Artykuły

Dobry wieczór!

Ludzie, którzy innych do śmiechu pobudzają zasługują na naszą wdzięczność. Tak jak w życiu, tak i na scenie, łatwiej jest szarpać cudze nerwy, niż je rozluźniać. Łatwiej napisać długi dreszczowiec, w którym roi się od nieboszczyków, niż miniaturę literacką z błyskiem szczerego humoru.

Myślałem o tym idąc w niedzielne popołudnie do londyńskiego "Ogniska" na rewię ZASP-u "Dobry wieczór". Szedłem przekonany także, iż według wszelkich prawideł sztuki dramatycznej, nie stać nas już na dobre, lekkie widowisko, po odejściu z tego padołu takich szafarzy humoru w wielkim stylu, jak Hemar i Budzyński. Po głowie snuł mi się nawet werset (z "Reduty Ordona"), którym - tak mi się zdawało - określę swój nastrój po skończonym spektaklu:

Gdzież jest wódz co na męki tłumy te wyprawia,

Czy sam dzieli ich odwagę

i sam pierś nadstawia?

Tymczasem, jak w grze poolowej, tak i tu nie dopisała mi sztuka przewidywania. Zawiodłem się i mile rozczarowałem. Toteż, bez nieszczerego świegotania i ćmoktania, ale z przekonaniem wyznaję, że to czym nas uraczyła wesoła Piątka (przez duże "P") miało wszelkie walory udanego spektaklu. Najlepszym barometrem w tym wypadku jest widownia. Widzowie bawili się doskonałe, parskali raz po raz gromkim śmiechem i nagradzali artystów częstymi oklaskami.

Rewia "Dobry wieczór" oparta jest na tekstach Ref-Rena, ale nie wyłącznie, są także takie co wyszły spod innych piór. Miłą niespodzianką był udany debiut w roli autorki tekstów pani Marii Drue, która - jak widzę - zaczyna zdradzać fortepian dla pióra.

Jeśli idzie o wykonawców program, to każdy z nich posiadał przekonywającą vis comica, co w rewii jest nieodzowne. Duży ciężar widowiska spoczywał na pięknych ramionach Ireny Delmar, która wzięła na siebie lwią część programu: śpiewała z właściwym sobie wdziękiem co najmniej pół tuzina piosenek, a ponadto wystąpiła w kilku skeczach. Wystąpiła też w kilku bardzo pięknych sukniach.

Sekundowała jej dzielnie M. Pragłowska w rodzajowych piosenkach i solowych ewolucjach tanecznych.

Panowie nie pozostawali w tyle. A. Bożyński, sprawca rewii (skompilował dla niej ze znawstwem teksty), nie rozstawał się ze sceną, występując bądź jako konferansjer, bądź jako wykonawca lub współ wykonawca w siedmiu numerach. Aż dziw, że wytrzymał to wszystko. M. Gamski, choć z talentu rasowy aktor dramatyczny, potrafił doskonale przedzierzgnąć się w aktora rewiowego. Do najlepszych numerów należy zaliczyć parodię operową wykonaną przez niego wespół z Ireną Delmar i skecz "Sęk", grany z Bożyńskim. Wywołały one największe wybuchy śmiechu na sali.

Bernard Czaplicki wziął na siebie ciężar strony muzycznej akompaniując i grając kilka utworów solo w pięknym stylu.

Do sukcesu aktorów przyczyniło się kilkoro "nieznanych żołnierzy", których nazwiska warto także upamiętnić: J. Smosarski ożywił scenę udanymi dekoracjami, J. Jakubówna opracowała pomysłowo ewolucje a p. Matyjaszkiewiczowa zaprojektowała i wykonała urocze stroje. Administracja w wytrawnych rękach B. Kollera.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji