Benefis Ryszarda Kiersnowskiego
Dramatycznie zabrzmiały w sali "Ogniska" poprzedzające finał benefisu Ryszarda Kiersnowskiego słowa wiersza, który specjalnie na tę okazję napisał reżyser wieczoru Wiktor Budzyński:
Na nasze słowa
Padła martwa cisza
Lecz - w oczy popatrz:
Usłyszałeś nas!
Nie - drodzy czytelnicy - nie usłyszał nas na swoim benefisie ciężko chory Ryszard Kiersnowski. Był z nami, widział nas, wiedział że to jego wiersze, skecze, fragmenty dramatyczne i piosenki, ale słów nie słyszał.
Benefis Ryszarda - tak popularnego na uchodźstwie "Wincuka Markotnego" - był okazją zarazem smutną i radosną. Bo przecież możność, szansa obdarowania bliźniego jest zawsze największą i najdumniejszą przyjemnością.
"Wincuk" przez dwa dziesiątki lat swojej pisarskiej pracy na i emigracji radośnie obdarowywał nas swoim talentem. Nie ma chyba na uchodźstwie aktora, aktorki, śpiewaka, śpiewaczki, którzy nie braliby udziału w jego sztukach, nie recytowali jego wierszy, nie śpiewali jego piosenek.
Ryś Kiersnowski jest dzisiaj między nami, a jednocześnie odszedł od nas. Od naszego życia kulturalnego oderwała go tragiczna choroba serca, pozbawiła go pracy, pozbawiła go możności uczestniczenia w jego własnym wieczorze benefisowym. Był niemym, zapłakanym świadkiem naszej radości - radości obdarowywania.
Członkowie Związku Artystów Scen Polskich na Uchodźstwie - z drem Leopoldem Kielanowskim i Wiktorem Budzyńskim, jako reżyserem, na czele - zorganizowali benefisowy wieczór autorski dla Ryszarda. Spontanicznie zgłosili swój udział w wieczorze wszyscy koledzy i koleżanki aktorzy, dołączyło do pomysłu dysponujące salą teatralną "Ognisko Polskie" i dziesiątki ludzi dobrej woli, którzy w ten sposób odwdzięczyć się chcieli Wincukowi za śmiech i łzę, którymi nas obdarzał. Jak wypadł wieczór benefisowy? Nie ja jestem upoważniony do pisania o nim recenzji. Może najlepszym sprawozdaniem będzi list jego żony Krysi - popularnej Krystyny Dygat - który nadszedł na ręce redakcji Dziennika.
"Szanowny Panie Redaktorze,
Jestem oszołomiona tym nadzwyczajnym wydarzeniem, jakim był benefis mojego męża.
Babka moja mawiała zawsze, że trzeba się modlić o ludzką przyjaźń. To, z czym spotkał się mój mąż, to była właśnie Przyjaźń, taka prawdziwa, taka jaką się poznaje w nieszczęściu, taka, która swoim ciepłem daje siłę brnąć dalej i znosić zły los.
W imieniu mojego chorego męża i moim; dziękuję"!
Czy można coś więcej napisać o Benefisie Ryszarda Kiersnowskiego ? Chyba tylko to, że równie spontanicznie jak koledzy odniosła się do jego wieczorów publiczność i że z dumą i radością mogliśmy mu wręczyć trzysta bez mała funtów.
[data publikacji artykułu nieznana]