Artykuły

Kultura jako zwierzę pociągowe

Na naszych oczach zmienia się język polityki. Kandydaci do rządzenia miastami zaczęli mówić o teatrach, galeriach sztuki i domach kultury - pisze Dorota Jarecka w Gazecie Wyborczej.

Kilka dni przed wyborami samorządowymi w Warszawie na otwarciu Mediateki, nowoczesnego centrum kulturalno-edukacyjnego w dzielnicy Bielany, rozpętało się piekło. Burmistrz Bielan (SLD) musiał przerwać przemówienie w połowie zdania, gdyż mikrofon przejęła prezydent miasta (PO) i wymieniła zasługi swojej partii dla kultury w Warszawie.

W tym samym tygodniu w Krakowie na otwarcie nowego, jeszcze pachnącego cementem budynku Muzeum Sztuki Współczesnej przybył prezydent Jacek Majchrowski (związany z SLD). "Szlag mnie trafia, kiedy prasa mnie oskarża, iż otwarcie tego budynku to część kampanii wyborczej" - powiedział. To prawda, że pokazanie publiczności muzeum ze zbiorami byłoby bardziej spektakularne niż muzeum pustego. Ale popatrzmy na to z innej strony - kandydat do urzędu prezydenta miasta chwali się przed wyborami nie otwarciem nowej drogi, stacji kolejowej czy szpitala, tylko muzeum i to sztuki najnowszej! Tego jeszcze cztery lata temu nie było.

Tydzień temu w Łodzi na konferencję prasową Marka Żydowicza, szefa festiwalu Camerimage, który jeszcze rok temu odbywał się w Łodzi, a teraz już w Bydgoszczy, przybyli także kandydaci do fotela prezydenta miasta. Bronili Łodzi jako miasta kultury. W kampanii wyborczej oprócz postulatu powrotu festiwalu Camerimage przewijał się też motyw przegranej tego miasta w wyścigu o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. To było dla miasta szokiem - przecież Łódź ma tyle wspaniałych planów związanych z kulturą. Ale okazało się, że frustracja wyzwala energię. Włodzimierz Tomaszewski, kandydat popierany przez prawicowe Łódzkie Porozumienie Obywatelskie (nie mylić z PO) rzucił hasło Łodzi jako "alternatywnej Europejskiej Stolicy Kultury". Natomiast kandydatka PO Hanna Zdanowska ogłosiła, że chce zamienić kamienice przy Piotrkowskiej w "akademiki artystyczne". Na fali wyborów mowa jest o tworzeniu nowych muzeów i centrów sztuki.

Podobnie dzieje się również w przegranym o tytuł ESK Toruniu. Kandydaci na fotel prezydenta zaczęli mówić o teatrach, galeriach sztuki i domach kultury. "Powołanie animatorów kultury na każdym osiedlu" zadeklarował Waldemar Przybyszewski (PO), a od swego kontrkandydata, urzędującego prezydenta Michała Zaleskiego (prawicowy Czas Gospodarzy), domagał się obiecanej, lecz nigdy nie opracowanej, Strategii Rozwoju Kultury. Zaleski natychmiast ową Strategię znów obiecał.

Z kolei Hanna Gronkiewicz-Waltz (PO), ubiegająca się o reelekcję w Warszawie, budowę Muzeum Sztuki Nowoczesnej uważa za jedną z głównych kulturalnych inwestycji i punktów programu wyborczego.

Na naszych oczach zmienia się język polityki. Przyczynił się do tego z pewnością Kongres Kultury z września ubiegłego roku w Krakowie, bo wywołał wielki ruch w środowiskach sztuki. Niemal z dnia na dzień zaczęły się one domagać od polityków odpowiedzialności za kulturę. W lutym 2010 roku grupa Obywatele Kultury zorganizowała akcję zbierania podpisów pod listem do premiera z żądaniem zwiększenia wydatków na kulturę do 1 proc. budżetu. Jeszcze kilka tygodni przed wyborami prezydenckimi 2010 r. Mike Urbaniak na stronie Obywatelekultury.pl celnie punktował, że w deklaracjach wyborczych żadnego z kandydatów na prezydenta RP nie ma ani słowa o kulturze. Już w czerwcu odnotowano podpisy Bronisława Komorowskiego, Grzegorza Napieralskiego i Jarosława Kaczyńskiego pod apelem Obywateli Kultury.

Jak tak dalej pójdzie, za cztery lata muzea otwierać będą już nie kandydaci na prezydentów miast, tylko RP. Jeśli oczywiście prezydenci miast wcześniej je zbudują. Słucham tej kampanii samorządowej i chciałabym wierzyć, że tak będzie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji