Artykuły

Wesołe jest życie staruszka

Trudno się dziwić, że sam reżyser, wypowiedź na temat spektaklu zaczyna od słów: "Strach... strach... czy to przedstawienie wytrzyma konkurencję z pierwowzorem". Na szczęście Jerzy Gruza zdaje sobie sprawę, że ów strach jest niepotrzebny, bo pierwowzór - wiemy o tym wszyscy - jest niepowtarzalny i Teatr Muzyczny w Gdyni bynajmniej nie zamierzał go kopiować. Jako że w sztuce również -- nie tylko w życiu - nie ma powtórek.

Jerzemu Gruzie chodziło raczej "o oddanie owego klimatu, stosunku do świata nacechowanego życzliwością, subtelnym humorem, dystansem - jakim "Kabaret Starszych Panów" sprzed lat różnił się od wszystkich innych nie tylko telewizyjnych kabaretów, seriali itp.

Twórca obecnej, teatralnej wersji "Kabaretu" upiera się, że "ci panowie nie byli tak przecież starsi" i w rolach Pana B. obsadza niespełna chyba 40-letniego Krzysztofa Stasierowskiego, a "funkcję" Pana A powierza pełnemu dobrotliwego uroku, też będącemu w kwiecie wieku Kubie Zaklukiewiczowi. Obaj panowie w nieskazitelnych frakach i cylindrach mają w sobie, jak trzeba, nienaganną, niegdysiejszą elegancję i dobrą, życzliwą ironię wobec siebie samych i wszelkich zjawisk tego świata.

Obok tych dwojga postaci wiodących pojawia się cały korowód przemiłych, charakterystycznych typów, które pamiętamy z tekstów Jeremiego Przybory, a więc: Pan Gienek (Tomasz Fogiel), Samochodziarz (Krzysztof Kolba), Herbaciarka (Lucyna Drywa), Staruszek (Jan Wodzyński), Pułkownik Hortensja (Andrzej Bara) i inni. Niektórzy z nich śpiewają znane, niezapomniane piosenki, do których muzykę skomponował Jerzy Wasowski. Są to np. "Walczyk wątpliwości", "Herbatka", "Pani Monika", "Bądź mi taką", no i oczywiście tytułowe "Wesołe jest życie staruszka"... Tak, tak, "piosenka jest dobra na wszystko" - i rzeczywiście wytwarza się miły nastrój i coś jakby łza kręci się w oku, że to już tyle lat...

Ale jako się rzekło nie o samo obudzenie w nas sentymentu do minionej epoki w dziejach polskiej telewizji chodzi twórcom gdyńskiego "Staruszka". Może więc o ciągle aktualną satyrę społeczną i obyczajową, którą telewizyjny "Kabaret" sprzed lat przemycał pod maską łagodnej wesołości? Owszem, są zabawne epizody typu "Rzepicha" (śmiech z zespołów po cepeliowsku ludowych), "Kuszelas" - kpina z rozwiązywania naszych problemów mieszkaniowych (dobry numer Tomasza Fogla), czy wreszcie "Prezes" - drwina z mało inteligentnych zwierzchników (zabawny popis Zenona Stańczyka i Marka Rajskiego). Jest to jednak śmiech dobrotliwy, liryczny, zawsze z nutką zadumy nad światem, w którym niezależnie od panującego systemu często bywa tak, iż prezes jest głupszy od swego podwładnego.

Bezgraniczna i rzekłabym tkliwa wyrozumiałość Starych Panów jest tak wielka, iż w ich towarzystwie nie ma właściwie złych ludzi. Jakże sympatyczny wydaje si$ im (i nam) nawet złodziej, ściślej kasiarz, Minimilian (Krzysztof Kolba), który swój proceder uprawia jakby mimochodem, a cały jest szarmancki, honorowy, wrażliwy, wdzięczny za dobroć itp. "Wszystko zrozumieć - to wszystko wybaczyć" - mawiali Francuzi i Starsi Panowie tę mądrość wcielają w życie z wrodzonym sobie wdziękiem i zapałem. Nawet para wydrwigroszy: Zmysław i Pikantyna (Wojciech i Katarzyna Cyganowie), najmujących się do pilnowania mieszkania również pod obecność gospodarzy - w ich oczach zasługuje na czynne wsparcie. Zwłaszcza, że młodzi się kochają, a według Starszych Panów w życiu w ogóle, a w przypadku Zmysława i Pikantyny szczególnie miłość jest tak piękna. Nic to, że wkrótce zmieniać się zaczynają partnerki i tylko Zmysław pozostaje ten sam...

