Artykuły

Czekając na wydarzenia

CO dzieje się aktualnie w warszawskich teatrach? Powolutku przygotowują się nowe premiery. Pisaliśmy już O tym, ie nowy dyrektor Teatru Polskiego i Kameralnego Kazimierz Dejmek otwiera sezon najnowszą sztuką Sławomira Mrożka "Ambasador" i adaptacją prozy Marka Hłaski. W Teatrze Narodowym Adam Hanuszkiewicz pracuje nad spektaklem "O poprawie Rzeczypospolitej" w oparciu o teksty Frycza Modrzewskiego, Skargi, Kołłątaja, Staszica, Kościuszki, Witosa, Piłsudskiego, a także Mickiewicza, Słowackiego, Fredry, Wyspiańskiego i Żeromskiego, premierę tego widowiska zapowiadając na listopad oraz przygotowuje dwie kolejne pozycje: Molierowskiego "Don Juana" z Janem Nowickim i "Wiśniowy sad" Czechowa. Ponadto Tadeusz Minc pracuje nad wystawieniem "Opętanych" Gombrowicza.

Po 35 latach nieprzerwanego kierowania jednym teatrem (niewątpliwy rekord w tej dziedzinie) Erwin Axer przekazał w tym sezonie Teatr Współczesny Maciejowi Englertowi, wychowankowi tej zasłużonej sceny, a przez pewien czas dyrektorowi Teatru Współczesnego w Szczecinie. Znamy go dobrze również ze scen warszawskich, inscenizacja największej świętości Jona Druce przyniosła mu w r. 1978 nagrodę im. Konrada Swinarskiego, przyznawaną przez dwutygodnik "Teatr" za najlepszy spektakl roku.

Pierwszą pozycją nowego dyrektora będzie "Pastorałka" Leona Schillera w reżyserii Macieja Englerta i scenografii Ewy Starowieyskiej. Następnie zaprezentują się nowo pozyskani reżyserzy: Janusz Wiśniewski zrealizuje "Woyzecka" Buchnera, a Krzysztof Zaleski "Rozkwit i upadek miasta Mahagony" Brechta; obie pozycje tyleż ambitne, co wiele obiecujące.

Aktualnie zaś na scenie Teatru Współczesnego oglądać możemy "Upiory" Henryka Ibsena w reżyserii Macieja Prusa i Erwina Axera. Spektakl jest mroczny, jakby w zwolnionym tempie, utrzymany w stylu wielkiej tragedii, niemal posągową postacią dawno nie widzianej na scenie Haliny Mikołajskiej w roli pani Alving - nieszczęśliwej kobiety i matki.

Przyznaję, że wolę Ibsena bardziej zwyczajnego, mieszczańskiego, z przebijającym przez ten ton codzienności piętnem prawdziwej ludzkiej tragedii. Natomiast nadto podniosły styl inscenizacji we "Współczesnym", miast przybliżać do nas ibsenowskich bohaterów i ich konflikty, niepotrzebnie je oddala. A przecież problem życia w zakłamaniu, z pięknymi frazesami na ustach i pustką w sercu, nie powinien być nam dziś obcy, podobnie jak motyw pokolenia, skażonego błędami i winą przodków. Toteż bardziej odpowiadałby mi spektakl z mocnym wybiciem prawd ponadczasowych, które czynią Ibsena współczesnym, ludzkim i bliskim.

Co nie oznacza jednak, że nie dostrzegam wielu istotnych walorów tego przedstawienia, tkwiących głównie w znakomitym aktorstwie świetnie dobranej obsady. Do pani Alving przykuwa uwagę jej mądrość, właściwa ocena postaw ludzkich, od pogardy do kochanego niegdyś pastora (bardzo dobra rola Edmunda Fettinga), przez pobłażanie dla wad Reginy (wyrazista Joanna Szczepkowska) i jej ojca (Henryk Borowski) aż po macierzyńską miłość do nieszczęsnego Oswalda, pokutującego ciężko za winy ojca. Bardzo interesująco zagrał tę rolę Cezary Morawski, ten sam młody aktor, który w filmie Zanussiego gra postać Karola Wojtyły.

Nie wystąpił jeszcze z nową premierą Teatr Powszechny, do którego tak chętnie chodzą warszawscy teatromani. Toteż swój jubileusz 35-lecia pracy zawodowej popularny aktor Bronisław Pawlik obchodził w "Kordianie" Słowackiego w kostiumie Wielkiego Księcia Konstantego. Fakt, że równolegle Pawlik gra Cześnika w Fredrowskiej "Zemście" i ze wzruszeniem wspominamy go jako Rzeckiego w "Lalce", najlepiej mówi o skali jego talentu. Przypominam, że Bronisław Pawlik jest tegorocznym laureatem Nagrody Ministra Kultury i Sztuki.

W Teatrze Nowym obejrzałam polską prapremierę nieznanej i nie grywanej nawet przez Francuzów sztuczki Wiktora Hugo pt. "Tysiąc franków nagrody". Autora jej znamy u nas głównie z jego wielkich powieści z "Nędznikami" na czele. Rodacy wielbią w nim głównie poetę. Jako dramaturg również wpisał się trwale w historię teatru głównie dzięki prapremierze "Hernaniego", zwiastującej początek romantyzmu. W Teatrze Nowym przypomniano go nam jednak tytułem słusznie skazanym na zapomnienie, w dodatku reżyser spektaklu Bogusław Jasiński nie umiał dobrać do niego właściwego klucza. I mimo udziału doborowej obsady aktorskiej i pomysłowej, zabawnej scenografii Ewy Nahlik i muzyki Stanisława Serewicza - całość zdecydowanie zawiodła.

A swoją drogą dziwić może wyraźna skłonność Teatru Nowego do klasyki, podobnie zresztą jak i Współczesnego. Nazwy tych scen stoją tu jakby w jawnej opozycji do wystawianych przez nie treści.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji