gry aktorskiej?
Więc przyczepię się od razu i będzie spokój; monodram jest za krótki, co najmniej o godzinę. Hamburgera można zjeść w dwie minuty, ale wyśmienity obiad należy celebrować. Kreacja Omara Sangare w Teatrze Normana Rothsteina była daniem wykwintnym, które mógłbym jeść i jeść i jeść.
Oj, coś nie tak z tą krytyką, która w końcu obróciła się w komplement.
Mimo to, gwoli prawdy i sumienności, mam zaiste dwie uwagi: oglądałem "Prawdziwego krytyka" dwukrotnie: na deskach Waterfront Theatre i Norman Rothstein Theatre. Obie wersje były w języku angielskim. Wiedząc, że sztuka napisana byk oryginalnie w języku polskim i prapremiera w tym języku się odbyła, mam pewien niedosyt wynikający z niemożliwości porównania obu tekstów i inscenizacji. Doskonale wiemy, że przekłady, nawet najlepsze, zawsze coś albo gubią albo dodają do oryginału. Są niejako nową formą interpretacji. Może jeszcze uda nam się kiedyś zobaczyć wersję polską, czego sobie i Państwu bardzo życzę. Ot, znalazłem genialny powód do zmuszenia pana Sangare do ponownego przyjazdu do Vancouver!
Uwaga druga: przy oszczędnej w rekwizyty (całość tworzyły 4 przedmioty: stół, krzesło, maszyna do pisania i lampa, aaa, i jeszcze czysta kartka papieru) dekoracji, każdy szczegół jest ważny. Otóż odniosłem wrażenie, że stół sceniczny nie bardzo był adekwatny do domowego stołu w prywatnym mieszkaniu krytyka. Surowość i ascetyczność scenograficzna nie zwalnia (przeciwnie - zaostrza percepcję) od uwagi nad każdym detalem.
Otóż i wypełniłem rolę krytykanta. Teraz spokojnie do właściwej krytyki.
Rzecz jest bardzo aktorska, gratka, okazja właściwie do "odbicia się" na surowych, często zarozumiałych krytykach. Kim są ci, którzy tak lekko, z nonszalancją omal, uderzeniami w czcionki maszyny do pisania wydają nieodwołalne wyroki o czyjejś pracy scenicznej? Jak wygląda ten ich "proces twórczy" klecenia krytyk teatralnych, jeśli sami w procesie tworzenia teatru nie uczestniczą?
Wszechstronnie utalentowany młody polski aktor, Omar Sangare, odrzuciwszy własny, wygodny i dobrze noszony garnitur aktorski wszedł na moment w ten świat pióra autorskiego właśnie i napisał monodram "Prawdziwy krytyk teatralny".
Na wyciszonej i mrocznej scenie pojawia się młody krytyk teatralny. Słyszymy nawet jego pośpieszne przybycie do mieszkania, zapewne wprost z jakiejś premiery teatralnej. Jego gorączkowe próby napisania recenzji, teraz, na gorąco. Próby wydania wyroku, osądu, decyzji. Próby, jak widzimy już po pierwszych, niezdarnych przymiarkach, omal infantylne, bezbronne prawie w swej bezradności. Owa bezradność krytyka jest jednocześnie w jaskrawym kontraście z bezbłędna, ekspresyjną i opracowaną do najmniejszego szczegółu każdego gestu, ruchu i modulacji głosu grą aktora portretującego bohatera sztuki. Nie wiem, czy jest to efekt zamierzony, czy po prostu wynik aktorskiego talentu i profesjonalizmu Omara Sangare, ale owa dychotomia jest wyraźna i zaostrza konflikt aktor-widz-krytyk. W zasadzie temat i zakres portretu krytyka właśnie w tej formie byłby wystarczający dla zgrabnej inscenizacji teatralnej. Ostra satyra, obnażenie odwiecznego wroga aktora, jakim jest przysłowiowy krytyk. Voila tout - król jest nagi!
Tu wkracza Omar Sangare pisarz, poeta, intelektualista. Nie, bohater "Prawdziwego krytyka" nie jest zarozumiałym kabotynem. Jest młodym człowiekiem pełnym rozterek, bolesnych zawodów, człowiekiem nie pozbawionym sensybilizmu i świadomości swej przegranej w ukochanym świecie teatru, w którym może uczestniczyć tylko z zewnątrz, jako obserwator. Mimo swej nieporadnej, zabawnej wręcz zarozumiałości i skłonności do szybkich, niekoniecznie sprawiedliwych wyroków - jest kruchy, delikatny i słaby. Jest człowiekiem, nie potworem. Śmiejemy się z niego, ale nic jest to śmiech złośliwy. Tak po prawdzie to nam go żal, jemu się też nie ziściły marzenia, jak każdemu z nas.
Monodram Sangare był jednym z najbardziej teatralnych przeżyć, w jakich (jako widz) miałem szczęście uczestniczyć. Już sam temat sztuki, mówiący o wnętrznościach teatru: aktorach, krytykach, autorach, wykładowcach (portret Zapasiewicza? Englerta?) jest fascynującą gratką bycia "w" w trakcie przedstawienia. Jest kilka pozornie tanich strzałów w kierunku współczesnej awangardy ("... contemporary text is..."), która w poszukiwaniu intelektualnego chwytu artystycznego gubi sens przekazu (akcja, miejsce i czas), ale jest jednocześnie silny wpływ tegoż współczesnego teatru i umiejętność użycia ze scenicznej awangardy, tego, co teatrowi współczesnemu służy, co do współczesnego widza przemawia językiem i kształtem pozbawionym barokowej ornamentacji. Omar Sangare, nie bez kozery zauważony przez krytyków teatralnych (co samo w sobie jest dowodem, że nie zawsze są złośliwymi pyszałkami) w kraju, Stanach Zjednoczonych, Anglii i Kanadzie, jest aktorem wspaniałym. Obserwowałem jego minimalne, ledwo zauważalne zmiany interpretacyjne podczas gry dla widowni kanadyjskiej w Waterfront Theatre i dla widowni polskiej w Norman Rothstein Theatre i pełny byłem podziwu dla umiejętności wykorzystania widowni do współtworzenia widowiska teatralnego.
Umiejętność nawiązania żywego kontaktu z konkretnym odbiorcą stwarza właśnie to, co się nazywa przeżyciem artystycznym. Wyczucie przestrzeni scenicznej, gry światła i cienia, przy ascetycznej scenografii, warte jest najwyższej pochwały. Sama gra aktorska, ruchy ramion, dłoni, mimika twarzy, modulacja głosu - elektryzowały publiczność i wciągały w akcję. Istniejąca na początku przedstawienia (całkowicie naturalna) ciekawość powodowana zrozumiałą egzotyką tego aktora polskiej sceny - prysły niczym bańka mydlana po kilku minutach przedstawienia. Nie było już pierwszego polskiego czarnego aktora, nie było dość konserwatywnej w dużej części polonijnej publiczności. Pozostał Aktor i Widz z tą magiczną nicią łączącą ich. I taki winien być Teatr.
Drugą część spektaklu wypełniło autorskie spotkanie Omara Sangare z polską publicznością w Vancouver. Artysta prezentował swoje wiersze i obszerne fragmenty bajek "dla starego konia i "czarnej owcy". Bajki te napisał sam i to zupełnie osobny temat warty szerszej recenzji. Sangare-prozaik i poeta to nie bagatelne zjawisko w polskiej literaturze współczesnej. Zwłaszcza dwa tomy "Bajek" napisanych piękną formą prozy poetyckiej, gdzie zwykłe, nad wyraz prozaiczne osoby lub zdarzenia, poprzez absurdalność sytuacji - stają się autentycznym, osobistym zapisem nas samych i naszych refleksji. Pewny jestem, że sama struktura językowa bajek (kolokwializmy, składnia bliższa mowie potocznej niż pisanej, brak interpunkcji) są efektem właśnie aktorskiego ucha autora. Prezentację tą urozmaicał opowieściami ze swego życia, anegdotkami. Biła od niego świeżość i serdeczność, która udzielała się publiczności.
Specjalnie od tej żeńskiej publiczności (choć zapewne nie tylko...), co zważywszy walory fizyczne aktora, dziwić nie mogło. Przy późniejszym podpisywaniu książek dla czytelników, zauważyłem, jak nie jedna pani usiłowała umówić się z autorem na "małą czarną" w czasie spodziewanych odwiedzin w Warszawie... No cóż, sztuka - sztuką, a żyć trzeba.
Wśród widzów zauważyłem kilka znanych w Vancouver postaci, min. pana Konsula Generalnego RP z Małżonką, Honorowego Prezesa SPK z Małżonką, pana Jerzego Kopczewskiego "Bułeczkę" z koleżanką ze sceny, panią Bożenę Rozworską, wydawcę "Takiego Życia" i naturalnie, w komplecie prawie, grupę "Pod skrzydłami Pegaza", która to przedstawienie zorganizowała. Za co im serdeczne, stokrotne dzięki.
Nie widziałem natomiast zasłużonych Prezesów i Działaczy zacnych Organizacji Polonijnych. Pokazał się też jakiś pan fotoreporter polonijnej gazety; który ponoć wszedł sobie po prostu na widownię po przerwie i uznał, że jako Ważny Reprezentant Polonijnych Mediów ma prawo wchodzić bez biletu i zaproszenia na każdy koncert czy przedstawienie. Ale to już temat innej sztuki, raczej z rodzaju komediowej farsy (lub farszu), którego w tym tekście nie rozwinę.
Nota:
1) True Theatre Critic
autor, reżyser i scenograf - Omar Sangare
produkcja - SA i PS "Pod skrzydłami Pegaza"
Norman Rothstein Theatre, Vancouver, 8 lutego 2O05
2) Występy w Waterfront Theatre w Vancouver były w ramach Stage One Solo Theatre Festival, zorganizowanego w pierwszym tygodniu lutego w Vancouver przez Dyrekcję słynnego Fringe Festiwal w Vancouver. Poza Omarem Sangare, w Festiwalu udział brali: Alex Dallas, Ben Ayres, Jeff Gladstone i John Murphy.
Omar Sangare był jedynym aktorem Festiwalu, którego o wywiad poprosiła znana w Kanadzie i ceniona w świecie artystyano-kulturalnym Vicki Gaboreau z CTV.
Aktor udzielił też miłego wywiadu sekcji polskiej Multicultural TV przy Shaw Cable. Poza opisanym wyżej spektaklem, miały też miejsce dwa spotkania: w nowo otwartej kawiarence Towarzystwa "Zgoda"oraz drugie,w formie specjalnego wieczoru autorskiego Omara Sangare w gronie członków i przyjaciół grupy "pegazowskiej".
Na zdjęciu: Omar Sangare.