Artykuły

Ballada ludowa

Tynan nazwał Zakładnika "komedią dell'arte dwudziestego wieku". Krytyk radziecki Szestakow-Dmitrijew, rozmyślając o behanowskiej galerii maniaków, lumpów, pedałów i prostytutek, wskazał na jej arystofanejski rodowód. I chyba tak to jest: ludowość wydaje się być jedyną kategorią krytyczną, której zastosowanie nie grozi sfałszowaniem rzeczywistego wymiaru sztuki. Z niej trzeba wywodzić zawartą w Zakładniku etykę i filozofię. Bo nie jest to z pewnością teatr polityczny. Irlandia, IRA, brytyjskie uzurpacje i iryjski nacjonalizm - to zaledwie dalekie tło, z którego rodzi się pretekst fabuły i dramatu. Zakładnik jest ludową balladą o dwojgu młodych, prostych ludziach, którym zwichrowany świat położył się kłodą pod stopy. Nazywają się ci młodzi Teresa i Leslie. On jest Anglikiem, ona Irlandką. On protestantem, ona katoliczką. Jednak lud nie zna tych ojczyzn, a już z pewnością nie stawia ich ponad wszystkim w świecie. Jego jedynym patriotyzmem jest miłość i solidarność, która w swej bezkompromisowości nie chce uznać granic, zakreślonych przez historię, politykę, namiętność. Nie uznając ich jednak i nie chcąc ich dostrzegać - musi się o nie rozbić. Takie są prawa. Spełnienia bywają więc zaledwie połowiczne. Behanowskie Na dnie, które wypełnia drugi plan Zakładnika, ukazuje ludzi już przez owo niespełnienie rozbitych i, jakby, pogodzonych. "Nie martw się, Teresa", mówią nad trupem Lesliego, "nikt tego nie chciał, ale on nie żyje".

Matylda Szymańska (Teresa) i Jerzy Dąbkowski (Leslie) prowadzą swą rzecz niezwykle czysto, prostymi środkami, z bardzo tu potrzebną szczerością i prawdą. Ich sprawa to jakby osobny, nadrzędny, mocno przez reżysera wyakcentowany plan spektaklu. Wydaje się więc, że i Jerzego Kreczmara koncepcja tych dwojga sytuowała ich w pobliżu klasycznego wzorca bohatera ludowego, który musi zginąć - jak Woyzeck, jak wielu innych. Niepotrzebny okazał się przeto jedynie Brecht, przypisany Behanowi na mistrza przez leniwych eseistów. Ludowa ballada dramatyczna na długo przed Brechtem zawierała wstawki śpiewane, choć nie wiedziała jeszcze, biedna, że są one aż epickim komentarzem czy zgoła efektem wyobcowującym. Dlatego w tym znakomicie poprowadzonym spektaklu o wyraźnie zaznaczonych planach i rytmach, który ma świetna i trudną, "irlandzką" muzykę Zbigniewa Turskiego oraz dobrą, rodzajową scenografię Jana Kosińskiego i Barbary Jankowskiej, nie akceptuję jedynie tych koronkowych irlandzkich kurtynek-sztandarów, które sztucznie izolują gęstą dramaturgię i per fas et nefas pragną "obiektywizować" piosenki. Tu pojawia się jedyna obca nuta w czystym i co ważne zrównoważonym w rozkładzie akcentów dramatu i farsy przedstawieniu. I dobrze przy tym granym. Sceny z Massie, są mistrzowskim popisem Andrzeja Szalawskiego, który także wybornie śpiewa; zresztą muzykalność jest cechą tego zespołu, a wyróżniają się pod tym względem - obok Szalawskiego, który przypomniał swe najlepsze (Koki!) osiągnięcia - Szymańska, Dąbkowski, Bogdański i Chodakowska. Jerzy Łapiński (Pat) i Teresa Kaczyńska (Meg) - znakomici.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji