Bez miłości, czyli bez sensu
Rozmowa z Jackiem Poniedziałkiem, współautorem - razem z Krzysztofem Warlikowskim - przekładu "Oczyszczonych" i aktorem
MAŁGORZATA MATUSZEWSKA: W sztuce "Oczyszczeni" nie ma właściwie długich wypowiedzi, a postaci dramatu mówią do siebie prawie równoważnikami zdań. Dlaczego?
JACEK PONIEDZIAŁEK: Sztuka została napisana w języku angielskim, w którym o wiele prościej niż po polsku można wyrazić różne emocje. Angielski jest pojemny. Czasem jedno słowo ma kilka znaczeń, a jeśli nie rozumie się sensu całej sceny czy intencji autora, to można przetłumaczyć tekst błędnie. Z Krzysztofem Warlikowskim próbowaliśmy znaleźć najlepszy językowy ekwiwalent angielskiego tekstu Sarah Kane. Myślę, że udało nam się zachować wartki, specyficzny rytm oryginału. Udało się oddać to, co powinno wynikać z lektury sztuki.
- A co powinno z niej wynikać?
- Myślę, że to jeden z najbardziej trudnych, przykrych i chropawych tekstów, ale opowiadający o miłości. Miłość rozumiana jest tu współcześnie: zdarza się ona współczesnym ludziom, odczuwającym i wyrażającym szczerze i do końca swoje emocje. Ludzie końca XX wieku nie są do końca czyści, ale mają w sobie nutkę piękna. Człowiek z przełomu XX i XXI wieku nosi w sobie świadomość Holocaustu, komunizmu, wojny na Bałkanach i ataku terrorystów 11 września. Jest zarażony śmiercią, tragedią, rozgrywającą się daleko od nas, ale też często w sąsiednim mieszkaniu. Ale taki człowiek, choć jest uwikłany w dramat - żyje - a więc kocha, pragnie, marzy o czymś. Sarah Kane kładzie szczególny nacisk na jasne aspekty życia i to jest piękne w jej sztukach. Paradoksalnie, opisując świat takim jakim jest, wprowadza z ogromną mocą pojęcie miłości.
- Kogo Pan gra?
- Roda, jednego z dwóch homoseksualistów. W literaturze homoseksualizm albo się pomija, albo opisuje groteskowo, albo zbyt tragicznie.
- A to są zwyczajni ludzie...
- Tak. I tak rozumie ich Sarah Kane, która sama była lesbijką. Przygląda się ich żywym reakcjom na świat i funkcjonowaniu wśród ludzi.
- Jaka jest Pana postać?
- Chciałbym zagrać człowieka pięknego w środku, nie przenosząc żadnych stereotypów o homoseksualistach. Chciałbym, żeby publiczność zobaczyła, że ten człowiek umie pięknie kochać. Mój bohater ma 39 lat i został mocno zraniony. Nie znalazł w miłości szczęścia, ale nagle przydarza mu się miłość i on chce ją zniszczyć, bo boi się kolejnego zranienia. Paradoksalnie Sarah Kane jest optymistką, bo w rezultacie miłość wygrywa.
- Od dawna współpracuje Pan z Krzysztofem Warlikowskim...
- Od 12 lat, czyli od czasów szkoły teatralnej. W sprawach zasadniczych podobnie rozumiemy świat, choć bardzo się różnimy w szczegółach. Razem uprawiamy bezkompromisowy teatr nowej, współczesnej wrażliwość.
- Czy "Oczyszczeni" to skandalizujący spektakl?
- Czytam zapowiedzi w prasie o premierze i słowo "skandal" się w nich powtarza. A to potworne uproszczenie, krzywdzące autorkę. Kiedy jej sztuki pojawiły się w Wielkiej Brytanii, nazywano ją skandalistką i brutalistką. Kiedy napisała sztukę "Zbombardowani", Harold Pinter i Edward Bond powiedzieli, że Sarah Kane jest przyszłością teatru, że wyczuwa to, co jest najważniejsze.
- Kiedy na scenie ogląda się scenę gwałtu, a aktorzy mówią "brzydkim" językiem, powszechnie uważa się, że sztuka jest skandalizująca.
- A czy życie nie jest skandalizujące? Proszę wyjść na ulicę i do blokowisk, zobaczyć, jakie piekło ludzie urządzają sobie codziennie. W sztuce Kane jest nadzieja, miłość i Bóg. Autorka używa wyrafinowanej formy literackiej. Przedstawia świat bez Boga dlatego, żeby ludzie zrozumieli, że życie bez miłości, czyli bez Boga, nie ma sensu.