Artykuły

Szamanka. Taki człowiek trafia się jeden na milion

- Prowadzę warsztaty z maskami dla kobiet, żandarmów, więźniów poprawczaka, psychologów. Zabieram ludzi w podróż w głąb siebie. Maska może parzyć. W każdym z nas jest doktor Jekyll i mister Hyde. Nawet twardziel wychodzi z zajęć ze zmiętą duszą - o Elżbiecie Majewskiej, artystce, aktorce, uzdrowicielce, szamance, plastyczce pisze Piotr Pacewicz w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

"Mam w piersi takiego niebieskiego ptaka. Który nie wytrzymuje długo w jednym miejscu" - pisze w wierszu "Liście i korzenie" Elżbieta Majewska, artystka, aktorka, uzdrowicielka, szamanka, plastyczka. Zobacz jej wycinanki.

- Moje korzenie są w Polsce, a liście w Chile. Owoce z tego, że tak szumnie powiem, drzewa życia wracają do Polski - mówi o swoich wycinankach, które od wtorku można oglądać w Galerii Nieformalnej na Litewskiej 11/13.

Piotr Borowski, jej przyjaciel: - Taki człowiek trafia się jeden na milion. Z taką anarchią, niezgodą na każdy ład. Wszyscy szukamy patrona, guru, chcemy się do kogoś upodobnić. Eli brakuje tego genu. Jej niezależność fascynuje, ale potem ludzie odchodzą albo ona odchodzi.

Wyprawa Zimowa

Studiowała na krakowskiej polonistyce, pracowała w Teatrze STU. Po zabójstwie Staszka Pyjasa w 1977 roku zaangażowała się w Studencki Komitet Solidarności.

Bogusław Sonik: - Była najbardziej ekscentryczna z nas. Kochała teatr, nie miała nic wspólnego z polityką. Ale 13 maja stanęła pod klepsydrami Staszka wzywającymi do bojkotu juwenaliów. Rzuciła się na nią gwardia SZSP [Socjalistycznego Związku Studentów Polskich]. Ela zaczęła gryźć i kopać. Bojówkarze, którzy chwilę wcześniej zatrzymali i wydali milicji Antoniego Macierewicza, odskoczyli jak oparzeni. Potem zapisała się do szkoły cyrkowej w Julinku pod Warszawą. Wpadała do Ozjasza Szechtera (ojca Adama Michnika) i rozbawiała starszego pana zakładaniem nogi na szyję ("Gazeta w Krakowie" 10-11 maja 1977).

W Ośrodku Praktyk Teatralnych "Gardzienice" poznała Sergio Hernandeza. Chilijski reżyser uciekł przed reżimem Pinocheta. Miłość od pierwszego wejrzenia - nie pierwsza, nie ostatnia.

Borowski: - Na początku 1980 r. zdecydowaliśmy, że odchodzimy z Gardzienic. Pracowaliśmy w drodze, to był nasz etos - nie przywiązywać się do niczego, do nikogo, cały dobytek w plecaku, wolne ręce. Powstał spektakl "Już odchodzimy". Krótka, może 30-minutowa, rzecz o Eli, o jej marzeniu, by poznać stare zaklęcia i ukryte siły przyrody. Teksty Rimbauda, Morsztyna, Jesienina. Ona tańczyła, ja grałem.

Uważała się za Cygankę, ubierała się w spódnice, zawijała w chusty. Do dziś ma wiecznie splątane włosy, kolczyki, wybucha niepohamowanym śmiechem.

Borowski: - Nie miałem tyle odwagi, by, tak jak chciała, ruszyć w podróż przez całe życie.

Skończyło się na wyprawie po białostockich wioskach od 4 grudnia 1980 do 13 lutego 1981 r. Dołączył Sergio. Dawali występ, a w rewanżu mieszkańcy wsi śpiewali swoje pieśni. Po 30 latach Borowski wrócił w te same miejsca i odtwarzał nagrania dzieciom i wnukom. Powstał przejmujący dokument "Koniec pieśni", o tym jak umarła dawna kultura.

Los caminantes

Tuż przed stanem wojennym wyjechali z Polski, już tylko ona i Sergio.

Majewska: - Przemierzaliśmy Europę starą ciężarówką, była naszym domem. Dwuosobowy zespół nazwaliśmy "Los caminantes" - wędrowcy. Graliśmy spektakle, śpiewaliśmy pieśni, których nauczylismy się na zimowej wyprawie.

Gdy tylko Pinochet otworzył granice dla uchodźców, w 1985 r. pojechali do Chile.

Skąd wycinanki?

- Robię je od 24 lat. Zaczęłam tutaj, w Chile. Wycinanki to kosmos: jest tradycja polska, europejska, Anderssen ilustrował swe bajki własnymi wycinankami, wspaniałe robią w Meksyku. Ale czegoś podobnego do moich nigdzie nie widziałam.

Skąd te motywy?

- Ze mnie, z moich wizji (śmiech). To jest moja rozmowa z przedpatriarchalną wizją boskości.

Wizją czego?!

- Bos-ko-ści (śmiech). Takie prastare czasy. Kobieta jako ziemia, jako pejzaż.

Grecka Gaja?

- Albo Tiamat, bogini matka, która zrodziła sumeryjskich bogów i zginęła oczywiście z męskiej ręki niejakiego Marduka, który z jej przepołowionego ciała utworzył Ziemię i sklepienie nieba. Z jej oczu wypłynęły Tygrys i Eufrat.

Wycinanka feministyczno-mitologiczna?

- Nie (śmiech), proszę cię. Żadnej teorii. Żadnych sloganów.

W wycinankach Elżbiety powtarza się obraz kobiety, która korzeniami wrasta w ziemię. Czyżby tęsknota za zakorzenieniem?

Borowski: - Może i tak, ale to u niej nie wypala. Taki dziwny los. Przecież ona nawet próbowała wrócić do Polski, była tu dwa lata, mieszkanie kupiła. Nie wyszło.

Elżbieta: - Dopóki pisało się listy, jako adresata wpisywałam "Elżbieta Majewska - w drodze".

Andyjska dusza

Chile to było dla Elżbiety oczarowanie: światło, pejzaże, muzyka, ludzie, kultura. - Przejechaliśmy kraj z północy na południe. Tutaj są zresztą tylko dwa kierunki; mówią o swoim kraju "krawat świata".

W 1988 r. rodzi im się syn Jan Lautaro. Pinochet ogłasza plebiscyt i do Chile wraca demokracja. Rok później w Polsce Okrągły Stół. Jadą do Polski.

- Na początku roku 90. mam w Berlinie stoisko z wycinankami na targu rzemiosł artystycznych. A tu nagle mur się wali, stuk młotów dzień i noc, ściskamy ręce wynurzające się z drugiej strony. Koncert Pink Floydów na placu Anioła. Mieszkamy w trójkę z grupą przyjaciół; outsiderów, anarchistów i artystów w starej fabryce. Wracamy do Chile. Organizuję wystawę wycinanek, całą kolekcję kupuje Bank Edwards. Rozchodzę się z Sergiem.

Elżbieta dostaje stałą pracę na uniwersytecie w Santiago, w szkole teatralnej prowadzi warsztaty. Współpracuje ze szkołą terapii ciała.

- Zaczynam robić maski. Odkrywają te postaci, które w nas zamieszkują. Smutne i wesołe. Zgnębione życiem i szczęśliwe. Głupie i mądre. Prowadzę warsztaty z maskami dla kobiet, żandarmów, więźniów poprawczaka, psychologów. Zabieram ludzi w podróż w głąb siebie. Maska może parzyć. W każdym z nas jest doktor Jekyll i mister Hyde. Nawet twardziel wychodzi z zajęć ze zmiętą duszą. Nie wiem, gdzie kończy się teatr, a zaczyna terapia i rytuał. Może odkrywam lądy już dawno poznane? Nawiązuje kontakt z "mercados spirituales" - ruchem terapeutycznym wykorzystującym elementy szamanizmu. - Chilijczycy wierzą we wszechobecny świat demonów. Nie ekscytują ich żadne doświadczenia z tym, co nieoczywiste. Po prostu dobrze znają tamten świat.

Zaczyna malować. "Podróż do wnętrza" - nazywa cykl obrazów. Kolejne wystawy obrazów i wycinanek. Mówi, że Chilijczycy są bliżej natury. Europa jest tak zaludniona, że nie widzimy ani nieba, ani człowieka w pełnym wymiarze.

Wszystko się układa: - Ani tu w Chile za gorąco, ani za zimno. Ziemia rodzi przez cały rok. Syn wspaniale rośnie. Może mam andyjską duszę? Nie ma powrotów

Ale w 1997 r. odzywają się słowiańskie duchy. Próbuje wrócić do Polski. Organizuję wystawę swoich prac w Zakopanem, warsztaty z maskami m.in. w Gardzienicach. Nie czuje się szczęśliwa. Także syn tęskni za Chile. Nie rozumie, po co przyjechali do tego smutnego kraju.

Ludzie się zmienili, nikt dla niej nie ma czasu. - W Polsce miałam wrażenie, że wszyscy mają olbrzymie głowy. Bijąca z tych głów energia tak mnie przytłaczała, że wciąż miałam migrenę. W Europie ludzie komunikują się intelektualnie. W Chile jest cieplej, swobodniej, często się dotykamy. W Europie każdy ma wyznaczoną przestrzeń, nie dopuszcza innych.

Napisz coś od serca

Po trzech latach znów jest w Chile. Szuka pieniędzy na oprawę wycinanek, ale o sponsorów coraz trudniej. Zdobywa wreszcie pracę w szpitalu psychiatrycznym w Santiago. Terapia zamienia się w proces twórczy. Ze spektaklem "Królewna Śnieżka i śpiący ptak - rytuał uzdrowienia" jadą nawet na festiwal do Argentyny.

- Straciłam resztki złudzeń co do opieki psychiatrycznej. Biorę udział w zinstytucjonalizowanym przestępstwie, na dodatek kiepsko opłacanym. Spisałam wiele wywiadów z pacjentami, na razie do szuflady.

Wyjeżdża na północ do Valle de Elqui. Na wystawie zbiorowej w La Serena pokazuje cykl wycinanek. Znów wystawy masek, konferencje, warsztaty, ale coraz mniej, coraz trudniej.

W 2008 dostaje od prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, za działalność w SKS (- Dziwne zdarzenie, nie miałam pieniędzy, by jechać odebrać).

Ostatnie e-maile do Borowskiego są smutne: "Od połowy 2009, poza sporadycznymi warsztatami i bezpośrednią sprzedażą obrazków jestem bez pracy. A po trzęsieniu ziemi w lutym 2010 wszelkie projekty (a było ich trochę ) poszły w diabły. Nic więcej nie wymyślę. Czuję się fatalnie. Wszyscy tutaj mówią, że to szok posttraumatyczny. Boję się. Nie śpię i jestem w biedzie, której lepiej nie opisywać. Jeszcze rok temu czułam się szczęśliwa i zrealizowana... Jeszcze dwa tygodnie temu fantazjowałam o wyjeździe do Polski na wystawę wycinanek. Nie wiem, czy to starość, czy szaleństwo, czy koniec świata... Jesteś jedną z nielicznych osób, do których mam zaufanie. Napisz coś do mnie od serca".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji