Artykuły

Ubu, Ubica i reszta

KARIERA "Króla Ubu" i jego autora - Alfreda Jarry była dziełem przypadku.

Nie przypadkowo natomiast sięgnęli po ten właśnie utwór słuchacze ostatniego roku Studium Aktorskiego przy Teatrze "Wybrzeże", którzy "Króla Ubu" wybrali na swoje przedstawienie dyplomowe. Jest to bowiem wprawdzie sztuka trudna i ryzykowna, lecz jakby wymarzona dla młodych, bo dająca okazję do zademonstrowania całej gamy scenicznych umiejętności, wymagająca wszechstronnego przygotowania. Ogólna wymowa utworu i jego zewnętrzna efektowność potrzebują młodzieńczej energii, pasji i żarliwości oraz dobrego oponowania aktorskiego rzemiosła, albowiem warsztatowe braki i potknięcia wychwycić w tym przypadku niezmiernie łatwo. "Król Ubu" jest zatem dla młodych adeptów sztuką wdzięczną i zarazem ambitną.

Z tym większym uznaniem i przyjemnością przychodzi podsumować spektakl w Czarnej Sali Teatru "Wybrzeże" jako przedstawienie udane i sukces młodych wykonawców. Większość z nich dała się już poznać wcześniej nie tylko w epizodach, ale i w rolach głównych, ponieważ istota aktorskiej edukacji w studium polega na łączeniu teorii z praktyką - na dużej scenie przed publicznością. Teraz dwunastka adeptów wystąpiła razem, prezentując na maleńkiej scence Czarnej Sali śpiew, taniec, niebywałą fizyczną sprawność, wykazując imponującą wręcz umiejętność przechodzenia z roli w rolę, z nastroju w nastrój. Młodzi aktorzy wyśmienicie czują się w konwencji groteski, jaką jest utwór Jarry'ego. Z powodzeniem też oddają liczne sceny zasadzające się na kontrastach, łączące tragizm z komizmem, piękne słownictwo z językowymi wulgaryzmami, z wyrażeniami soczystymi i dosadnymi. "Król Ubu" podejmujący próbę parodystycznego przewartościowania historii operuje czarnym humorem i makabrą, ucieka w krainę fantazji. Sceny zmieniają się jak w kalejdoskopie, nastroje - również. Aktorzy nie gubią się jednak w tym szalonym tempie, chociaż gros z nich pojawia się co chwilę w jakimś nowym wcielaniu. Przeistaczają się tak m.in.: Marzena Nieczuja-Urbańska (komentator, "fynansista", warszawska Syrena), Jerzy Pal (autor, car Aleksy), Jacek Paruszyński i Jarosław Koźmiański (Piła, Kotys, wieśniacy, Bolesław i Władysław), Małgorzata Konieczna (Stanisław Leszczyński, koń, niedźwiedź). Zmiany te podkreśla czasem drobny szczegół charakteryzacji lub stroju. Hanna Walerysiak-Kownacka zachowuje np. w swoim męskim wcieleniu suknię królowej Rozamundy a sygnałem zmiany roli są jedynie ogromne wąsiska. Tylko Ubu - Jacek Zawadzki i Ubica - Danuta Stenka pozostają przez cały czas sobą: królewską parą prymitywnych, głupich, i pazernych ludzi, którym pieniądz przesłania świat, a żądza posiadania i zaszczytów pcha do zbrodni. Ubu Jacka Zawadzkiego jawi się jako tchórzliwy, jurny głupiec, chytry, zadufany w sobie asekurant, niezdolny do żadnych wzruszeń czy prawdziwie ludzkich odruchów. Jego żona Ubica - to kobieta próżna i zła, miłująca przede wszystkim bogactwo i siebie. Ubu zdaje się być narzędziem w rękach tej kobiety. Ubica w interpretacji Danuty Stenki jest gwałtowna, pełna temperamentu, chwilami wulgarna i bardzo zmysłowa, prymitywna lecz bystra, górująca wyraźnie inteligencja nad swoim małżonkiem. W końcowej części spektaklu Ubica przechodzi metamorfozę, staje się cicha, subtelna i bardzo liryczna. Ta część bezpośrednio poprzedza piękne, refleksyjne zakończenie przedstawienia. Finał długiej, szalonej opowieści o "Królu Ubu", kryjącej w sobie niemało głębokich prawd i myśli, wywołującej sporo rozlicznych skojarzeń jest naprawdę zaskakujący. Po pełnych dynamizmu zbiorowych scenach, które wyciskają z aktorów siódme poty - następuje chwila zadumy. Znowu wszyscy spotykają się na scenie.

SPOKOJNA muzyka przywraca ład i harmonię, sprowadza karykaturalny świat groteski do rozmiarów realnych, wprowadza właściwe proporcje, a bohaterom pozwala zrzucić maski i stać się na powrót ludźmi żyjącymi "tu i teraz", mówiącymi językiem prostym i zrozumiałym.

Muzyka Andrzeja Głowińskiego gra w gdańskiej inscenizacji ważną rolę kompozycyjną: ona otwiera i zamyka ten spektakl, ona wypełnia całe fragmenty przedstawienia, służąc za ilustrację pantomimicznych scen "batalistycznych", stanowiąc tło wydarzeń. Pobrzmiewają w tej muzyce znajome tony - ludowych rosyjskich piosenek, "Warszawianki". Oszczędna i równie dyskretna jak ta muzyka jest scenografia Jana Banuchy, groteskowa w tym znaczeniu, w jakim termin ten funkcjonuje w plastyce, ale maksymalnie uproszczona. Na zielonym tle - srebrzyste roślinne ornamenty. Prawie żadnych rekwizytów - poza czerwonym hakiem sterczącym z sufitu i stojącą w kącie harfą. Mimo ubóstwa wystroju scena zmienia się raz po raz w inne miejsce - jest salą bankietową, by po chwili stać się ukraińskim stepem. Niewielką utrzymaną w jednolitej tonacji kolorystycznej przestrzeń sceny wypełniają niezwykle barwne postacie znajdujące się w ustawicznym ruchu, wyobrażające, oczywiście w dużym uproszczeniu, brakujące przedmioty. Potęguje to dodatkowo siłę ekspresji całego przedstawienia, któremu grupa dyplomantów pod kierunkiem reżysera Ryszarda Majora nadała bardzo interesujący kształt.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji