Artykuły

Atrakcyjny grzech

"Jaś i Małgosia" w reż. Zbigniewa Lisowskiego w Teatrze im. Andersena w Lublinie. Pisze Grzegorz Józefczuk w Gazecie Wyborczej - Lublin.

"Jaś i Małgosia" w Teatrze Andersena to bajka dla dzieci i ich rodziców, która zaskoczy i jednych, i drugich. To opowieść o grzechu, który wszyscy znamy, bo jest bardzo atrakcyjny.

Jest to współczesna i nie pozbawiona szczególnych eksperymentów wersja "Jasia i Małgosi". Reżyser Zbigniew Lisowski, dla którego tekst baśni Braci Grimm był zaledwie punktem wyjścia dla własnego scenariusza, zrealizował spektakl teatralnie bardzo nasycony, dynamiczny, o zaskakujących zmianach akcji przenoszących widza w różne światy. Zgodnie ze swym stylem Lisowski, na co dzień dyrektor i reżyser teatru Baj Pomorski w Toruniu, połączył różne konwencje teatralne, grę lalkami i żywym planem. Zastosował obrotową scenę, aby nadać akcji tempa i zmienności, natychmiast przenosić z miejsca na miejsce (udana scenografia Pavla Hubieka i ilustracyjna muzyka Piotra Klimka). A także, chyba najskuteczniej z dotychczasowych prób podejmowanych w sali Teatru Andersena, udało mu się chwilami umieścić publiczność w środku akcji, otaczając widownię aktorami, światłami i dymami, zasypując cukierkami i papierkami.

Lisowski rozpisał akcję spektaklu na kilka przenikających się planów zdarzeniowych. Oto bajkopisarz (Bogusław "Benek" Byrski) jeszcze w foyer zaprasza widownię do swego domu, aby opowiedzieć o bajkach. Wprowadza wszystkich na salę przez... szafę, po czym rozmawia z widownią pytając dzieci, skąd biorą się bajki? Już wtedy zaczynają się te cudowne i jakże w teatrze dziecięcym naturalne interakcje: bajkopisarz chciałby i naprowadza na to dzieci, aby te odpowiedziały, że bajki biorą się z wyobraźni, jednakże jedno z nich woła: bajki biorą się z... telewizji. Ożywają i do akcji wkraczają postacie jednej z bajek, czyli Jaś (Matusz Kaliński) i Małgosia (Dominika Mrozowska). Ale inna postać wprowadza coś nieoczekiwanego: Baba Jaga (Wioletta Tomica) przejmuje panowanie nad wyobraźnią bajkopisarza i to ona zaczyna decydować, jak zachowają się bohaterowie bajki, podsuwając im ten sławny lukrowany domek z piernika i cukiereczki. Kto cukiereczek zje, wpada w jej sidła - jak nieszczęsny Jasio.

Lecz po konsumpcji cukiereczka Jasio ląduje nie w paskudnym domu złej czarownicy, a w gronie kobiecych wampów, kociaków na wysokich obcasach (Bożena Dragun, Roma Drozdówna, Urszula Pietrzak, Maria Wąsiel) kuszących czarnymi kostiumami i podwiązkami oraz czerwonymi boa. Oczarowany i zaczarowany, niewinny i naiwny Jasio pada u ich stóp i szybko daje się przerobić na wielbiciela zmysłowej i podszytej erotyką totalnej zabawy, jaką wszyscy (także i dzieci) oglądamy na fotografiach kolorowych magazynów, w teledyskach, w rozmaitych show i filmach, ale też i na co dzień na ulicy. W jednej z piosenek słyszymy, że na tego, kto wchodzi w las bez przewodnika, czeka dużo lukrowanych zamków. Gdyby padło jeszcze kilka półsłówek, można by cukiereczek zinterpretować - sięgając do spraw bieżących - jako dopalacz. Jednakże, broń Boże, reżyser daleki jest od dosłownej moralistyki.

Zatem, spektakl zadaje pytanie, czym jest dzisiaj grzech, albo raczej występek, szczególnie ten czatujący na tych, którzy przekraczają granice dzieciństwa i mają przed sobą wiele ścieżek. Chodzi o grzech, który bywa bardzo atrakcyjny, a przecież ludzkość zna takie grzechy od zarania - i nadal grzeszy. Czy każda atrakcyjność to grzech? I w końcu: czy zmysłowość jest grzeszna? A jeżeli zmysłowość jest kiczowata - to co wtedy? A może po prostu lubimy występki? - pytania i pytanka można mnożyć nawet bez wnikania w ich freudowskie konteksty.

W spektaklu jest i ów szczególny eksperyment polegający na pytaniu o granice między spektaklem dla dzieci i dla dorosłych. Albowiem, jak się wydaje, dorośli chcieliby teatr dziecięcy traktować jako powrót do epoki beztroski: zapomnieć o codzienności i odpowiedzialności oraz o pokusach dorosłości; chcieliby konwencji czystej bajki oderwanej od rzeczywistości. Skoro jednak widzą na scenie podwiązki i czarne kostiumiki z czerwonymi boa, włącza się ich obyczajowa kontrola jak i podświadomość, która zbyt wiele karze kojarzyć z... Ciekawe, jak reagowałaby widownia, gdyby siedzieli na niej wyłącznie dorośli? Reżyser osiągnął bardzo intrygujący efekt balansowania na granicy różnych interpretacji, a nawet pewnej przekory wobec oczekiwań widzów i wymykania się konwencjom.

Skoro bajka ma napędzać się nie tylko wyobraźnią ale i uczyć, albo przynajmniej w sobie właściwy sposób opowiadać dzieciom o świecie i ludziach, to nie może tego czynić w oderwaniu od realiów. Dlatego dzieci wydają się przez moment zaskoczone, kiedy oglądają kabaretowe sceny z wampami, znane im skądinąd, a niektóre nawet protestują, że to "nie ta bajka". Mimo to pilnie śledzą, co się dzieje i kiedy na finał sam bajkopisarz chce zjeść cukiereczka i pyta, czy może - małoletni widzowie jak opętani krzyczą, że nie.

Spektakl broni się i doprawdy kusi, aby go oglądać, jest znakomitym teatralnym cukiereczkiem zarówno dla dzieci jak i dla dorosłych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji