Teatrzyk małego Stasia
Gdy ktoś stanie się sławny, nie ma szans, by umknąć dociekliwości historyków, którzy prędzej lub później dobiorą się do najbardziej intymnych tajemnic i warstw osobowości obiektu swoich badań. Z tegoż powodu w latach sześćdziesiątych zostały ujawnione światu juwenilia Stanisława Ignacego Witkiewicza - skecze i mini-sztuki dowcipnego i nieco złośliwego brzdąca, który, ledwie poznawszy alfabet, zaczaj rejestrować na papierze sceny z rodzinnego życia codziennego i przetwarzać je na swe pierwsze komedie.
Po latach mały Staś wyrósł na skandalizującego i kontrowersyjnego Stanisława, który okazał się przewrotnym wieszczem XX wieku. Zaginęły jego niektóre dojrzałe utwory, ale juwenilia się ostały. Biorą je dziś do ręki mądrzy dorośli ludzie i np. postrzegają, że - być może - znany i fascynujący dramat Witkacego "Oni" ma swe prapoczątki w dziecięcych "Karaluchach". Niektórzy - z Wrocławskiego Teatru Lalek - przyjrzeli się bliżej twórczości Stasia, a uczyniwszy to, postanowili zrealizować je na scenie. Tak doszło do premiery "Komedii dla Mamy i Taty".
Przedstawienie może (i powinno) zaskoczyć małych "pożeraczy" teatralnych i telewizyjnych bajek. Nie opowiada ono żadnej klarownej historii. Artyści wznoszą się w nim na rzadko u dorosłych spotykany poziom. Proponują dzieciom rodzaj spisku. Jesteśmy - wraz ze Stasiem - z wami. Pokażemy wam jacy pozbawieni wyobraźni bywają dorośli, którzy codzienność przyjmują po prostacku, nie dostrzegając, ile poezji i fantazji kryje potoczność. W najbanalniejszych czynnościach, takich jak spożywanie obiadu, robienie fotografii lub otwieranie parasola gdy pada deszcz, tkwią bodźce do uruchomienia wyobraźni, która zmienia rzeczywistość (a może przebija kurtynę nierzeczywistości, w jakiej normalnie tkwimy - kto to wie?).
Teatr zaprasza widzów do pokoiku wyobraźni spostrzegawczego dziecka. Nie obowiązuje w nim zwyczajna potoczna logika. Postaci przypominają papierowe wycinanki. Aktorzy bywają po trosze ich animatorami, po trosze ich przedłużeniem, rodzajem żywych marionetek. Świat sceniczny jest odrealniony, cokolwiek surrealistyczny. Stale podlega przemianom: kreacji i destrukcji. Teatr nie opowiada żadnej historii. Zaprasza do podjęcia gry wyobraźni, którą dyryguje Staś w postaci lalki przypominającej nieco Przyjemniaczka z przedstawienia "Gyubala Wahazara" w tymże teatrze na scenie dla dorosłych. Lalkę prowadzi i dopełnia własnym ciałem Aneta Głuch.
"Komediami dla Mamy i Taty" Wrocławski Teatr Lalek rzuca cokolwiek dla siebie ryzykowne wyzwanie producentom różnych scenicznych "tortów" i "lizaków" dla dzieci. Na swój sposób próbuje je "zbuntować" przeciw rozpowszechnionym widowiskowym standardom. Realizatorzy wychodzą z optymistycznego założenia, że przekarmiona telewizją wyobraźnia dzieci nie uległa całkowitemu zniewoleniu, że chcą one i jeszcze potrafią bawić się formą, zmiennymi konwencjami, współkreowaniem rzeczywistości, która przetwarza banały z otaczającego świata w fantazję i swoistą poezję.
Czy i o ile to się teatrowi udało, rozstrzygną ostatecznie adresaci widowiska. Mnie jako świadkowi premiery pozostaje jeno oświadczyć, że jest ono bardzo rzetelne na płaszczyźnie aktorskiej z intrygującą plastyką Jadwigi Mydlarskiej - Kowal i trafną muzyką Zbigniewa Piotrowskiego. Główną odpowiedzialność za to "szaleństwo" wziął na swe barki Wiesław Hejno, który rzecz całą wymyślił, skonstruował i uruchomił na scenie.