Patrzymy i słuchamy z rozrzewnieniem - ile ciepła w tym kabarecie! Ale nie ciepełka, broń Boże! Jak dziś my, zamieszkali w kamiennej pustyni wieżowców, potrafimy to docenić! Alicja Wirth podkreśla ten fakt umieszczając skromne, lecz gustowne mieszkanko Starszych Panów na tle dalekiej perspektywy wieżowców, symbolizujących ów zimny świat końca XX w. Z obu stron na proscenium są miłe enklawy radości z prostodusznie wyciętym z tektury słońcem i księżycem. Stąd wybiegają poszczególne osoby lub całe zespoły - z piosenkami - przerywnikami. Duża, obrotowa scena pozwala błyskawicznie zmieniać scenerię. Raz jest to sielankowy domek, w którym Staruszek, pełen życiowej ikry, odsłania kulisy swego długoletniego, "nieskazitelnie harmonijnego" pożycia z żoną, kiedy indziej ogromny samochód-wrak, który Samochodziarz usiłuje sprzedać wraz z wujkiem... Zmiany poszczególnych obrazów następują szybko i dynamicznie.

Uśmiechamy się cały czas łagodnie, ale gromkim śmiechem nie wybuchamy jakoś. Rzecz chyba w tym, że tej sympatycznej realizacji czegoś brak. Tak, na pewno - owych wspaniałych osobowości, które wiele lat temu tyle czaru wydobywały z tekstów Przybory i piosenek Wasowskiego. Obok tych dwóch autorów i wykonawców - niezwykłych twórców kabaretu, pamiętamy wszyscy: Krafftównę, Gołasa, Kwiatkowską. Dziewońskiego, Jędrusik, Czechowicza... Telewizyjny "Kabaret Starszych Panów" skupiał niepowtarzalnych, najlepszych w kraju aktorów, najwybitniejsze talenty komiczne. Przedstawienie gdyńskie takich indywidualności oczywiście nie posiada. Zespół gra kulturalnie, poziom jest wyrównany, ale nie ma popisowych, olśniewających fajerwerków. Nie pojawia - się osobowość, którą by nas przykuła bez reszty... Niestety, na to nie ma rady - słusznie przewidział Witkacy, iż nasza epoka jest czasem zaniku ludzkiego indywiduum, co scena oddaje w pierwszym rzędzie...

Mimo wszystko warto zobaczyć gdyńską wersję kabaretu Przybory i Wasowskiego Zarówno teksty jak i piosenki wytrzymały próbę czasu, nic nie straciły ze swego uroku i aktualności. Dostosowując rzecz do lat osiemdziesiątych naszego stulecia Jerzy Gruza każe młodym wykonawcom zachowywać się na scenie bardziej nonszalancko i bez zahamowań; To już nie te nieśmiałe rozmarzone panienki sprzed lat - lecz buńczuczne, swobodne pannice w aerobikach, śmiało prezentujące swe wdzięki. Tylko Starsi Panowie pozostali bez zmian: szarmanccy, delikatni, nieśmiali...

Warto było wrócić do tekstów Przybory i piosenek Wasowskiego tym bardziej, że nowe pokolenie widzów nie zna "Starszych Panów", którzy tyle wzruszeń budzili w generacji ich ojców.

Mówiąc o aktualności, samych tekstów warto zacytować piosenkę "Już czas na sen", którą cały zespół śpiewa w finale spektaklu:

Dobranoc

Dobranoc ojczyzno,

już księżyc na czarnej lśni tacy

Dobranoc i niech ci się przyśnią

pogodni, zamożni Polacy

że luźnym zdążają tramwajem

wytworną konfekcją okryci.

I darzą uśmiechem się wzajem...

W cytowanym fragmencie zawarta jest istotna cecha tego przedstawienia: odwołanie się do godności, wyrozumiałości, poczucia humoru Polaków wprawdzie "zabieganych jak mrówki", ale zdolnych do spojrzenia z dystansu na własną rzeczywistość Kultura żyda, wzajemne zrozumienie, tak propagowane przez Starszych Panów pozwala łatwiej znieść uciążliwości codziennego życia, zaś krztyna elegancji i wytworności przydaje uroku nawet czasom kryzysu.

I właśnie ów humanistyczny wydźwięk "Kabaretu przypomnienia, jako że w bezwzględnej walce o byt zwycięża dziś często chamstwo, pazerność, bezwzględność, instrumentalne traktowanie drugiego człowieka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji