Artykuły

Moje dotknięcia Brooka

Peter Brook w poniedziałek (21 marca) skończy 80 lat i chyba nie lubi, gdy mu się mówi o kalendarzu, a nie o sztuce. - Nie chciałbym, żeby mnie ktoś naśladował w tym, co robię. Mój teatr wyrósł z buntu przeciwko teatrowi XIX wieku - powiedział w tym roku na scenie Teatru Polskiego we Wrocławiu - pisze Krzysztof Kucharski.

Moim pierwszym dotknięciem Brooka było obejrzenie w latach sześćdziesiątych niezwykle działającego na wyobraźnię filmu w jego reżyserii "Władca much" opartego na książce noblisty Williama Goldinga.

Opowiada o grupie dzieci, która w wyniku katastrofy ląduje na bezludnej wyspie i próbuje sobie jakoś radzić. Szybko zmieniają się w okrutną i brutalną hordę, a w każdym miłym i dobrze wychowanym chłopcu kryje się barbarzyńca. Jest to wieloznaczna, antropologiczna opowieść o ludzkiej kondycji, upadku człowieka. Ta mała społeczność na wyspie pokazuje precyzyjnie, jak się rodzi totalitaryzm.

Brook uparł się, że zrobi ten film, choć nikt mu nie chciał dać pieniędzy. Oprócz uporu był także niezwykle konsekwentny, choć scenariusz zmieniał pod różnymi naciskami osiem razy. Wreszcie machnął ręką na wielkie firmy i pieniądze dostał od prawie trzystu niemających nic wspólnego z filmowym biznesem albo bardzo niewiele. Ten film można obejrzeć na kasecie, choć od jego powstania minęły 42 lata, ciągle przeraża swoją wizją świata.

Po raz drugi Brook porwał mnie Szekspirowskim "Snem nocy letniej", z którym był w Warszawie w roku 1972. Podziwiałem sprawność aktorów fruwających na rozhulanych trapezach kilka metrów nad sceną, podziwiałem pomysłowość i świeżość teatralnych rozwiązań.

Fascynacja Grotowskim

Trzecie spotkanie to wizyta Brooka na Uniwersytecie Poszukiwań Teatru Narodów, kiedy to po raz pierwszy przyjechał do Wrocławia latem roku 1975 na zaproszenie swojego przyjaciela, twórcy Teatru Laboratorium, Jerzego Grotowskiego. Spotkanie na scenie Teatru Polskiego trwało kilka godzin. Brook z Grotowskim siedzieli na proscenium na schodkach. Teatr wypełniony był od parteru po ostatnią jaskółkę. Był pierwszym uznanym twórcą teatralnym na świecie, który przecierał ścieżki za żelazną kurtyną zespołowi Grotowskiego.

- Grotowski jest wyjątkowy i jedyny. Dlaczego? Ponieważ, jak wiem, badał głęboko i całkowicie naturę aktorstwa, jego zjawisk, jego znaczenia, natury i duchowo-fizyczno-emocjonalnych procesów.

Powiedział to, a potem napisał, po kursach, które w The Royal Shakespeare Company w Londynie prowadzili w sierpniu 1966 roku Grotowski i Ryszard Cieślak. Brook przygotowywał wtedy premierę pod tytułem "US", którą można było odczytać jako "My", bo to znaczy po angielsku us, albo jako skrót od United States - Stany Zjednoczone. Ten spektakl był artystycznym protestem przeciwko wojnie w Wietnamie.

Spytany, dlaczego nie zrobił spektaklu po terrorystycznym ataku i tragedii 11 września czy okupacji Iraku przez Amerykanów, angielski reżyser od lat mieszkający i tworzący w Paryżu odpowiedział, że media, a głównie telewizja zmieniły odbiór takich wydarzeń. Kiedy powstawał spektakl "US", media nie były tak rozwinięte i tak agresywne. Dziś wojny transmituje się w telewizji od pierwszego strzału, jak mecze piłkarskie od pierwszego gwizdka. Ludzie są przesyceni pokazywaną agresją, okrucieństwem i zbrodnią. Teatr, żeby grzmiał, musi się wyciszyć. Szukać najprostszego porozumienia między jednym a drugim człowiekiem.

Na następny przyjazd Brooka musieliśmy czekać 20 lat. Potem był "Hamlet" na szekspirowskim festiwalu, a dwa lata temu na Scenie na Świebodzkim pokazał "Kostium". Przyjeżdżał do nas zawsze chętnie na zaproszenie Ośrodka Grotowskiego.

Debiut i droga

Peter Brook jako nastolatek debiutował nie byle gdzie, bo na scenie Royal Shakespeare Company, gdzie później reżyserował wiele swoich przedstawień, m.in. "Króla Leara" czy "Marata/Sade'a". Interesował się wnikliwie teoriami Bertolda Brechta, Wsiewołoda Meyerholda, Antonina Artauda oraz później Grotowskiego. W roku 1970 założył w Paryżu International Centre of Theatre Research i ruszył w świat, penetrując Afrykę i Stany Zjednoczone w poszukiwaniu teatralnych korzeni. Potem wybrał Iran i ze swoim zespołem teatralnym wystawił w Shiraz niezwykły plenerowy spektakl "Orghast" w języku specjalnie do tego przedsięwzięcia stworzonym.

Potem przyszedł czas na dziewięciogodzinną adaptację hinduskiego eposu "Mahabharata". To był rok 1985. Do udziału w tym przedsięwzięciu zaprosił najwspanialszego aktora z zespołu Grotowskiego - Ryszarda Cieślaka oraz Andrzeja Seweryna, który pracował w Paryżu, grając w różnych projektach teatralnych i filmowych. Dziś świat uważa to przedstawienie za jedno z największych zdarzeń artystycznych XX wieku. Od roku 1974 prowadzi w Paryżu swój teatr Bouffes du Nord, z którym przed tygodniem gościł we Wrocławiu. Wcześniej odebrał na poznańskim Uniwersytecie im. Mickiewicza tytuł doktora honoris causa.

- Nie chciałbym, żeby mnie ktoś naśladował w tym, co robię. Mój teatr wyrósł z buntu przeciwko teatrowi XIX wieku - powiedział w tym roku na scenie Teatru Polskiego.

Na zdjęciu: "Sen nocy letniej" w reż. Petera Brooka, Royal Shakespeare Company, Londyn 1970.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji