Artykuły

Pieskie pijane życie

Teatr Atelier wystawił na próbę nasze dobre samopoczucie, serwując nam opowieść z życia wziętą, ostro zakrapianą alkoholem. Premierę spektaklu "Do dna", złożonego z dwóch jednoaktówek, obejrzała autorka - Ludmiła Pietruszewska.

- Dobrze, że jesteś - mówi pijany Wala do pijanej Eli Smirnowej w finale przedstawienia. Takich ludzkich odruchów jest w "Do dna" niewiele. Jeszcze tylko Polina i Rita przytulą Elę, kiedy ta skończy swą drastyczną opowieść o skrobance. Przypływ czułości zdarzy się też Kosti, który obsypie pocałunkami zrozpaczonego po śmierci matki Paszę. Wszystkie te wspaniałomyślne gesty są, rzecz jasna, bardzo człowiecze, ale rodzą się po pijaku.

Bohaterowie pierwszej części "Cinzano" spotykają się w piątkowy wieczór, by się napić. Cztery butelki włoskiego wina rozwiązują im języki, otwierają dusze, pozwalają wybełkotać prawdę o swoim zmarnowanym życiu. A zaczyna się tak niewinnie. Wala (Jarosław Tyrański) i Kostia (Krzysztof Gordon) pojawiają się u Paszy (Marek Richter) z siedzeniem i wyniesionym z tramwaju... I choć Wala łapczywie je kiełbasę, Kostia dygocze w oczekiwaniu na alkohol, a Pasza niechcący zrzuca wieszak - wcale nie jest śmiesznie. Jest tragicznie, bo tacy są bohaterowie Pietruszewskiej. Nieszczęśliwi, zagubieni w moskiewskiej rzeczywistości lat 70., z poplątanym życiem osobistym. Bez pieniędzy, bez perspektyw, bez chęci do życia. Więc piją do dna, bo sami są na dnie. Piją z rozpaczy i piją, bo muszą. Piją i śpiewają o "podłych nocach i podlejszych dniach".

Jak zagrać ludzkie nieszczęście? Krzysztof Gordon, Marek Richter i Jarosław Tyrański idą na całość. Grają po prostu stan upojenia alkoholowego. Od ożywionej rozmowy, dowcipów, barwnych opowiastek, aż do pijackiego kroku i zaśnięcia. Kostia Gordona jest alkoholikiem, więc zanim wychyli szklaneczkę, trzęsą mu się nogi i ręce. Pod wpływem cinzano osiąga błogostan. Jest zrelaksowany, uśmiechnięty. Potem już sam wpędza się w depresję, rozpamiętując swoje prywatne i służbowe problemy. Wala Tyrańskiego wygląda i zachowuje się jak fircyk, ma na sobie cytrynową koszulę i pomarańczowy krawat, tryska dowcipem i pierwszy, z butelką pod pachą, opuszcza po angielsku swych kompanów. Trudną rolę ma Marek Richter, którego Pasza szamocze się między pamięcią o zmarłej matce i żoną, która go nie chce. Richter najmniej mówi. Jego monologi to przygnębiające songi napisane przez Agnieszkę Osiecką. Śpiewa je świetnie, z pasją. Koledzy mają też swoją tytułową pieśń - "Do dna". Bardzo dobrze śpiewa też Krzysztof Gordon, któremu nie sposób odmówić predyspozycji wokalnych. Jego tubalny głos o pięknej, ciemnej barwie roznosi się po małej salce Atelier. Zakończenie pierwszej męskiej części spektaklu jest wstrząsające i... irytujące. Bo kiedy zostawiamy już pogrążonych w czarnej rozpaczy Paszę i Kostię - reżyser "dociska" pedał i każe Paszy ubrać Kostię w suknię zmarłej matki. A kiedy mamy już dość tej psychodramy - muzyka narasta i dudni w ciemności.

Druga część też dzieje się przy stole. W "Urodzinach Smirnowej" też piją cinzano. Impreza u Eli rozpoczyna się w tym samym czasie, co u Paszy. Kiedy na początku "Cinzano" rolzega się dzwonek, Smirnowa także otwiera drzwi i znika. Bohaterki drugiej jednoaktówki powiązane są ze znanymi nam już mężczyznami. Jedna jest żoną Kosti, druga jego kochanką. Jubilatka spotyka się z Walą. "Urodziny Smirnowej" toczą się w większym tempie. Przede wszystkim kobiety szybciej się upijają, więc i szybciej śpiewają, tańczą, płaczą, pokładają się i potykają. Ich życie też jest szare. Smirnowa (Alina Lipnicka) jest sama, Polina (Ewa Kasprzyk) to zdradzana żona, zubożała arystokratka, matka dwojga dzieci. Rita (Izabela Drobotowicz-Orkisz) sama wychowuje córkę. Piątkowy wieczór to dla nich namiastka szczęścia. Wystrojone zasiadają przy stole, w pokoju przystrojonym balonikami, w kolorowych czapeczkach. Aktorki także poszły w rodzajowość. Najbardziej Izabela Drobotowicz-Orkisz, która w szalonym pijackim tańcu rozpina suknię i pokazuje różowe reformy. Alina Lipnicka, grająca Smirnowa, kołysze się siedząc na szafce, kładzie się na stole. Najmniej ekscentryczne wybryki zdarzają się Polinie, którą Ewa Kasprzyk obdarza lirycznym spokojem i nieśmiałością. To duże zaskoczenie. Aktorki nie widuje się w takich rolach. Opowieści kobiet bardziej łapią za serce, bo głównym tematem ich rozmów są dzieci i problemy bytowe. One też, tak jak mężczyźni, są samotne i pogrążone w smutku.

Dawno nie widziałam tak przygnębiającego przedstawienia, które odziera widza ze wszelkich złudzeń, marzeń, nadziei. To zasługa całego aktorskiego zespołu, który daje z siebie wszystko, bez zahamowań, bez wstydu. Postawmy jednak pytanie - po co? Po co oglądać taki teatr, w którym życie żywcem przenosi się na scenę, w którym ruble to ruble, cukierki przywiezione są z Moskwy, zapałki nie chcą się zapalić, a deszcz naprawdę pada na głowę aktora? Ta dosłowność jest w "Do dna" nie do zniesienia. Waga tematu jest wystarczająco ciężka, po co obudowywać go naturalistycznym sztafażem? Bo taki jest to spektakl. Jak życie. Gdyby choć zrezygnowano z tych wyraźnie radzieckich odniesień, moglibyśmy mieć wrażenie, że podglądamy sąsiadów. Niestety, umiejscowienie akcji wyraźnie tam i wtedy (Moskwa, lata 70.) zniweczyło uniwersalny wydźwięk "Do dna". Cóż mogą nas obchodzić egzystencjalno-trunkowe problemy mieszkańców moskiewskich komunałek. Dość mamy własnych. Żeby tego było mało - całość wieńczy patetyczna scena w klimacie chocholego tańca, z otępiałymi bohaterami, kiwającymi się w rytm muzyki Przemysława Gintrowskiego. Mam wrażenie, że zmarnowano głęboko ludzki temat. Złoszczę się, bo Andre Hubner-Ochodlo przyzwyczaił nas do innego teatru - teatru o wyraźnych znamionach artystycznych, teatru, w którym artysta przetwarza rzeczywistość, a nie odwzorowuje ją na scenie. Mnie to przedstawienie rozeźliło, ale Stanisławski, gdzieś w zaświatach, zaciera ręce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji